Nie będę pisać.
Nie będę, bo po co mam siebie i Was denerwować!?
Nie będę pisać o kurduplach zakazujących badań prenatalnych. O facetach w czerni, których nie kręci spowiedź z in vitro. O idiotkach, które wołają głośno, że urodzenie chorego dziecka to dla matki wielki dar od Boga. Nie będę- bo po co? Podobno temat ustawy antyaborcyjnej jest tylko przykrywką i zasłoną dymną dla jeszcze podlejszych sztuczek- więc tym bardziej nie będę!
Będę natomiast musiała iść na czarny marsz. Według Anki podobno jestem, podobno myślę, podobno decyduję. No to ostatnie to już w ogóle fantasy! Pisałam już kiedyś tutaj, że podobne imprezy jakoś mnie nie podniecają, ale po rozmowie ze wzburzoną Anką nie mam wyjścia. Muszę iść albo zostanę wrzucona do jednego worka z moherami, społecznymi egoistami i pisuarami ;) Czyli- z tego wynika- zasłona dymna spełnia swą funkcję doskonale.
Anka pół dnia truła mi o feminizmie i wyłącznym prawie do własnej macicy, musiałam więc ulec i chcąc nie chcąc jutro ubieram się w czerń i jadę do Choszczna. Wśród setek protestujących kobiet znajdzie się dziewczyna z dwójką dzieci, marząca o trzecim (Olka), dziewczyna w zaawansowanej ciąży (Anka. Pisałam już, że będą bliźniaki? ;))) Jeden to na pewno chłopiec, a drugie nie wiadomo, bo ściśle przytulone do braciszka pokazuje przy usg. tylko cztery litery;0) i dziewczyna, która najchętniej wyrzuciłaby do śmieci telewizor i radio i w ogóle nie udzielała się politycznie. Taki apolityczny laik- czyli ja. Niestety, nie da się! Polityka tak przeniknęła do naszych świadomości albo i nawet podświadomości, że pomimo iż wcale nie miałam takiego planu, pół posta poświęciłam właśnie jej. A niech to szlag!
Więc koniec na ten temat. W Rapsodii jesień. Po śniadaniu siadam sobie z kawką na tarasie i przez pół godziny nie ma mnie dla nikogo.
Sączę boski napój i obserwuję sikorkę, siedzącą na samym czubku wielkiego orzecha. Swoją drogą, gdzie sikorki podziewają się latem? No więc siedzi sobie i dziubie w wiszącego, ukrytego w poczerniałej skorupce orzeszka. Dziubie, dziubie, dziubie... W końcu siłą rzeczy (i upartego ptasiego dzioba) orzech spada. Zdziwiona sikorka odprowadza go wzrokiem, przez chwilę kręci z degustacją łebkiem w czarnym berecie, po czym robi mały skok i obrabia następnego. I dochodzę do wniosku, że określenie „ptasi móżdżek” ma jednak sens ;) Orzechów co niemiara. Każdego ranka zbieram dobre kilo jesiennych skarbów. Leszczyna dla odmiany nieudana w tym roku. Orzechów mało, co druga skorupka pusta, chyba trzeba będzie ją jakąś chemią jednak potraktować. Buraczki już w słoikach, jabłka w większości też, przyszła pora na gruszki. Kilka słoików gruch w miodowo- goździkowej zalewie czeka na wyniesienie do piwnicy, część na pasteryzację, a część na obranie. Chyba zrobię nalewkę.
Co wieczór palę w kominku. Bynajmniej, nie dlatego że jest zimno (choć czasami rzeczywiście jest;)) Spalam jedno, dwa drewka, a późnej w żar rzucam ziemniaki. I wciągamy na kolację z masłem i solą. Mniam...
A później zdziwko- znów spodnie w praniu się skurczyły...?
Poranki mgliste. Tajemnicze welony snują się nad polami. Tajemnicze pajęczaki atakują twarze, włosy i ręce gdy tylko wejdę do lasu. Wypuszczając kozy na łąkę, zachwycam się misterną koronką, w jaką przystroiły się przydrożne krzaki. Na ścianie koziarni zaczyna się czerwienić bluszcz. Jeszcze trochę i zacznę zbiory czarnego bzu.
Jesień...
Mariolka, ja też idę, nie dlatego, że mnie namawiają, a dlatego, że chcę i dlatego, że jeśli nawet nic to nie da, to chcę pokazać, że jestem, że myślę, że czuję i że się nie zgadzam na to, co mi/ nam chcą zafundować faceci i pojebane fanatyczki.
OdpowiedzUsuńIdę, lecz nie wierzę, że ktoś się tym przejmie. Idę, ale szlag mnie trafia, że tylko to mogę zrobić. Idę, ale bez nadziei że to coś da. I dlatego jest to tak dołujące!
UsuńJak ja nie znosze jesieni! Juz daje mi sie we znaki deficyt swiatla, juz odpalilam kaloryfer i zaczelam nosic skarpetki. Wpadam powoli w wisielczy nastroj...
OdpowiedzUsuńNa wisielcze humory spowodowane jesienią najlepszy kieliszek nalewki. A jeszcze lepiej dwa, popite zimnym piwkiem ;)))
UsuńPociesz się Pantero, że już niedługo wiosna będzie. Ani się nie obejrzymy ;)
Ja też pójdę, jeśli pozwoli mi kręgosłup, bo mnie pokręciło od prac gumiennych. Po raz pierwszy od długiego czasu mam wrażenie, że coś jednak drgnęło i może jest jakaś nadzieja? Te szumowiny w swoim zadufaniu, arogancji, głupocie i bezmyślności chyba ciut się przeliczyły i nie wzięły pod uwagę, że jak baby się wściekną, to wióry polecą. Sama jestem tak napalona, że gdybym dorwała któregoś bałwana, co macza w tym swoje brudne, tłuste paluchy, to urwałabym mu tego... tego... ten bezwolny kawałek miękkiej skóry.
OdpowiedzUsuńByłam na tym marszu. Obok stała grupa frajerów i wytykała nas paluchami, mamrocząc pod nosem bluzgi. Jedna z prowadzących zapytała się grupy macho gdzieznikajątajemniczo tatusiowie, gdy rodzi się chore dziecko. Jaka była odpowiedź?- "TO BABY RODZĄ. FACET SWOJE ZROBIŁ!!!
UsuńTo już nie średniowiecze. To epoka kamienia!!!
Sikorki całe lato u mnie świrgoliły i dziobały coś między igłami. Już mam naszykowane czarne łachy i srogą minę.
OdpowiedzUsuńTo się świetnie kamuflują. Całe lato ani jednej, a zimą stada całe się u mnie stołują ;)))
UsuńNiestety tak jak piszesz polityka zatruwa nasze życie...uprzedzenia, nacjonalizm...to wszystko cofa nas do średniowiecza :(
OdpowiedzUsuńSądząc po dzisiejszym marszu i wypowiedziach co niektórych, to zdecydownie dalej!!!
Usuń