a

a

wtorek, 25 sierpnia 2015

Piorun z nieba


Pamiętacie, jak tydzień temu pisałam o chmurach, wulkanach i gąbczastym mózgu? Jak unosiłam się kilka centymetrów nad ziemią, śmiałam radośnie z byle czego i z zachwytem słuchałam kumkania żab? Jak motyle zrobiły sobie w moim brzuchu salę balową i tańczyły, tańczyły, tańczyły... Pamiętacie? To zapomnijcie.

Kończąc swe górskie wojaże, Dawid zahaczył o Przemyśl. W domu zastał ojca siedzącego przy na wpół opróżnionej butelce wódki, z nogą w gipsie opartą o kuchenny taboret. Okazało się, że dwa tygodnie temu Jerzy przewrócił się tak niefortunnie, że naderwał ścięgno Achillesa. Unieruchomiony, bez rodziny, na łasce sąsiadów z którymi wcześniej o byle głupstwo koty darł, nie oponował zbytnio, kiedy Dawid zaproponował mu przyjazd do „Rapsodii”. I już jutro zjawi się w Jagodzicach. Ze swoją nogą w gipsie, skwaszoną miną i wiecznymi pretensjami.

Część z Was pewnie się oburzy. Wytknie mi egoizm, bezduszność i brak odpowiedzialności. I będziecie mieli rację. Wiem, on wciąż jest moim cholernym mężem, któremu przysięgałam w zdrowiu i cholernej chorobie. Ale wiem też, jak to będzie... Znów zaczną się ciągłe wyrzuty. Krytyka tego, co zrobiłam, albo czego nie zrobiłam. Narzekanie na wszystko i wszystkich. On jest jak jakiś cholerny wampir energetyczny, który wysysa pozytywną energię z całego otoczenia, a najbardziej ze mnie... I nigdy nie jest szczęśliwy, co tam szczęśliwy, on nie potrafi być nawet zadowolony. A ja nie wiem, czy interesuje mnie jeszcze poziom jego zadowolenia ani czy chce mi się robić cokolwiek, aby ten poziom podwyższyć.

A Emilka? Dopiero co się otworzyła. Nauczyła się śmiać i ponownie ufać innym, a zaraz znajdzie się z powrotem w towarzystwie obcego. Który w dodatku nie jest taki łatwy we współżyciu jak chociażby Ajron. I Ajron... Jaka ja byłam głupia! Certowałam się, wstydziłam niczym jakaś cholerna cnotka. Wzdychałam tylko i marzyłam, zamiast posłuchać Anki i pozwolić sobie na to, czego pragnęłam... A teraz już dupa. Koniec. Mogę tylko dalej ślinić się do niego cichaczem, a na pokaz udawać, jaka jestem szczęśliwa z ukochanym małżonkiem. Aż się kiedyś w końcu porzygam z tego szczęścia...

Pamiętacie, jak tydzień temu pisałam o chmurach, wulkanach i gąbczastym mózgu?
Białe obłoczki zamieniły się w czarne chmury z których pierdyknął ognisty piorun. Wulkany wygasły i rzygają dookoła szarym pyłem. Jedynie mózg nadal został otępiony i obija się w mojej głowie z jedną, jedyną myślą- nie, nie, nie...
I panicznie wręcz się boję, że przeszłość znowu stanie się moją teraźniejszością...



13 komentarzy:

  1. Mariolko, mogę Cię pocieszyć, że wszystko jeszcze może się majtnąć, hrehrehre!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie. Życie lubi majtać. Raz stringami, a innym razem barchanami ;)

      Usuń
  2. Motyle w brzuchu, kto by nie chcial? Za to gąbczasty mózg nie chcę a mam. Pytam dlaczego?
    Z tym certowaniem to tak jest ... potem się żałuje. A ponoć lepiej grzeszyć i żałować niż żałować , że się nie grzeszyło:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale przynajmniej wyrzuty sumienia Ci nie będą kamieniem:) a co ma być to się i tak wydarzy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyrzuty sumienia w tym wypadku som przereklamowane.

    OdpowiedzUsuń
  5. No szkoda...Ale, może jednak?
    Ja się w swoje urodziny nie certoliłam i odebrałam dodatkowy prezent od Gościa.
    Cóż, że zniknął...Wspomnienia mam chociaż; miłe :)))
    Łe, musi się na dobre łobrócić, musi, Mariolka i już!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie Tupajko! Życie jest za krótkie na certolenie.

      Usuń