a

a

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Nie lubię poniedziałku

A nawet nienawidzę. Wiem, że nie jestem w tym oryginalna i większość pracującej braci ma podobne odczucia co o tego Bogu ducha winnego dnia (wg statystyk prawie 70%). Problemem jest przeżyć jeden poniedziałek, a co dopiero 52 (???), bo mniej więcej tyle właśnie poniedziałków wypada w ciągu jednego roku. Ze statystyk wynika też, że w poniedziałki jest najwięcej samobójstw, morderstw i nagłych zachorowań. Cóż, nie dziwię się, sama bym kogoś ubiła. O poniedziałku śpiewa się w piosenkach („I Don’t Like Mondays” Boomtown Rats, „Manic Monday” The Bangles), kręci o nim filmy („Nie lubię poniedziałku”).

To zresztą z tego filmu pochodzi słynny cytat: 
„Prawdziwy fachowiec nie zaczyna pracy w poniedziałek”. A jak tu nie zacząć, gdy Dawid pojechał do szkoły, Jurek siedzi w swoich projektach, zwierzaki głodne a w lodówce pustka? No więc, niczym włoski przemysłowiec Francesco Romanelli, jadę do miasta na zakupy. W filmie Tadeusza Chmielewskiego „Nie lubię poniedziałku” z 1971 roku, Włocha uroczyście witają Polacy (oczekujący zresztą kogoś zupełnie innego), mnie nie wita nikt. I dobrze, bo niewyspana i zła, niczym ta królewna, która była bardzo nieszczęśliwa, bo w całym królestwie nie było ani jednej rolki papieru toaletowego, mogłabym kogoś pogryźć. Właśnie- nie ma w domu papieru toaletowego, trzeba kupić. Na mieście wariactwo. Niepotrzebnie wybrałam się tu z samego rana, ale trzeba było odwieźć syna na pociąg i od razu załatwić wszystkie sprawy, żeby nie przyjeżdżać ponownie. Na skrzyżowaniach samowolka. No ja rozumiem, że wszyscy do pracy się spieszą, ale jakieś zasady chyba jednak powinny obowiązywać? Przynajmniej w socjalizmie dżentelmen jezdni był przyjacielem przechodnia (ale jezdnia to nie pastwisko- łachudro), teraz nie ma dżentelmenów, choć pastwisko pozostało. Piesi lezą jak te barany, nie patrząc ani w prawo, ani w lewo. Byle do przodu. Przydałaby się jakaś policja. No, chyba że w przedszkolu panuje różyczka (czy dzisiaj dzieci chorują na różyczkę?) i pan władza opiekuje się synkiem. Głodnym- bo pewnie też lodówka pusta była.
- Milicjant: Znowu nie chciałeś jeść śniadania?
Syn milicjanta: Ty też byś nie chciał. Mama zrobiła kluski z tego gipsu, co go schowałeś w szafce. Pamiętasz?
Rany, u mnie pewnie i kluski z gipsu by zeżarli... Dotarłam w końcu do sklepu, zrobiłam kilka rundek po parkingu i zaopatrzyłam się w niezbędne dobra spożywczo- przemysłowe. Musiałam wrócić po papier...

I tak leci czas. Najchętniej przespałabym ten dzień, wzorem jednego z bohaterów filmu, gdyby nie obawa, że zasnę w nieodpowiednim miejscu i obudzę się na wyżynach, pod samym niebem.
Szukam więc sensu, niczym delegat gminnej spółdzielni, grany przez Jerzego Turka, desperacko poszukujący części do kombajnu. Ucieszyłam się, gdy w końcu znalazł te treblinki. Czyli nawet w poniedziałek może coś się udać, osiągnąć cel, pokonać przeszkody. Hurra!


Zaciekawiło mnie co to w ogóle są- te treblinki. Hm... wyszło na to, że nic. Nie istnieją. Okazało się, że było to w pewnym sensie epitafium socjalizmu. Metafora bezsensu. A już się cieszyłam... Dalej więc, nieskładnym i chwiejnym krokiem, podpierając się laską i śpiewając pijackie piosenki, będę szukać tego poniedziałkowego sensu na końcu torów tramwajowych.

I dalej nie lubię poniedziałków. A co gorsza, wcale nie lubię tego filmu.

5 komentarzy:

  1. To dzien dla masochistow, degeneratow, desperatow i psychopatow. Nie lubie, wole piatek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No baaa. To tak jakby porównać hot-doga z homarem ;)
      Niby oba na "p",ale smakują całkiem inaczej ;)

      Usuń
  2. E tam, odkąd mieszkam na wsi, jest mi serdecznie wszystko jedno jaki mamy dzień tygodnia! Kiedy latałam do koszmarnej huty, syndrom poniedziałku miałam już w czwartek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak, jak Hana. Poniedziałki bywają koszmarne, choć nie zawsze tak bywało. Wtorki i środy też piątek, jaki taki, szczególnie, jak śmigam, tam, gdzie wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mariolka też ma wyrąbane, ale Joanna cierpi...

    OdpowiedzUsuń