a

a

niedziela, 13 listopada 2016

Jesienne liście i co z nimi zrobić.

Liście w życiu rośliny spełniają trzy zasadnicze funkcje: fotosyntezy, wymiany gazów i transpiracji. W życiu człowieka spełniają funkcji dużo więcej.

Już od początku marca biegamy po ogrodzie, parku, lesie i szukamy pierwszych oznak wiosny. Cieszymy się na widok pierwszych, malutkich pączusiów na gałązkach drzew i krzewów. Podniecamy się szukając wychodzących z ziemi czubeczków liści tulipanów, szafirków i narcyzów. 
Letnia zieloność jest zbawieniem dla naszych oczu. Z kwiatów i liści układamy bukiety lub pleciemy wianki. 
Jesień barwi je na niesamowite kolory i znów zachwycamy się widokiem bajecznych ogrodów, czerwonych buków i złotych klonów. 
A w listopadzie tysiące, miliony tychże, do niedawna cudnych liści, opada na nasze trawniki i spędza sen z powiek wielu ogrodnikom. Czy jesienne liście muszą być zmorą? Czy nie dałoby się jakoś ich wykorzystać? A dałoby się! I to na wiele sposobów.

Liście, które opadły na grządki czy rabaty śmiało można zostawić. Taka naturalna ściółka ochroni ziemię przed mrozem, erozją i wzbogaci ją w cenną próchnicę. Te z trawników, szczególnie tych pięknych i zadbanych, wypadałoby jednak zgrabić. Liście pozostawione na trawniku odetną dostęp do światła słonecznego, co w połączeniu z wilgocią może prowadzić do powstania grzybowych chorób oraz żółknięcia trawy. 
Podobno są tacy ludzie, którzy z nastaniem jesieni grabią liście kilka razy w tygodniu. Wygrzebują je z krzewów (nawet tych iglastych), strząsają z pergol i altanek, sprzątają, sprzątają, sprzątają... 
Ja tam idę na łatwiznę, choć dla spokojności sumienia nazywam to praktycznością ;) Zgrabiam, gdy opadną wszystkie. Jeżdżę po trawie kosiarką z koszem i do niego zbieram liście. Jest to dodatkowy plus, gdyż materiał jest już rozdrobniony i szybciej się rozłoży. Tam, gdzie nie dojadę wkraczam z grabiami i tworzę malownicze, liściaste kupki.


Zgarniam je później do taczki, wywożę w kąt sadu i zostawiam w spokoju. W ten sposób daję szansę na ciepły, zimowy i darmowy hotel wszelkim małym pomocnikom ogrodnika. Jeżom, ropuchom, zaskrońcom i kto tam jeszcze sobie życzy. 
Rozdrobnione liście z kosiarki zużyłam na kilka sposobów. Część poszła na świeżo założony maliniak (kupiłam i wsadziłam kilka sadzonek żółtej maliny „Fallgold”- podobno pyszna) i grządkę krokusowo- tulipanowo- hiacyntowo- i tym podobne.



Część jako ściółka na moje piękne nowe trumny (o których tutaj), a z reszty postanowiłam zrobić ziemię liściową. 
Ziemia liściowa nie jest tym samym co kompost. Jest to jednak wyjątkowo pożyteczna materia organiczna, powstała dzięki pracy grzybów. 
Jest doskonała do wiosennych rozsad. Nasiona są wyposażone we wszystko, co potrzebne do wykiełkowania, więc nie ma potrzeby (a nawet jest to niewskazane) siać je w super ziemię. Idealnym podłożem dla młodych siewek jest właśnie ziemia liściowa wymieszana z kompostem (lub kupną ziemią do rozsad) w proporcji 2-1.
Nie ma nic prostszego od zrobienia takiej ziemi. Liście wrzucamy do worka, szczodrze podlewamy, dziurawimy worek w kilku miejscach, odkładamy i zapominamy (ewentualnie polewamy wodą co jakiś czas, jeśli worki składowane są w pomieszczeniu).



Po sześciu miesiącach (jeśli liście były rozdrobnione) mamy gotową ziemię liściową. Do produkcji nie nadają się liście orzecha włoskiego (zawierają toksyczny juglon), liście dębu (bo rozkładają się nawet do trzech lat, lecz jeśli komuś się nie spieszy, to spoko ;)), kasztanowca (z uwagi na szrotówka, który opanował już chyba wszystkie kasztanowce w Polsce) i liście drzew i krzewów zimozielonych (pokryte są woskiem, który powoduje sklejanie się powierzchni liści i utrudnia dostęp powietrza, a w tym samym prawidłowy rozkład). Idealne są liście brzozy, jesionu, wierzby i wszystkich drzew owocowych.

Uważam, że palenie, lub wyrzucanie liści to prawdziwe marnotrawstwo. Jeśli- tak jak ja- dopiero teraz wzięliście się za liście (ooo, zrymowało mi się ;))- to może przypadnie Wam do gustu ten pomysł?

4 komentarze:

  1. Racja, ja grabię tylko igły i to z uporem maniaka, bo one kwaśność daja, trawę wyżerają. A po liście latam z taczką na siąsiednie działki, gdzie kolony duże. Potem te liście do moich skrzyń pakuję. Z moich liściastych,jeszcze małych drzew mało też liści, ale zostawiam je w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, Maszko podziwiam!
      Ja się za liście nie mogłam długo wziąć, a Ty igły grabisz. Szacun!

      Usuń
  2. Też zbieram liście tylko z trawnika, ale nie wpadłam na to, że można kosiarką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czegoto ludzie nie wymyślą ;)
      Ja wyczytałam z neta.

      Usuń