W zeszłym roku pisałam o przeróżnych przesądach i zabobonach, dziś chciałabym skupić się na tym konkretnie. Piątek trzynastego. Każdy z nas kojarzy tę datę. Templariusze- każdy kojarzy ten zakon. „Pan Samochodzik i Templariusze” - coraz mniej z nas kojarzy ten tytuł... [dygresja taka malutka...]
Piątek trzynastego jest bardzo ściśle powiązany ze średniowiecznym Zakonem Rycerzy Świątyni, bardziej znanym pod nazwą Zakonu Templariuszy.
Początki zakonu były nader skromne. Założony w 1119 r. jako bractwo dla ochrony pielgrzymów wędrujących między Jerozolimą i Jaffą przez rycerzy Hugona z Payens i Gotfryda z Sain-Omer, liczył osiem osób. Szybko zaczęli dołączać do niego inni rycerze, przede wszystkim ze znamienitych europejskich rodów. Głównymi założeniami zakonu było osobiste ubóstwo, czystość i posłuszeństwo, natomiast zwyczajową kontemplację i pracę fizyczną zastąpił nakaz walki w służbie Boga i Kościoła. Członkowie założyli na siebie białe płaszcze z ciemnoczerwonymi krzyżami, przyjęli herb przedstawiający dwóch rycerzy jadących na jednym koniu (z powodu ubóstwa) i zajęli się obroną szlaków pielgrzymkowych na Bliskim Wschodzie oraz walką z Maurami na Półwyspie Iberyjskim. Posiadając regularną, bardzo dobrze wyszkoloną armię, szybko stali się czołową potęgą wojskową Bliskiego Wschodu. Wsparcie możnych protektorów i przychylność władców zaowocowały licznymi nadaniami i pozwoleniem na prowadzenie operacji finansowych. Dzięki świetnemu zarządzaniu swoim majątkiem, w krótkim czasie szybko go pomnożyli, co zapewniło im wpływy na słabych królów jerozolimskich i na wielu władców europejskich. Wielu z nich było u templariuszy zadłużonych po koniuszki uszu.
Jednym z największych dłużników templariuszy był król Francji Filip IV, zwany Pięknym. Jego zachowanie było jednak odwrotnie proporcjonalne do przydomku. Pragnąc uwolnić się od długów i zdobyć środki na nowe kampanie wojenne, postanowił zniszczyć templariuszy i przejąć ich majątek. A że był wytrawnym graczem politycznym, zrobił to tak, że mało kto zorientował się co do jego prawdziwych pobudek. Jako rzekomy obrońca wiary przed bluźnierstwem i herezją oskarżył zakon m.in. o bałwochwalstwo, znieważanie krzyża, wypaczanie rytuałów kościelnych, rozpustę, w tym praktyki homoseksualne, kontakty polityczne z niewiernymi oraz zbyt skwapliwe gromadzenie dóbr doczesnych. Rozkazał aresztować jego członków i skonfiskować ich całą własność.
Akcja została przeprowadzona w piątek 13 października 1307 r. z iście zegarmistrzowską precyzją. Tego dnia do lochów trafili o jednej godzinie wszyscy przebywający na terytorium Francji bracia, z wielkim mistrzem Jacquesem de Molayem na czele.
Sąd nad nimi trwał 7 lat. Ci spośród templariuszy, którzy przyznali się do zarzucanych im czynów, zostali zwolnieni z więzień i skończyli jako żebracy. Ci, którzy nie przyznali się do winy, pozostali w lochach do końca życia. Wielki [i ostatni] Mistrz Jacques de Molay długo nie przyznawał się do winy. W końcu złamały go jednak nieludzkie tortury, jakim był poddawany przez bogobojnych i szlachetnych sługusów Pięknego. I pomimo tego, iż odwołał swoje zeznania został skazany na stos. Wyrok został wykonany w Paryżu 18 marca 1314 roku. Na chwilę przed śmiercią w płomieniach Jacques rzucił przekleństwo na papieża Klemensa V, króla francuskiego Filipa IV Pięknego i jego ministra policji Wilhelma de Nogaret – głównego organizatora procesu templariuszy. Objęty płomieniami miał wówczas wypowiedzieć słowa:
Papieżu Klemensie, królu Filipie, rycerzu Wilhelmie! Nim rok minie spotkamy się na Sądzie Bożym!
Klemens V zmarł miesiąc później z powodu dyzenterii, a król Filip IV osiem miesięcy później – w niewyjaśnionych okolicznościach, najprawdopodobniej na skutek wylewu krwi do mózgu (inne źródła mówią o otruciu i wypadku przy polowaniu). Klątwa de Molaya miała dotyczyć również potomków króla aż do trzynastego pokolenia. Pewnym jest, że 14 lat od jego śmierci dobiegła końca dynastia Kapetyngów, która panowała we Francji od 987 r.
Ps. W 2011 roku ówczesny papież Benedykt XVI publicznie przeprosił w imieniu Kościoła za fałszywe oskarżenie, za śmierć Jakuba de Molay oraz reszty rycerzy zakonu Templariuszy. Przyznał, że zakonnicy byli niewinni.
Lepiej późno niż wcale...
Nie chwali się dnia przed zachodem, ale mnie dziś padł alternator w aucie i wydałam 9 stów. Uważam, że jak na 13-tego w piątek to i tak spoko:)
OdpowiedzUsuńJa się wykopyrtnęłam wysiadając z samochodu. Prosto w pośniegowe błoto. Bossssko!
UsuńKlątwa działa...
A mnie nic:)
OdpowiedzUsuńTylko ślub brałam 13 i nie skończyło się to dobrze. Bo gdybym go wzięła 12 to też nie skończyłoby się dobrze:)))
Ano widocznie tak miało być.
UsuńNajlepiej podchodzić z przymrużeniem oka do wszystkich przesądów :)
OdpowiedzUsuńI nie tracić głowy na widok daty w kalendarzu albo czarnego kota.
UsuńAle na wszelki wypadek można odpukać w niemalowane ;)))
Właśnie tak :)
UsuńA u mnie minęło bez szwanków. No ale ja pod opieką czarnego kota jestę, nieprawdaż.... :-)))
OdpowiedzUsuńAaaa, to pech nie.
UsuńGrozi Ci najwyżej spalenie na stosie ;)))
...coby nie było, że konfabuluję, ale pamiętam jak dziś:
OdpowiedzUsuńmaturę zdawałam właśnie 13, w piątek.
Z polaka.
Trochę się niepokoiłam, mimo że jeszcze wtedy nie było tzw. "klucza".
Oddałam kartkę o... 13:13 (na arkuszu notowano godzinę)
...zdałam
Od wtedy lubię piątki, trzynastego !
Ja pamiętam pewien pokój hotelowy nr trzynaście.
UsuńOj- też mi sie dobrze kojarzy... bo wiesz...byliśmy w podróży poślubnej ;)))
Mojemu dziecku przydaje się ów dzień, bo wtedy nie zamierza ćwiczyć na w-f (na wszelki wypadek). A ja już
OdpowiedzUsuńw-fu wyrosłam. Teraz nie stawiam torebki na ziemi.
Dobra wymówka nie jest zła ;
UsuńTeż nie stawiam torebki na ziemi, ale kasa i tak jakoś ucieka. Hm... dziurawa torba?