a
niedziela, 16 sierpnia 2015
Sokoły, wilki i sępy
Macie takie filmy, do których wracacie? Filmy które, choć oglądane po sto razy, wciąż wywołują wzruszenie, łzy na policzkach i drżenie serca? Po których siadacie w fotelu, wyłączacie się ze świata, zamykacie oczy i przeżywacie go jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze... Ja mam. Jest to bajkowy film o miłości- „Zaklęta w sokoła” z 1985 roku z Michelle Pfeiffer i moim ukochanym Rutgerem Hauerem. Jeden z niewielu filmów, w których brzydal Rutger gra pozytywnego, romantycznego bohatera. Fabuła filmu nie jest jakaś specjalnie głęboka.
Znienawidzony przez lud biskup Aquilii skazuje na karę śmierci drobnego złodziejaszka, Gastona. Chłopiec ucieka z lochów, a przed pościgiem ratuje go kapitan Navarre. Gaston zostaje jego giermkiem. Wkrótce chłopak poznaje historię rycerza i towarzyszącej mu sokolicy. Dowiaduje się, że ptak jest zaklętą ukochaną Navarre'a, Isabeau. Kochał się w niej biskup Aquilii, ale ona odrzuciła jego zaloty, gdyż oddała już serce dzielnemu kapitanowi. W zemście biskup rzucił na kochanków klątwę, która skazuje parę ukochanych na wieczne rozstanie. Za dnia, gdy on jest człowiekiem, ona przemienia się w sokoła. Nocą, gdy ona powraca do ludzkiej postaci, on staje się wilkiem. W tym filmie nie ma spektakularnych bitew z udziałem setek tysięcy wirtualnych wojowników ani wyczarowanych na komputerze olśniewających miast. Jest w nim za to poezja o nieodpartym uroku, wspaniałe i autentyczne plenery, oraz solidny scenariusz zręcznie ucharakteryzowany na średniowieczną legendę. Jest tu humor, zazdrość, magiczne pojedynki i przede wszystkim tęsknota. Ona- za dnia zaklęta w kochającego blask słońca sokoła, on- wilczymi susami przemierza księżycową noc. I choć są tuż obok siebie, dzieli ich natura stworzeń, w które przemienił ich zazdrosny mag.
I tak siedzę sobie w fotelu i ryczę. Wchodzi Jurek, patrzy w ekran.- Znów te wilki i sokoły?- Kiwam głową i smarkam w papier toaletowy.- Przecież znasz to na pamięć.
No i co z tego? Nie przeszkadza mi to, w przeżywaniu, wczuwaniu się i rozczulaniu po raz kolejny. Jerzy tego nie rozumie, ale Ajron owszem. Mam wrażenie, że weterynarz czyta w moich myślach. Wydaje mi się, że potrafiłby usiąść w fotelu obok i smarkać w drugą rolkę. Równocześnie jednak on jest wilkiem a ja sokołem (obarczonym dodatkowo dwoma sępami ;)). Spotykamy się w momentach wschodów i zachodów. Sfruwam z nieba, zrzucam piórka, z telepiącym się sercem patrzymy sobie w oczy, a już za chwilę wschodzi księżyc i Ajron wyje do księżyca.
Czy klątwa zostanie złamana? Czy powinna być złamana? A tak w ogóle to chyba mi odbiło...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja mogę w kółko oglądać Joe Blacka. Może dlatego, że Brad jest tam taki słodki ;)
OdpowiedzUsuńWiem, ale nie powiem!
OdpowiedzUsuńHahahah. Hana, płyta Ci sie zacięła ;)) I po co czytałaś? Teraz jesteś wszechwiedząca ;) Jakaś propozycja kolejnego posta?
Usuń