a

a

piątek, 25 marca 2016

100 wcieleń rosołu

Byłam dziś w mieście na ostatnich (albo przedostatnich, bo z pewnością o czymś zapomniałam) przedświątecznych zakupach. Matko jedyna! Ludzi mrowie. Kłębi się toto, przepycha, kręci w te i nazad, z obłędem w oczach pchając przed sobą obładowane do granic możliwości wózki. Cztery kasy obsługują klientów od rana do wieczora. Biedne dziewczyny, blade ze zmęczenia ledwie mają siłę przesuwać tony towarów przed pikającym non stop skanerem, nie mówiąc już o uśmiechu czy odwzajemnianiu świątecznych życzeń. 
Hej, weselmy się, święta idą! 
Stojąc w kolejce z równie obładowanym jak pozostali konsumenci koszem, zaczęłam się zastanawiać jak żyliśmy kiedyś? Gdy nie było supermarketów, a niedziela była wolna również od handlu. Gdy w sklepach stały na półkach przysłowiowa musztarda i ocet, a mięso i kawę kupowało się na kartki? Byłam jeszcze wtedy mała, ale pamiętam gigantyczne kolejki i ludzi z wiankami papierów toaletowych malowniczo udrapowanymi na szyjach. Pamiętam meblościanki w pokojach swoich koleżanek, które były identyczne z moją własną ;)

I pamiętam przygotowania świąteczne mojej Babci, lub Cioci Frani. Same kupowały świniaka od sąsiada, mięso peklowały, piekły, wędziły, gotowały i tym podobne. Najważniejsza była logistyka. Szynki i schaby na wędliny, podroby do pasztetu, krew na kaszankę, jelita na kiełbasy i tak dalej. Nic nie mogło się zmarnować. Taka sama logistyka obowiązywała podczas konsumpcji owego prosiaka, aby starczyło na jak najdłużej. Pomidorowa zrobiona z rosołu to już klasyka, ale ciocia Frania robiła dużo, dużo więcej ;) Nóżki z rosołu panierowała w tartej bułce i podawała z ziemniakami i mizerią. Ugniatając ziemniaki pochylała się mocno nad garnkiem i robiła „parówkę” na cerę, a po obiedzie maseczkę z obierków ogórka. Wodą po ugotowanych pyrach (niesoloną i ostudzoną) podlewała paprotki. Rosły jak szalone. Nie muszę chyba pisać, że obierki z ziemniaków parowała dla kur? Reszta ziemniaków kończyła jako kopytka. Mięso z korpusu i wieprzowinę obierała z kości i była galareta. Ugotowane warzywa zamieniały się w sałatkę. Makaron z pomidorowej z sosem z zagęszczonej mąką zupy przybierał formę spaghetti, czasami z dodatkiem małych klopsików. I tak oto przez tydzień, przybierając różne formy i faktury, rosół żywił całą rodzinę ;)


Komu dzisiaj  by się tak chciało? Resztki wyrzuca się do śmieci i już.
Ja nie będę aż tak szaleć z recyklingiem, ale nie zamierzam też szaleć kulinarnie. Sałatka, żurek, biała kiełbacha i pieczona karkówka. No i jajka oczywiście. 
A Wy co szykujecie? Szalejecie?

19 komentarzy:

  1. Kupiłam białą kiełbasę, sztuk dwie, i zapomniałam ją zabrać z mięsnego. Takie to będą święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hrehrehre. Jeszcze zdążysz kupić drugi raz. A nawet trzeci ;)

      Usuń
    2. Niewierny Tomasz ze mnie - poszłam dzisiaj do tego sklepu, powiedziałam jak było, ale nie miałam specjalnej nadziei, bo paragon zaginął, a miłe Pani dały mi dwie kiełbaski.
      Galareta z kury się też gotuje. :-)

      Usuń
    3. No proszę. Okazuje się, że są jeszcze uczciwe ludziska ;)
      Wesołych Świąt Agniecho!

      Usuń
    4. I Tobie i Twoim Pożeraczom Rzeżuchy.!

      Usuń
  2. Ognio jedzie do córki, ja zostaję na posterunku ze zwierzyną. To dopiero będą święta! Huraaaaaa!!! Jednakowoż ukłoniłam sie w stronę świąt, przewróciłam dywan na drugą stronę (pawiem do dołu) i zrobiłam galaretkę z kurczaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu pawia ukryłaś? Mógłby być przepiękną i niepowtarzalną ozdobą świąteczną. Szczególnie gdyby ogon w całej okazałości rozłożył ;)))

      Usuń
    2. No właśnie rozłożył i nie wpisał się w konwencję.

      Usuń
    3. Rozumiem. Nie ta kolorystyka i faktura ;)))

      Usuń
    4. Hana, a nie lepiej pawia sprzątnąć...?

      Usuń
    5. Myślę, że on się utrwalił.

      Usuń
    6. E tam, sprzątnąć to pikuś. Robię to dość często z uwagi na pogłowie. Jednak Agniecha ma rację. One mają tendencje do utrwalania się.

      Usuń
  3. Już nie szaleję na święta coby się później nie trzeba było odchudzać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 2 brytfanki ciasta marchewkowego i pasztet z tuńczyka. Torba owców kupiona. Pakuję się i jadę do mamy i sióstr. Wu zamiótł chałupę. Ot cłe przygotowania. Wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak u Mamy ;)
      Pasztet z tuńczyka brzmi pysznie. Wesołych Świąt Mnemo!

      Usuń
    2. Prosty, jeszcze dasz radę zrobić:)

      4 puszki tuńczyka na pół ten z wody i oleju. Płyny wylewasz. Moczysz 4 bułeczki w mleku - odciskasz. Mieszasz to wszystko na masę z 4 żółtkami. Doprawiasz, ół, pieprz, co tam jeszcze uważasz, ja dałam papryki i zielony majeranek. Wersja ekskluzywana - orzechy pistacjowe.Też dałąm. 4 białka ubijsz. Mieszasz, pieczesz w keksówce, aż się zezłoci i zacznie odstawać. Pasztet podajesz z sosem, jogurt sól pieprz, cukier, sok z cutryny i szczypiorek. Koniec!!!

      Usuń
  5. Wesołych:)
    Ja jeszcze nie zaczęłam, a juz dość mam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam a moje chłopy skończyły. Zeżarli całą dekorację. Łącznie, kurna, z rzeżuchą!

      Usuń