a

a

niedziela, 3 kwietnia 2016

Powitanie wiosny

Taaa,  impreza pod takim tytułem odbyła się dzisiaj w Rapsodii. Zwaliła się ekipa z Choszczna, z pełnymi wszelakich dóbr torbami. Dziewczynki wyprowadziły kozy (wszystkie pięć) na z wolna zieleniejącą się łąkę i z zapałem przystąpiły do poszukiwania jajek. Znalazły jedno, które wcześniej podrzucił (nie mylić ze "zniósł") cichaczem Jurek, gdyż kury jakoś nie chcą się nieść. Nie przejmuję się tym jednak za bardzo, bo pewnie muszą się zaaklimatyzować w nowym miejscu. A może koguta im trzeba? Na razie nie wypuszczam ich na większy wybieg. Przebywają w kurniku i wydzielonej wolierze, bo boję się, że czmychną gdzieś, gdy wypuszczę je luzem. Tak więc jajek na razie nie ma, ale jest za to wszystko pozostałe ;) Kiełbacha, kaszanka, pieczone ziemniaki i jabłka, oraz kiszone ogórasy z piwnicy. Trochę się zdenerwowałam, bo zamiast wody brzozowej wszyscy chlali wodę ognistą, ale cóż zrobić? Nie znają się, a o gustach się nie dyskutuje ;)

Towarzystwo postanowiło rozpalić ognisko, odkładając grillowane mięsiwa na niedaleką przyszłość. Piotrek- jak to Piotrek, z gałęzi i cegieł stworzył rusztowanie i kiełbaski piekły się same, pozwalając biesiadnikom na degustację średnio i wysokoprocentowych napojów.

Wśród wielkich pąków forsycji, zapowiadających mrowie żółtego kwiecia, krzątały się pracowicie pszczółki, zagłuszając prawie słowa Anki, która wyciągnęła mnie na babskie pogaduchy. No, właściwie to ja wyciągnęłam ją ;) Wczoraj wróciła z Kołobrzegu, gdzie "urzędowała" z gorącym doktorkiem. Na moje oko, zakochała się dziewczyna ;) Rozanielone uśmiechy, zamglone spojrzenie i nieskładna gadka mogą świadczyć albo o skretynieniu, albo o początkach wielkiego uczucia ;) Na moją propozycję, aby ominęła bzykanko i opowiedziała resztę, szczerze się zdziwiła, pytając- „Jaką resztę?” Hm... zastanawiam się więc, która opcja jest bardziej prawdopodobna... ;)



Olka natomiast zaskoczyła nas stwierdzeniem, że zamierza wziąć udział w castingu do znanego telewizyjnego, kulinarnego show. W związku z tym od jutra zaczyna serwować przegrzebki zamiast schabowego i panna cottę zamiast sernika. Zazdroszczę Piotrkowi, w życiu nie jadłam przegrzebek. Choć kiełbasa, dość mocno liźnięta przez jęzory ognia i lekko utytłana popiołem, też była całkiem smaczna.

Taa, woda ognista ośmiela i zachęca do zwierzeń. W związku z tym że ja również olałam dziś sok brzozowy, zakończę swój wpis, zanim wygadam Wam wszystkie moje sekrety! ;)
Pozdrawiam Was wiosennie- Mariolka ;).
Ps.- Jurek już śpi- męczące to powitanie  jednak było... ;)

4 komentarze:

  1. Nie no ja bym nigdy nie zamienila wody brzozowej na ognista. Swietokradztwo!
    A potem kac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Sama się sobie dziwię;)))
      Trudno- woda brzozowa będzie na kaca ;)

      Usuń
    2. A ja to bym pewnie pomieszala ;-)

      Usuń
    3. No co Ty, pierwsze przykazanie to nie mieszać ;)))

      Usuń