a

a

sobota, 28 maja 2016

Prawie jak Pegaz

Byłam dzisiaj w lesie. Nie, BYŁAM DZISIAJ W LESIE, bo to trzeba napisać dużymi literami. Dałam się namówić Ajronowi i przezwyciężając własny strach i ślamazarstwo pojechałam z nim w teren. Moje umiejętności jeździeckie nie są najwyższych lotów, ale coś tam potrafię. Ajron obiecał, że będzie bez ekscesów, spokojnie i na luzie. 
Spacer po lesie zawsze jest wspaniały i uspokajający, ale dopiero z końskiego grzbietu można się nim zachwycić bez opamiętania. Wiewiórki, ptaki, a nawet sarny nie płoszą się słysząc tętent lub człapanie konia, biorąc je za naturalne, leśne odgłosy. Ile ja zwierza zobaczyłam! Rude kitki doprowadziły mnie do mokrego wzruszenia. Ciekawe jak tam mój Kubełek. Żyje? Ma się dobrze? Dorobił się rudej rodzinki i śmiga z nimi pośród drzew nie pamiętając wcale o swoim dzieciństwie w moim żółtym szaliku? Ach... 
Kilka saren bezczelnie pasło się na polu pszenicy, świecąc białymi tyłeczkami. Na chwilę podniosły swe zgrabne głowy, spojrzały nam prosto w oczy i stwierdzając chyba, że zagrożenia nie ma wróciły do konsumpcji soczystych źdźbeł. Puściliśmy się spokojnym galopem miedzą pomiędzy polami. Kopyta wzbijały tumany kurzu, wiatr owiewał zgrzaną twarz, a spocona pod toczkiem głowa swędziała jak diabli... ;) Pomimo superdziałającego spraya, zabijającego na śmierć, krwiopijcy urządzili sobie na mnie szwedzki stół, łyknęłam ze dwie muchy, kilka gałęzi smyrgnęło mnie po odkrytych ramionach a krople potu spływały po plecach niczym najprawdziwsza Niagara. Ale co tam. Dla takich duchowych doznań jestem w stanie znieść o wiele więcej. 
Pamiętam doskonale słowa Ajrona, powiedziane dawno, dawno temu. Prawie na początku naszej znajomości. Słowa, które mnie poruszyły i po których, hm... co tu kryć, trochę mi na jego punkcie odbiło ;)

- Gdy usłyszysz tętent i ujrzysz przed sobą rozwianą grzywę, gdy migną ci za plecami pozostające w tyle drzewa, a umykająca pod kopytami ziemia zamieni się w pył, dopiero wtedy zobaczysz, co to jest wolność... Gdy poczujesz owiewający cię wiatr i pozwolisz koniom pędzić do utraty tchu, gdy zapomnisz o świecie, odrzucisz bariery i zahamowania, wtedy odkryjesz, co to jest namiętność...

I coś w tym jest. Całkiem spore COŚ!
Bezpośredni kontakt ze zwierzęciem w ogóle jest magiczny. 
Magiczny jest delikatny dotyk aksamitnych chrap, gdy delikatnie biorą przysmak z moich rąk. Magiczny jest wiatr we włosach, tętent kopyt i umykające za plecami drzewa. Mistyczna wręcz jest świadomość, że lekkim dotykiem rąk, dociskiem łydek i umiejętnym dosiadem, panuje się nad sześćsetkilogramowym zwierzęciem, które- gdyby chciało- z łatwością mogłoby mnie zabić.


Wśród Was są osoby, które jeżdżą konno i one z pewnością doskonale wiedzą o czym piszę. A wszystkich pozostałych- zachęcam. Spróbujcie, to naprawdę nie jest takie trudne. No... całkiem łatwe też nie ;) Ale czyż nie najcenniejsze są doświadczenia, do których dochodzimy ciężką pracą i wylanymi kroplami potu? Czyż nie więcej satysfakcji czujemy, patrząc z dumą na dzieło, które wymagało od nas wytrwałości, skupienia i nierzadko poświęcenia? Jasne- to pytanie jest czysto retoryczne.
A więc koniarze ze wszystkich stron- łączcie się! Zarówno ci potraktowani dosłownie, jak też metaforycznie: zwierzoluby, naturoluby, ludzie z pasją i celem. Łączcie się!
A ja idę pod prysznic... ;)

9 komentarzy:

  1. Na końskim grzbiecie siedziałam i nawet na zaliczenie musiałam pojechać, konia oczyscic, okulbaczyc, ale to była mała próbka tylko 2 tygodnie. a mnie pogryzły meszki od kolan w dół jeden bąbel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meszki to dziadostwo straszne, podobnie jak komary. Ale prawdziwe potwory to końskie gzy. Wielkie jak helikoptery.
      Cóż... każdy kij ma dwa końce.

      Usuń
  2. Toż to dokładnie tak jak na motorze :-) Wiele babek z mojego klubu jeździ konno także, a kilka nawet posiada konie. Jedna robi koniom reiki i podobno działa. Cieszę się że Ci się jazda podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak. Tyle że koni pod maską więcej ;)
      Jednego ledwie opanowałam, a co dopiero kilkadziesiąt?
      Kiedyś jechałam skuterem. Wywaliłam się... ;)

      Usuń
    2. Iwono- reiki? Masz na myśli przekazywanie energii? No nieźle by było mieć siłę konia. Albo połączenie niczym w "Awatarze" ;)

      Usuń
  3. Matko, jak Ci zazdraszczam. Nie siedziałam nigdy na koniu, nie potrafię przełamać strachu. Ale wyobrażam sobie, że to musi być piękne doznanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba się przełamię:)

    OdpowiedzUsuń