a
środa, 25 lutego 2015
Burak kontra ziemniak(opodobny)
Bratanica Ani- Hania- miała wczoraj urodziny. Dorosła kobitka się z niej zrobiła, skończyła już całe siedem lat ;) Oczywiście był Kinderbal, a dzisiaj my — starzy, przyszliśmy powyjadać pozostawione przez dzieci resztki. Anna kupiła dostojnej jubilatce pięknie wydany zbiór opowiadań o zwierzętach Jana Grabowskiego, z bajecznie kolorowymi ilustracjami i mega pakę chipsów. Ja szarpnęłam się na zestaw do kreatywnej zabawy, bo Hania jest nieodrodną córką swojej matki. Podobnie jak Aleksandra, mała uwielbia lepić, rzeźbić, malować i w ogóle wyżywać się twórczo. Jest też bardzo wygadana i aż niemożliwie inteligentna. Anka twierdzi, że po niej i całkiem możliwe, że ma rację ;)
Tak więc objuczone zapakowanymi w kolorowy papier prezentami, pojawiłyśmy się u Aleksandry w porze poobiedniej. Otworzyła nam podekscytowana jubilatka i po szybkich uściskach od razu zajęła się antykreatywnym zajęciem, czyli rozszarpywaniem pracowicie przez nas opakowanych paczek. Jej oczy zabłysły na widok mojego zestawu. Uśmiechnęła się szeroko, widząc książkę. Ale satysfakcja, która zakwitła na jej twarzyczce, kiedy triumfalnie wyjęła pakę chrupek, kompletnie mnie zaszokowała. Z satysfakcją pomachała chipsami, przed oczami zbaraniałej nagle matki.
-Widzisz?
W tonie jej głosu usłyszałam złość i obrazę, ale również zadowolenie. Zgarnęła swoje prezenty, spojrzała jeszcze raz na Olę, machnęła włosami i z zadartym nosem poszła do siebie. Spojrzałyśmy z Anką na siebie nie wiedząc, o co chodzi, lecz kobiecą intuicją wyczuwając jakieś spięcie między matką i córką. Olka westchnęła tylko smętnie, zaprosiła nas gestem do salonu i poszła do kuchni zrobić kawę. Powstrzymałyśmy się od komentarzy i domysłów, bo na zrobienie kawy gospodyni potrzebowała zaledwie krótkiej chwili. Okazało się, że dzieci nie pożarły na szczęście wszystkiego, bo razem z filiżankami Ola wniosła dwie salaterki jakichś przekąsek. Dziwnie wyglądały...
Pisałam już o Aleksandrze. Jest to kobieta o troskliwym sercu, próbująca dogodzić wszystkim nie bacząc na własną wygodę. Okazało się, że w trosce o zdrowie dzieci, na Haniną imprezę urodzinową naszykowała własnoręcznie różnych zdrowych przysmaków. I o te przysmaki właśnie poszło. Kilka miesięcy temu obie dziewczynki- Hania i jej siostra Michalina, struły się paskudnie jakimś jogurtem, kupionym w supermarkecie. Od tej pory Olka dmucha na zimne i stara się nie podawać jedzenia, którego pochodzenia nie jest w stu procentach pewna. A że dzieci właśnie niezdrowe przekąski jedzą najchętniej, matka Polka postanowiła zrobić chipsy z warzyw. Hanka, po spróbowaniu stwierdziła, że są ohydne i nie będzie podawać paskudztwa swoim gościom, zażądała kupna niezdrowych, tłustych, ale za to przepysznych chipsów w sklepie, Ola odmówiła i kłótnia na śmierć i życie gotowa. Kinderbal nieudany, jubilatka naburmuszona, matka wściekła... no, ale chociaż dzieci przeżyły.
Buraczano- selerowe chipsy straszyły w salaterkach, ale Olka tak błagalnie patrzyła, że nie mogłyśmy odmówić. Anka przeprosiła ją za swój tak nietrafiony prezent i chyba z powodu wyrzutów sumienia, pakowała do ust plasterek za plasterkiem, mlaskając ze smakiem.
Uwielbiam buraki. Jako przystawkę na zimno i na ciepło, barszcz mogę jeść raz w tygodniu, malutkie, marynowane buraczki wyciągam łapczywie ze słoika i jem niczym cukierki. Ale te chipsy były naprawdę OHYDNE!
Posiedziałyśmy trochę, poplotkowałyśmy, spiłyśmy kawę i ruszyłyśmy z powrotem do domu. Po drodze Anka zatrzymała się przed spożywczakiem i bez jednego słowa, porozumiewając się wzrokiem, zapakowałyśmy do koszyka wielką pakę chipsów. Niezdrowych, tuczących i pełnych trujących E.
I tak sobie myślę, czy świat się zawali, jeśli raz na jakiś czas pozwolimy sobie (i naszym dzieciom) na lekką rozpustę? Nie na co dzień, nie na każde żądanie, prośbę czy groźbę. Ale od święta. Na przykład na urodziny... Czy my dorośli zawsze musimy mieć rację i postawić na swoim za wszelką cenę? Za cenę radości jubilatki w tym jednym, szczególnym dla niej dniu? Czy uszczęśliwianie na siłę sprawia radość komukolwiek?
To super, że jest moda na eko. Dobrze, że jesteśmy coraz bardziej świadomi wartości naturalnych metod produkcji i życia w zgodzie z przyrodą. Ale nie dajmy się zwariować. Pozwólmy sobie czasem na coś niezdrowego. Tak dla zdrowia.
Wieczorem Anka zapowiedziała, że jeśli na obiad podam buraki w jakiejkolwiek postaci, to wykupuje karnet na służbową stołówkę ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz