a

a

piątek, 2 listopada 2018

Hipokryta w lustrze

Mimo że zaczął się już listopad pogoda wciąż sprzyja spacerom. Słonko świeci, widoki przecudne i te liście szeleszczące tajemniczo przy każdym kroku... Chyba właśnie z powodu tego szelestu na spacerową trasę najchętniej wybieram teraz drogę prowadzącą do lasu. Idę sobie, szuram, wdycham jesienne zapachy i obserwuję ostatnie klucze odlatujących żurawi. Gdy nie chce mi się już patrzeć w obłoki, opuszczam wzrok i wypatruję brązowych łebków podgrzybków. Czasem trafi się kilka pysznych kapeluszy, innym razem w koszyku lądują kolorowe liście, szyszka, kilka żołędzi, ciekawa gałązka, czy inne skarby, które nie wiadomo po co tacham do domu. Nie raz i nie dwa oprócz grzybów i kasztanów niosę puszkę po piwie, pustą butelkę czy porwaną reklamówkę. 

Oczywiście w spacerze towarzyszą mi psy, które w nosie mają moje znaleziska, i węsząc z zapałem w przetrzebionych z liści krzaczorach, szukają własnych. Nie chcecie wiedzieć jakich... 
Szłyśmy więc sobie wszystkie trzy przez las, każda z nosem skierowanym w inną stronę, gdy nagle zatrzymał mnie niezadowolony i rozkazujący głos: 
- Ja tam nie mam nic przeciwko psom, ale te kupy to proszę sprzątnąć! 
Z niewielkiego młodniaka wynurzyła się pańcia z kilkoma grzybami w koszyku i niezadowoloną miną na twarzy. – Gdyby każdy tak lekceważąco podchodził do tych spraw, to utonęlibyśmy w morzu nieczystości i udusili ze smrodu!- Zbulwersowała się, zmarszczyła z obrzydzeniem nos i głęboko zaciągnęła się trzymanym w ręku papierosem. Przyznam- zrobiło mi się głupio. Faktycznie- własne podwórko sprzątam z psich kup, ale o podwórku Matki Natury to już nie pomyślałam a tłumaczenie, że lisich odchodów też raczej nikt nie sprząta byłoby raczej żenujące. Wstyd się przyznać, ale gdy jakaś psia mina trafi się bezpośrednio na drodze to po chamsku wykopywałam ją w pole lub na pobocze. Już miałam rzucić się w krzaki gdzie któraś z moich suk pewnie wygięła grzbiet w pałąk i choćby gołymi rękami zakopać dowody zbrodni, gdy kobieta zgasiła papierosa o pień starego dębu, wzięła zamach i wyrzuciła peta wprost w młodnik, z którego wyszła. Jeszcze raz zmierzyła mnie wzrokiem, z dezaprobatą pokręciła głową i odeszła wyciągając z koszyka paczkę czipsów. Stanęłam jak wryta. Przeszło mi przez myśl, że chyba wiem gdzie znajdzie się puste opakowanie i na złość kobiecie postanowiłam zostawić psie kupy własnemu losowi, przekonana że i tak zutylizują się szybciej niż beztrosko wyrzucony niedopałek. 
Kolejne minuty spaceru upłynęły mi na wymyślaniu inwektyw na babsko. Że wścibska, wredna, chamska, a nade wszystko hipokrytka! Jak można upominać ludzi, pouczać ich i krytykować a samemu robić tak samo, albo jeszcze gorzej.

Gdy już się nawściekałam, przyszedł czas na lekką konsternację. Cóż... jeszcze kilka lat temu sama paliłam i zdarzało się, że pet lądował na chodniku lub w jakichś krzakach... 
Odkryłam smutną prawdę: tak naprawdę wszyscy jesteśmy w większym, lub mniejszym stopniu hipokrytami! Ilu z nas krzyczy na dzieci za coś co sami robimy nagminnie? Krytykuje innych za czyny, które sam popełnia? Publicznie wypowiada słowa, których wstydzi się w domowym zaciszu? Bo tak wypada, tak bezpieczniej, tak mówią inni...

Sami się oszukujemy. Wegetarianin kupuje buty lub torebkę ze skóry. Bojowniczka o prawa zwierząt wklepuje w policzki krem testowany na laboratoryjnych myszach. Wróg myślistwa chętnie skosztuje kiełbasy z dzika a przeciwnik przemysłowych hodowli obżera się parówkami. 
Kandydat na wójta przed wyborami zakłada fanpejdża na fejsbuku i zaprasza do znajomych całą wieś, po wyborach zapomina o nowych znajomych, a strona znika. Ksiądz wyklina dzieci, które chodzą po domach prosząc o cukierka i obiecując psikusa, a nie widzi nic złego we własnym kolędowaniu. Przykłady można mnożyć bez końca. Każdy z nas zna jakiegoś hipokrytę, był świadkiem popełnionej hipokryzji i hipokryzję pewnie popełnił.
Więc może warto pomyśleć, zanim kogoś obsmarujemy i obrzucimy błotem? Ściągnąć maskę politycznej poprawności i spojrzeć najpierw na siebie? Zastanowić się co jest belką, a co źdźbłem i którą z tych rzeczy hołubimy pod własną skórą?


12 komentarzy:

  1. No tak, kazdy z nas ma swoje za uszami. Wazne jest, zeby nie bylo zego za duzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I żeby zdawać sobie z tego sprawę. Znam masę "świętoszków" gotowych w każdej chwili piznąć kamieniem!

      Usuń
  2. Dzięki Twojemu tekstowi sprawdziłam ile rozkładają się ,,niby" drobiazgi zalewające nasze chodniki i ulice. I tu ogromne zdziwienie: guma do żucia 5 lat!, a niedopałek papierosa około 2!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że nie wspomnę o reklamówkach, które potrzebują [w zależności od grubości plastiku] ponad sto lat!

      Usuń
  3. Warto ,warto,staram się i ja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    Trafiłam do Ciebie przez przypadek,ale warto było:)
    My rodacy widzimy błędy innych- sami nie, gdzie tam.
    Warto czasem i na siebie popatrzeć krytycznym okiem.
    Najserdeczniej pozdrawiam;)
    http://spacerem-przez-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Morgano- miło Cię poznać ;)
      Rozgość się ;)

      Usuń
  5. Ja przy każdym wypadzie do pobliskiego lasu biorę worek na śmieci i nigdy nie wracam z pustym.Nie rozumiem jak można papierek po czipsach lub puszkę po piwie pieprznąć w krzaki.To dla mnie jest niepojęte.Ale jest jedna na to rada- uświadamiać dzieci,bo na starych jest już za późno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temu wqrwiającemu tematowi poświęciłam już jeden post: https://dysonanseiharmonie.blogspot.com/2017/11/odpoczynek-na-onie.html , lecz niestety nagminne śmiecenie i kretynizm naszego gatunku homo-podobno-sapiens są wciąż aktualne. Nie wiem czy pokolenie naszych dzieci, albo i wnuków, będzie zachowywało się inaczej- po prostu my ludzie jesteśmy dziwni. Dopiero za ileś czasu, gdy lasy będą wspomnieniem, czyste rzeki i jeziora obejrzeć będzie można na filmach z przeszłości a za zaśmiecanie resztki Natury grozić będzie kara śmierci, może wtedy zrozumiemy!

      Usuń
  6. Ostatnio bylam z corka na zakupach. Pani pyta ja przy kasie czy dac reklamowke. Dac (a za te torby foliowe sie placi). A ja ze po co, przeciez mam torbe jednorazowa to wlozymy. Nie mamo, nie wtracaj sie. A potem juz w samochodzie, zebym jej siary nie robila, jak cygan z torba laze. Zrobilam wyklad na temat, ze nie tak ja wychowalam, ze chce zeby moje wnuki sie w czystym wychowywaly itp. W nastepnym sklepie juz o reklamowke nie poprosila. Sukces?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że sukces. Od czegoś trzeba zacząć. Chodzi o to, żeby fakt śmiecenia stał się obciachem w masowej skali.

      Usuń