a

a

wtorek, 3 maja 2016

Wojna i pokój

Wiecie, co najbardziej lubię w życiu na wsi? Spokój. Święty spokój. Raz na jakiś czas przejedzie samochód, gdzieś z oddali dobiegnie echo przewalających się po torach wagonów pociągu czy donośny świst lokomotywy. Dziadek Robaczek huknie na żonę, że pomidorową to jadł już wczoraj, a babcia odburknie, że jak mu się nie podoba to niech zapierdziela do restauracji. Zapieje wdzięcznie kogut zza płota a moje zielononóżki odpowiedzą mu gardłowo gdacząc. Z pastwiska zabeczy Zaraza, przywołując do porządku Mandarynkę lub Malinkę, a w sadzie wesoło pochrumkuje Boczek. Ptaki ćwierkają jak szalone, z głębi lasu energiczne staccato wystukuje dzięcioł, a rzepaki pachną...!

Sielanka. Siedzę sobie na tarasie z kubkiem kawy w dłoni i wsłuchuję się w dobiegające zewsząd spokojne odgłosy natury.
Wzdrygam się gwałtownie przypominając sobie odgłosy kończącego się długiego weekendu.

Spokojna do niedawna „Rapsodia” w sobotę zmieniła się w przedsionek piekieł.
– Dzie moja dupa, moja duuupaaa, dzie, mami, duuupaaaa!!!
– Daj jej wreszcie tę butlę, bo zaraz moi koledzy z pracy tu przyjadą, a mam dziś wolne i nie mam zamiaru oglądać ich zakazanych twarzyczek.
Zaśmiała się Anna do Aleksandry.
– Zaraz, widzisz chyba, że doprawiam sałatkę. Swoją drogą ten kozi twaróg idealnie komponuje się z rukolą. Chyba samodzielnie wrąbię całą miskę. Piotreeek, daj Miśce butlę z sokiem, bo ogłuchniemy!
– Nie mogę teraz. Tłumaczę Jurkowi zasady funkcjonowania domów szkieletowych, Hanka niech jej da.
– Haaankaaa, daj Miśce jej butlę!
– Oj mamoooo! Właśnie idę z Dawidem pokarmić kozy, chyba nie chcesz, żeby były głodne, no nie?
– Jasne. A własna siostra niech umiera z pragnienia…
Aleksandra podniosła do ust łyżkę sałatki i po spróbowaniu dosypała jeszcze trochę soli.
– Dzie duuupaaa!!!
Znalazłam butlę z sokiem wśród stosów misek na kuchennym blacie i pobiegłam do małej Michaliny, która z wściekłą miną darła się wniebogłosy.
– Masz, masz, tylko proszę cię, nie drzyj się już.
Krokodyle łzy momentalnie zamieniły się w rozanielony uśmiech.
– Moja dupa.
– Twoja, twoja, pij.
– Tati Pała dzie?
– Tata Piotrek rozmawia z wujkiem Jurkiem.
– Mami Ola dzie?
– Szykuje jedzonko.
– Aja dzie?
– Hania poszła z Dawidem do kózek.
– Misia tes – powiedziała Michalina, po czym zabrała swoją ukochaną butlę i na krótkich nóżkach podreptała za starszą siostrą.
Dziesięć sekund później rozległ się kolejny wrzask:
– Maaamoooo, czy ja nie mogę mieć chwili spokoju? To chyba twoje dziecko, nie moje?! Czy ona wszędzie musi za mną łazić?!
Aleksandra ani drgnęła.
– O matko! Ty masz tak zawsze? – zaśmiałam się pytająco.
– Taa, normalka, nie zwracaj uwagi. Twoje kozy są dobrze zamknięte?
– Tak. Nie martw się, nic dziewczynkom nie zrobią. Zresztą jest tam przecież Dawid.
Ola zerknęła na mnie odrywając się na chwilę od szatkowania cebuli.
– Ja się o kozy martwię.
– Aha…


Kocham moje bratanice. Są to wyjątkowe dziewczynki o dobrych sercach, mądrych głowach i konkretnych temperamentach.
Ale jakże kocham tę błogą, cudowną, upragnioną ciszę, która nastaje po ich wyjeździe... ;)

8 komentarzy:

  1. Dzieci sa fajne, ale cudze i na odleglosc. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W pewnym wieku nawet wlasne sa fajne na odleglosc :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć do końca życia będą wołały- mama jeść! ;)))

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Masz za to czworonogów do kochania całe stada.
      I do karmienia ;)

      Usuń
  4. Tekst ,,To jest twoje dziecko, nie moje" świetny. Ale u mojej mamy by nie przeszedł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mojej też nie. Inne czasy, inne dzieci i rodzice również musieli ewaluować, żeby nie zwariować ;)

      Usuń