a

a

środa, 9 marca 2016

Czwarty krzyżyk i Krzyż Pański...

Jakoś tak się utarło, że czterdzieste urodziny są przełomem w życiu kobiety. A przynajmniej tak odbiera to moja szalona kuzynka Anka, która właśnie zaczęła dźwigać na grzbiecie swój czwarty krzyżyk. Aleksandra- dobra dusza- wymyśliła dla niej przyjęcie- niespodziankę, a mnie zapędziła do pomocy w jego realizacji. Choć przebiegła Anka domyśliła się podstępu swojej bratowej, do końca udawała zaskoczenie i Ola była w pełni usatysfakcjonowana ;) Fakt- impreza była świetna, ale nie o niej chciałam napisać, a o jednym z gości szanownej jubilatki. 

Poznali się w Noc Sylwestrową i od tej pory nic już nie miało być tak samo. Niestety...

Jacek skończył 26 lat i pracuje jako trener choszczeńskiej drużyny kajak polo w kategorii młodzików. No i wciąż mieszka z mamusią. Jest prawdziwym niewolnikiem własnego ciała. Dzień zaczyna i kończy gimnastyką. Przed podniesieniem łyżki do ust liczy kalorie i sprawdza indeks glikemiczny pokarmu na niej zawartego. Każdy mięsień, przeciętnym ludziom służący do poruszania się, jest jego przyjacielem i ma swoje imię. I każdemu poświęca odpowiednią liczbę minut na indywidualny trening. Okazał się całkiem sympatycznym młodzieńcem. No, może nie zabija intelektem, ale wiedział, że bitwa pod Grunwaldem była w 1410 roku. Nie był tylko pewien, kto wygrał…
Jego znajomość z Anką jest doprawdy skomplikowana. Wydaje mi się, że trzyma go ona przy sobie jako remedium na konflikt serca i rozumu, jaki ostatnio nieustannie toczy jej ciało i duszę ;) Ewentualnie chce być poprawna politycznie i akceptuje w pełni genderowatość młodziana. Skąd gender u takiego macho? Cóż, przytoczę Wam dialog bohaterów tegoż wpisu i oceńcie sami ;) Działo się to na początku ich znajomości, gdy Anka zachorowała, a Jacuś postanowił ją porozpieszczać. Natrudził się chłopak, uszykował wzmacniający przecier z selera naciowego i załatwił najnowszą komedię rodem z Hollywood. ;)

– Chcesz trochę? – zapytał Jacek, wychodząc z kuchni z dzbankiem shrekopodobnej mikstury.
Anna energicznie zaprzeczyła.
– To przecier z selera. Jest doskonały na potencję.
– Nie, dziękuję. Nie mam jeszcze problemów z potencją – odpowiedziała żartobliwie Anka.
– A prostatę badałam w zeszłym miesiącu.
Jacek z aprobatą pokiwał głową.
– To dobrze. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Matko jedyna…
– Masz całkowitą rację. A ty systematycznie wykonujesz mammografię? – Anka badała dalej intelektualne możliwości Jacka.
– Oczywiście.
– Cytologię też?
Napakowany hermafrodyta skinął potakująco głową, podszedł do DVD i włączył płytę.
– Oglądamy?
Załamana Anna bez słowa skinęła głową.

Nie wiem, dlaczego się załamała. W końcu naprawdę lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda? Miał chłopak rację ;)))

Osobiście poznałam go jednak dopiero na owej imprezie. 
Jedzenia naszykowałyśmy masę, bo Ola zaprosiła wszystkich z otoczenia Anki, których znała. Goście zajadali się przysmakami przez nas przygotowanych. Na stole stało wszystko, co tylko można było sobie wyobrazić: sałatki, mięsiwa we wszystkich postaciach, miliony przystawek na ciepło i zimno. Wszyscy jedli, jakby co najmniej przez tydzień nie mieli nic w ustach, z wyjątkiem oczywiście Jacka. Na pytanie Ajrona, dlaczego odmawia sobie tych pyszności, chłopak udzielił wyczerpującego wykładu na temat prawidłowego żywienia.
– Ale przecież trzeba korzystać z życia! Dieta dietą, rygoru trochę też się przyda, lecz drobne przyjemności są równie ważne – tłumaczył sportowcowi Ajron. – Carpe diem, mój młody przyjacielu.
Przerośnięty chłopiec spojrzał na dziwnie mówiącego weterynarza.
– No… karpia zjem… Ryby są zdrowe i mają dużo białka, choć ta akurat trochę mułem zaciąga… – powiedział, po czym spojrzał zdziwiony na twarze ryczących ze śmiechu gości.

Rany! To był hit imprezy! Wielcy filozofowie mają to do siebie, że ich słowa można interpretować w rozmaity sposób, ale takiej interpretacji Horacego jeszcze nie słyszałam ;)))

Nie był to koniec spektakularnych występów chłopaka Anki. Przy wydatnej pomocy Jurka powstał edukacyjny filmik o dorastaniu. Zaczął się on czołówką ze znanej komedii „I kto to mówi II”. Gdy plemniki dostały się w końcu do komórki jajowej i mała dziewusia  stwierdziła, że ma dwie pary warg, na ekranie pojawiło się zdjęcie Anki w ramionach rodziców. Slajd za slajdem ukazywał małą Andzię. Ze smoczkiem w buzi, w zabawnych kapelusikach, na spacerach… Wszyscy z zachwytem obserwowali, jak z małego bąka wyrasta kilkuletnia panienka. Pierwsze świadectwo, szczerbaty uśmiech, na kilku zdjęciach z „Rapsodii”, w tle machała do nich ciocia Frania. W pewnym momencie Ajron musiał zastopować film, gdyż znów wszyscy, jak jeden mąż, buchnęli śmiechem, pokładając się na podłodze. Z ekranu telewizora wdzięczyła się do nich mała Ania w wielkim słomianym kapeluszu, machając radośnie rączką i obejmując nogami kłapouchego osiołka, na którym siedziała.
– Rany, Anka! Kto na tobie siedzi? – zawył Tomek, kolega z pracy, skręcając się ze śmiechu.
Wszyscy, włącznie z jubilatką, zarechotali. Najgłośniej śmiał się Jacek. Pozostali goście siedzieli już spokojnie, a on dalej zwijał się na podłodze. Po dłuższej chwili opanował się w końcu i spojrzał z uznaniem na Tomka.
– Dobre to było. – Wyszczerzył zęby. – Ale przecież nikt na niej nie siedzi. To kapelusz! – Jacek nów zaczął wesoło rechotać.
Agnieszka- żona komendanta policji, znana w mundurowych kręgach jako prawdziwa śmieszka, prychnęła niepohamowanie. A że właśnie popijała kolorowego drinka, z jej ust wystrzeliła rozproszona struga pomarańczowego płynu i osiadła na klapach marynarki, pechowo siedzącego naprzeciw niej, chłopaka Beaty. Zamarła, ze strachem wpatrując się w oplutego solidnie marynarza. Ten wytarł z twarzy sok pomarańczowy i uśmiechnął się do Agnieszki.
– Trafiony – zatopiony. – Po czym dodał z powagą: – I jaki celny, symetryczny strzał.

Uwierzcie mi, na takiej imprezce jeszcze nie byłam! I, mimo że w głowie Jacka hula wiatr, jest on naprawdę przemiły. Takie duże dziecko. Szczery, uczynny i poczciwy. W końcu nie jego wina, że kolejka po rozum była taka długa... Z drugiej strony nie wiem, jakim cudem Anka z nim wytrzymuje, choć ktoś, kiedyś może być z nim szczęśliwy. Ktoś nieoczekujący rozmowy po...


16 komentarzy:

  1. \Oesssu, Mariollo, nie wierzę! Wymyśliłaś to?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne, ze wymyslila:)))) Ale naprawde takie egzemplarze zyja na tym swiecie - wierzci mi na slowo. Mam kolezanke, wypisz wymaluj kolega Anki.
    Spotkanie z nia dziala dobrze na miesnie brzucha, bo ubaw jest po pachy, jednak na dluzsza mete nie do wytrzymania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie hahaha. Postaci z powieści są przerysowaną nieco sumą autentycznych ludzi. I nie wiem czy się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie...

      Usuń
  3. Fakt, też znam tako jedno. Zapytała, czy akwaforta to tytuł obrazu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba sobie przylepię na ścianie "Karpia zjem".
    Nie ma to jak mądra maksyma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja- "Ślepota przychodzi z czasem, z głupotą trzeba się urodzić" ;)

      Usuń
  5. No niestety, kto stał w kolejce po ciało ten się spóźnił w kolejce po rozum. I odwrotnie.
    Ale mnie ubawiłaś :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Wymyśliłaś, no kurczę wymyśliłaś te postaci:) Bym chyba nie mogła z 26 latkiem...szczególnie takim, co karpie je, bo ja nie lubię...szlamem jedzie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ostatnio paduam, gdy pewna Norweżka - nieco młodsza niż 26 lat, bo 22-latka - zapytała mnie na widok zespołu zamkowego z lotu ptaka: "A dlaczego tam jest ta woda wokół tego budynku" - i wierzcie mi, nie chodziło o problemy językowe, bo angielski posiadała znakomity;)))) Reszta parsknęła, ja wymiękłam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hrehrehre. Prawdziwy współczesny rycerz w spódnicy. Porządnie zakuty ;)
      Cześć Krecie ;)

      Usuń