a

a

wtorek, 21 lipca 2015

Kalejdoskop made in China


Będąc dzieckiem, czyli dawno, dawno temu, uwielbiałam bawić się kalejdoskopem. Trach-trach, przekręcałam długą tubę, przykładałam do oka i podziwiałam kształty tworzone przez małe, kolorowe szkiełka. Jeden obrót- kwiat rodem z baśni z 1001 nocy. Drugi- dziwaczna, pięcioramienna gwiazda. Wystarczyło potrząsnąć, stuknąć, przekręcić o kilka stopni i obrazy zmieniały się w okamgnieniu. Bardzo rzadko schemat się powtarzał, wciąż było coś nowego, innego, nieznanego i zaskakującego.

Czasem wydaje mi się, że moje życie to kalejdoskop, którym bawi się jakieś mistyczne, wielkie dziecko, a ja bezwolnie tkwię w tubie i zdana jestem na przypadkowe kaprysy losu.
Trach-trach, mała dziewczynka ucieka przed gęsią, która syczy i usiłuje skubnąć ją w pięty. Ciocia Frania zerka przez kuchenne okno, rodzice zrywają jabłka z drzew, a Anka śmieje się do rozpuku siedząc w krzakach porzeczek. Trach-trach- wypadek samochodowy. Młoda Mariola zostaje sierotą. Kolorowe szkiełka ciemnieją i układają się w przerażające kształty dwóch trumien. Trach- trach, absolwentka szkoły pielęgniarskiej wychodzi za mąż za przystojnego księgowego, podejmuje pracę, za chwilę ją zawiesza i rodzi słodkiego bobasa o blond loczkach, który staje się całym jej światem...
Później kolorowe szkiełka zamierają. Mistyczne dziecko nudzi się chyba swoją zabawką i na kolejne dwadzieścia lat odkłada ją do najciemniejszego kąta szuflady. Gdy przypomina sobie o niej ponownie, Mariola ma już ponad czterdzieści lat, jej mąż jest uznanym i dobrze zarabiającym programistą komputerowym, a dorosły syn gości w domu jedynie w weekendy.
Trach-trach, miasto zamienia się w wieś, a spokojne życie w jazdę bez trzymanki na szalonym rollercoasterze. Albo mityczne dziecko zwariowało i kręci kalejdoskopem niczym starym młynkiem do kawy, albo, co bardziej prawdopodobne, kalejdoskop- pewnie made in China – zepsuł się i sam wyczynia przeróżne cuda, zmieniając układ szkiełek z prędkością karabinu maszynowego.

W obejściu pojawia się koza. Za chwilę jeszcze dwie. Mały, rudy osesek usypia na mojej dłoni, za chwilę znika. A właściwie zamienia się w 40-kilowego wietnamka. Mąż przyjeżdża i zanim się dobrze rozpakuje, wyjeżdża w kłótni i obrazie majestatu. Pojawia się za to dawno zapomniany obiekt westchnień ze szczenięcych lat... Czeski film normalnie;)
Ajron... Mężczyzna ze snów. I to, cholera, gorących snów... Mimo wszystko opłacało się zadbać o paznokcie, bo doktorek przyjeżdża prawie każdego dnia. Nawet nie udaje już, że w trosce o zwierzęta ;) Mandarynka w pełni wróciła do zdrowia, Boczek czuje się jak u siebie. Ostatnio pokłócił się z Sabą o miejsce przy bujaku. Gdy tylko zobaczy otwarte drzwi od tarasu, pakuje się do kuchni i ponaglającym chrumkaniem upomina się o smakołyki. Jego zachowanie wskazuje wyraźnie, że wcześniej mieszkał wśród ludzi. Wręcz dziwił się, że ma spać na słomie w oborze, obok kóz. Będę musiała oduczyć go wchodzenia do domu, bo nie nadążam z myciem podłóg. Odwrotnie za to z psem. W Przemyślu Saba miała swój własny fotel w dużym pokoju, a teraz najczęściej i najchętniej śpi właśnie w oborze, lub na tarasie. W ogóle nie ciągnie jej do domu i czasem, na przykład w deszcz, czy silny wiatr, prawie na siłę wciągam ją do salonu ;)
Dawid nieco niechętnie spogląda na doktorka. Nie podobają mu się nasze przesiadywania na tarasie ze szklankami soku lub kawy, wybuchy śmiechu płoszące szpaki z drzew, ani długie rozmowy o wszystkim i niczym. Mnie się za to podobają. Chyba nawet trochę za bardzo... Tak łatwo się z nim rozmawia. Równie łatwo milczy. I te dawno zapomniane uczucia... Miękkie kolana, radosne podniecenie gdy słyszę parkujący samochód lub idiotyczny wstyd gdy zbyt długo na mnie patrzy z błąkającym się na ustach uśmiechem i podejrzanym błyskiem w oku.

Jurek śle maile. Początkowo suche i informacyjne, ostatnio zmienia się jednak ich forma i wydźwięk. Chyba zaczyna dojrzewać, tęsknić... Coś zaczyna się zmieniać, ale czy nie za późno?

Ostatnio jednak kalejdoskop made in China przegiął pałkę. A to za sprawą Olki. Pamiętacie moje opowieści o Emilce? Małej dziewczynce, która stała się najwyższym priorytetem Ani. Pierwszy raz o małej, bitej dziewuszce usłyszałam w połowie maja link. O jej nieciekawych losach pisałam tu i tu. Anna wciąż nie może znaleźć dla małej domu zastępczego. Ojciec w areszcie, matka w szpitalu, a bidula w izbie małego dziecka, bo nie ma w pobliżu żadnych krewnych. Szalona Aleksandra- matka Polka-wpadła na idiotyczny pomysł, podchwycony natychmiast przez pozostałe dziewczyny.
„Rapsodia”.
Oczywiście, że szkoda mi dziecka. Współczuję jej z całego serca i niejedną łzę wylałam słuchając opowieści Anki. Ale ja??? Tutaj??? Jak??? Olka postawiła mnie pod ścianą.- Kozę przygarnęłaś, wiewiórkę odchowałaś, teraz świnię... Dziecka nie weźmiesz?- Ale przecież dziecko to nie to samo co koza czy świnia. Tak trudno czasem dbać i wychować na ludzi własne dzieci, a co dopiero obce i z tak tragicznym bagażem doświadczeń, mimo bardzo niewielu lat. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z takim wyzwaniem, a tutaj nie może być mowy o pomyłce, czy metodzie prób i błędów. To mały, nieszczęśliwy człowiek i nie mogę jej unieszczęśliwić jeszcze bardziej.

Zasłoniłam się prawem. Przecież nie mogę sobie ot, tak, wziąć na wychowanie dziecka. Są przepisy, wymagania i to bardzo restrykcyjnie przestrzegane. Anka szybko wytrąciła mi broń z ręki, twierdząc z całą pewnością, że ona i zaprzyjaźniony mecenas poradzą sobie ze wszystkimi kwestiami prawnymi. Matko jedyna! I co ja mam teraz zrobić?
Dziewczyny dawno już pojechały, a ja biję się z myślami.- Nie, nie ma mowy. Nie poradzę sobie. Jestem za wygodna, za stara... Za mało mam zajęć w gospodarstwie? Mało mam własnych problemów? Czy ja jestem jakaś cholerna Matka Teresa, żeby brać na własne barki wszystkie nieszczęścia tego świata? Nie... absolutnie, nie ma mowy...
A moje sumienie odpowiada- wymówki, wymówki, wymówki...

Cóż jeszcze wymyśli świrnięty kalejdoskop? W jakie kształty ułożą się cholerne szkiełka? Co czeka mnie jutro? Za tydzień, rok? Matko jedyna...


7 komentarzy:

  1. Znów zaskakujesz . Tym razem to trudna i poważna sprawa, więc nie śmiem się wypowiadać. Fajnie, Ajron pojawią się " bez celu " ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariolka, masz jakiś adres mailowy?

    OdpowiedzUsuń
  3. poproszę na 3babyzwozu@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No to już nie chiński kalejdoskop. To naprawdę poważne. Musisz dobrze wiedzieć sama czy chcesz, I nie słuchać tych, co Cię namawiają. Sama ze sobą musisz to rozegrać we wlasnym isercu i rozumie. Myślę, że na ten temat powinni mieć coś do powiedzienia też Twoi rodzinni chłopacy. Bo radę byś dała, tylko sama wiesz, że taką decyzją wywracasz do góry nogami swoje i nie tylko swoje życie. Wiadomo, że tu nikt Ci rady dać nie może, ja wypowiadam się na temat. ... to bardzo trudne, i rozumiem Twoje rozterki. Bardzo podziwiam i cenię ludzi decydujących się na taki krok. Musisz dobrze to przemyśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom, decyzja nie jest aż tak rzutująca na całe życie. To na chwilę. Na miesiąc, może mniej... Dopóki matka małej nie wyjdzie ze szpitala.

      Usuń
  5. Pomijając Twoje rozterki, to przede wszystkim dziwię się koleżankom, że chcą Cię wmanewrować w taką sytuację ! No i co to za napieranie i na siłę wpychanie ,nawet jak odmówiłaś?

    OdpowiedzUsuń