a
wtorek, 8 września 2015
Sezon na dynie uważam za otwarty
Pisałam już kiedyś, że najlepszą terapią na stres jest dla mnie lepienie pierogów. Tego lata nalepiłam ich kilka ton. Na początku znajomości z Ajronem na tapetę poszły pierogi z owocami. Hm... że niby tak słodko? Przed przyjazdem Emilki lodówka zapełniła się pierogami ze szpinakiem i kaszą jęczmienną. Gdy przyjechał Jurek i Dawid, na porządku dziennym były pierogi z mięsem. Przed wizytą doktorka i jego konfrontacją z moim ślubnym (nawet nie pytajcie!) wyprodukowałam obłędną ilość ruskich. A teraz przyszła kolej na pierogi z dynią.
Tak się jakoś złożyło, że nie mam swojego ogródka. Właściwie mam, ale rosną tam tylko okazałe chwasty- przysmaki moich kóz. Gdy była pora na jego uprawę, ja remontowałam dom, przyzwyczajałam się do życia na wsi i nie miałam ani głowy, ani czasu, żeby pomyśleć o własnych warzywach. Babcia Robaczkowa nie dała mi jednak umrzeć z głodu, co rusz donosząc swoje zbiory. A to ogórki, a to pomidory... Wczoraj Dawid pojechał do Wiatraków (gdzie mieszka doktorek z Zuzanną) i przywiózł stamtąd 11 niewielkich dyń. Nie będę wnikać, co tam robił i za co te dynie otrzymał (dorosły chłop w końcu ; ), trzeba było jednak jakoś je spożytkować.
Na pierwszy ogień poszła oczywiście zupa- krem.
Najprostsza rzecz pod słońcem. Dynia, marchew, ziemniak, pietruszka idą pod nóż i do gara. Cebulę podsmażam na patelni. Dodaję do ugotowanych warzyw, blenderuję, doprawiam i już. Można zabielić śmietaną lub jogurtem.
Z następnej dyni powstało pikantne i aromatyczne curry.
Cebule obrałam, pokroiłam w piórka i podsmażyłam w garnku z olejem. Dodałam obrany i pokrojony w plastry imbir.
Po kilku minutach do garnka włożyłam obrane i okrojone w duże kawałki warzywa: selera, dynię i ziemniaki (niekoniecznie). Po chwili dodałam rozgnieciony czosnek, obrane ze skórki pomidory, przykryłam i dusiłam na średnim ogniu około 25 minut. Doprawiłam solą, pieprzem, curry i cynamonem.
Z apetytem zjedliśmy na kolację, z ryżem, szczerze posypane natką pietruszki.
Pierogi okazały się hitem, choć trochę się przy nich narobiłam.
Miąższ dyni pokroiłam w kawałki, skropiłam oliwą i upiekłam w piekarniku. Na patelni podsmażyłam cebulę i czosnek. Wymieszałam dynię z cebulą, dodałam szklankę zamrożonego zielonego groszku, dotarkowałam kilka centymetrów świeżego imbiru, doprawiłam solą, pieprzem i kurkumą. Odstawiłam na kilkanaście minut, aby odlać ewentualny nadmiar soku (może go wydzielić dynia). A reszta normalnie. Palce kleją, głowa w chmurach;)
No i ukoronowanie dyniowego dnia. Mokre, miękkie i bardzo smaczne niebo na talerzu- czyli ciasto z dyni.
Najlepiej, by wszystkie składniki miały pokojową temperaturę.
- 2 szklanki startego na tarce lub malakserem miąższu z dyni - 2,5 szklanki mąki - 4 jajka-pół szklanki roztopionego, ostudzonego masła lub oleju - 2/3 szklanki cukru-półtorej łyżeczki proszku do pieczenia-łyżeczka cynamonu (można pominąć) składniki (na długą keksówkę ok.12 × 40 cm lub prostokątną blaszkę ok. 23 × 30 - 3 łyżki posiekanych orzechów włoskich lub laskowych - 3 łyżki rodzynek-ew. cukier-puder do posypania ciasta
Piekarnik ustawić na 170 st. W pierwszej misce ubić jajka z cukrem na pienistą masę. Pod koniec ubijania, cienką strużką wlać roztopione masło lub olej, dodać startą dynię. W osobnej misce zmieszać mąkę, proszek do pieczenia, cynamon, bakalie. Mokre składniki dodać do suchych i wymieszać łyżką, niezbyt porządnie (to ważne, porządnie wymieszane lubi zakalec). Blaszkę wysmarować masłem i wysypać tartą bułką lub wyłożyć papierem do pieczenia. Piec ciasto ok. 45-55 minut. Kiedy patyczek od szaszłyków wsadzony w ciasto, po wyjęciu jest suchy, placek jest gotowy. Ostudzić w lekko uchylonym piekarniku, wyjąć z formy i posypać cukrem-pudrem.
Smacznego ;)
To dopiero przygrywka. Sezon na dynie w pełnej krasie rozpocznie się dopiero na początku listopada, lecz już teraz w sklepach pojawiły się pierwsze dynie i można spokojnie kupić jedną lub dwie na nadchodzący obiad czy kolację. Nieważne na który posiłek, możliwości jest tak wiele, że znajdziecie inspirację na wszystkie posiłki w ciągu całego dnia. Lubię dynię i dania z dyni, bardzo lubię. Tym bardziej że ma ona niewiele kalorii ;) A Wy jak delektujecie się tym jesiennym warzywem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Delektujemy się. Dochowałam się całych dwóch dyń - za to hokkaido. Było tak gorąco w porze kwitnienia, że przywiędłe kwiaty smętnie zwisały, zamiast wabić delikwentów chętnych do zapylenia. No i mam aż dwie!
OdpowiedzUsuńLepsze dwie, niż jedna ;) Myślę, że koński nawóz zrobił swoje, bo susza poszalała niestety wszędzie.
UsuńMNiam, kocham ciasto dyniowe i zupke:)
OdpowiedzUsuńI co równie ważne, łatwizna w przygotowaniu ;)
Usuń