a

a

sobota, 29 kwietnia 2017

Specjaliści

Wiadomo, że gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie. Wiadomo też, że wszyscy znamy się perfekcyjnie na polityce, medycynie i wychowaniu dzieci. Wkurza mnie jednak gdy laicy robią z siebie nie lada specjalistów, a osoby niemające zielonego pojęcia na dany temat wymądrzają się pełną gębą. Za nic mają autorytety i bzdurnymi kontrargumentami obalają każdą logiczną tezę. Co gorsza, sami we własne słowa wierzą pełnym sercem, pewnie w myśl idei, że wielokrotnie powtórzona bzdura staje się prawdą.

Rozmawiałam ostatnio z osobą, która uparcie twierdziła, iż żyjemy wewnątrz Ziemi, bo patrząc na horyzont widzimy linię wypukłą, a nie wklęsłą. Ten sam interlokutor udowadniał mi uparcie, że Ziemia wcale nie kręci się wokół Słońca, tylko odwrotnie, a wszelkie loty w kosmos są medialną manipulacją. Najgorsze jest to, że tak wiarygodnie udowadniał swoje opowieści, podawał tak przekonujące dowody, że sama prawie w to uwierzyłam ;) Na każdy argument obalający jego poglądy przytaczał pięć potwierdzających, aż w końcu wszyscy uczestnicy tej dziwnej rozmowy mieli odmienne wizje świata. Piotrek stwierdził, że ewidentnie żyjemy w Matriksie, a tenże dyskutant jest po prostu błędem systemu. Taki mały wirusek ;)

Właśnie. Wirusy. Mam wykształcenie medyczne i paręnaście lat przepracowałam jako pielęgniarka. W niczym to jednak nie przekonuje ludzi, którzy paradoksalnie przychodzą do mnie po radę. Mówię i tłumaczę: Wirusów nie zwalczamy antybiotykami. Zwykłe przeziębienie, a nawet grypa są wywoływane nie przez bakterie, ale przez wirusy właśnie. Antybiotyk nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. Wywoła m.in. śmierć niektórych bakterii, które bytują w organizmie, a ich miejsce zajmą inne, oporne na dany lek. No i co? Po moim godzinnym wykładzie z błyskiem radości w oku chory przypomina sobie, że ma w apteczce jakiś antybiotyk rok temu przypisany przez lekarza i leci w te pędy walczyć z wirusami. To po co taki przyłazi i zawraca gitarę, skoro wie lepiej?

Ostatnio zatrzymała mnie znajoma. Stanęłyśmy pod starym klonem i wdałyśmy się w gadkę- szmatkę. Ot, tak o niczym. Po kilku minutach znajoma podniosła głowę i stwierdziła że jak tylko ta lipa zakwitnie to mus przyjść kwiatów na przeziębienie nazbierać ;) Na mój cichutki komentarz, że na tym klonie lipowe kwiecie raczej nie zakwitnie, nie zareagowała w ogóle. Hm... może klon też ma lecznicze właściwości? Muszę doczytać.

Jurek lubi sobie czasem popolitykować. Któregoś razu przez pół godziny wysłuchiwał narzekań jednego z domorosłych politologów. Wylewał on tonę pomyj na pewnego polityka z prawicowej partii, po czym spuentował swój długi monolog, że temu ‘platformersowi’ całkiem się w głowie poprzestawiało. I o co kaman?

Przecież nie jest wstydem nie znać się na wszystkim. Jasne, ogólne pojęcie trzeba mieć, ale lepiej chyba być profesjonalistą przez duże P w jednej dziedzinie, niż znawcą przez bardzo małe z we wszystkim. Ja tam przyznaję się śmiało i bez bicia, że na polityce się nie znam, umiejętności techniczne mam opanowane do poziomu wymiany żarówki, a krawieckie do wszycia guzika. Jednak... cóż... też wpadłam w tę samą pułapkę robienia z siebie mądrzejszej niż jestem.

Na jednym z rolniczych spotkań w mojej wsi ktoś zaczął rozmowę o sprzęcie. Że tak bardzo technika poszła do przodu, że takie udogodnienia, że jedną machiną z kilkoma końcówkami rolnik ogarnie całą gospodarkę, a drzewiej to jedynie traktorek... Włączyłam się do rozmowy.
-To prawda. Jesienią przywieźli mi obornik. Cud machina! Obracała się prawie w miejscu, przywiozła, wywaliła, uklepała, a wszystko w pięć minut.- Zachwycałam się.- Tomahawk się nazywa.- błysnęłam wiedzą. Zaległa cisza.
-Hm... Manitou ma pani na myśli?

Ups. I to by było na tyle w sprawie błyskania ;)

Przynajmniej miałam dobre skojarzenia. I tomahawk i Manitou były w tej samej powieści. „Winnetou” ;)