a
niedziela, 1 marca 2015
Kolory marzeń
Zmieniłam profesję. Zamiast ze strzykawką i w białym fartuchu, biegam po domu z wałkami i pędzlami, ubrana w stary, wyświechtany dres. Trudno stwierdzić, w jakim kolorze jest moje robocze ubranie, ale przypatrując się uważnie, można zaobserwować, jakie barwy będą miały ściany wiejskiego domu.
Na prawym rękawie bluzy pyszni się okrągła plama, koloru lodów waniliowych. To będzie salon. Spokojny, zrównoważony kolor przechodzi w soczystą lawendę (lewa nogawka), w której to barwie urządzona jest jadalnia. Duży, dębowy stół i sześć krzeseł, wyszperanych w sklepie z używanymi, starymi meblami, zaprasza do sutego posiłku. Wspólnie z Aleksandrą, odnowiłyśmy meble, zaprzyjaźniona krawcowa uszyła kolorowe obicia na krzesła. Biały obrus jest co prawda na razie z ceraty, gdyż szkoda mi rozkładać pięknych, haftowanych płócien, gdy w każdej chwili na stole może znaleźć się puszka farby, lub niedoczyszczony do końca pędzel, zamiast eleganckiej, obiadowej porcelany. Stoi za to na nim szklany wazon, w który włożyłam zerwane na podwórku gałązki forsycji i zaczynające się już zielenić pędy jakiegoś krzaczora z lasu. Lawenda przechodzi z powrotem w wanilię, przełamaną dużymi kaflami w kolorze kawy z mlekiem. Boki szafek kuchennych są w kolorze ciemnobrązowym a limbowe fronty zaopatrzone w proste uchwyty z niklu satynowego. Kuchnia jest już w pełni wyposażona. Olbrzymia lodówko zamrażarka i zmywarka w zabudowie, mnóstwo blatów i mały, narożny stolik z obitymi tym samym materiałem co krzesła, ławami. Tradycyjnie biały, dwukomorowy zlew umiejscowiony jest pod oknem. Zmywając gary lub płucząc marchewki będę patrzyła na kwitnące jabłonie ;) W oknie wisi krótka, gęsto pomarszczona biała firanka, nadająca przytulności dużemu pomieszczeniu. Kuchnia jest prawie zawsze sercem domu i marzę, żeby oprócz funkcjonalności, była naprawdę przytulna.
Do salonu wchodzi się z niewielkiego holu. Z jednej strony korytarza, przez drewniane drzwi wychodzi się do jeszcze mniejszego wiatrołapu i wprost na podwórze, a z drugiej pną się schody na piętro. I hol i wiatrołap pomalowane są na biało, aby optycznie zwiększyć ich metraż. I pomimo tego, że są to najmniejsze pomieszczenia w domu, na moim dresie najwięcej abstrakcyjnych plam jest właśnie koloru białego. Boże, malowanie- to była katorga! Pełno załamań, łuków, zakamarków... A wszystko w ciasnocie i kręcących się wciąż budowlańcach. No, ale dałam radę ;)
Piętro też zaplanowałam w samych jasnych kolorach ziemi. Swoją drogą, kupując farby w choszczeńskim Bricomarche, umierałyśmy z Anką ze śmiechu. Chciałam nabyć kolor biały, różne odcienie szarości i beżu- ale oprócz bieli- nie było zwykłych nazw. Były za to puszki zatytułowane; Niewinny poranek, Migdałowa pokusa, Błogi odpoczynek, Wonny świt, czy Oddech lata. Po namyśle wybrałam do sypialni Zmysłowy dotyk (choć zastanawiałam się nad Kuszącą tajemnicą), do garderoby Anka zasugerowała Górskie echo (nie wiem, o co jej chodziło;) a do Dawida Pustynną burzę. W związku z tym, że nie było farby o kolorze Pościel sobie sam, do gościnnego zdecydowałam się na Szelest liści. Gdybyście chcieli poznać kolor tych tajemniczych zwrotów- oto one
Gdy przypomnę sobie moje mieszkanie w bloku, nie mogę wyjść ze zdumienia, że tak zmienił się mój gust. Kuchnia jest tam w żywym pomarańczu, duży pokój zielony, sypialenka fioletowa a pokój Dawida chełpi się każdą ścianą inną. Po filozoficznej rozmowie, przy butelce martini obalonej z Anką i Olą, doszłam do wniosku, że wszystko zależy od otoczenia. Szarobure miasto wymuszało kolorowe, papuzie wręcz mieszkanie, a barwna, soczysta wieś wystarczająco dogadza zmysłom i pozwala na skromne, wyciszające kolory ścian domu.
Piotrek powiedział dziś, że za tydzień mogę wprowadzać się do Jagodzic. Wreszcie!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz