a
niedziela, 12 lipca 2015
Sianko, maliny i trochę krwi
Robaczkowi w końcu udało się zakończyć sianokosy. Pogoda się ustabilizowała, deszcz postanowił odpuścić, a słonko dokończyło procesu suszenia skoszonej trawy. Całe wczorajsze popołudnie Piotrek z Dawidem zwozili pokostkowaną trawę, której sporą ilość kupiłam od sąsiada na zimową paszę dla kóz. Mimo niedzieli w „Rapsodii” nie było dziś leniuchowania. Zapowiadają kolejne opady i siano koniecznie trzeba było zapakować pod dach. Po jedenastej zjechała ekipa, i w skwarnej i dusznej aurze wzięliśmy się do roboty. Po pół godziny mężczyźni wygonili mnie, stwierdzając po chamsku, że tylko im przeszkadzam i lepiej może za strawę jakąś bym się wzięła? ; )W związku z tym, że strawą- jak zwykle- zajęła się Olka, ja postanowiłam udawać, że ogarniam obejście ; ) Chodziłam sobie z konewką, podlewałam surfinie i pelargonie, oskubywałam zeschnięte kwiaty i przysłuchiwałam się rozmowom. Prawym uchem słuchałam robotników fizycznych, a lewym robotników kulinarno- sadowniczych.
Oj, uśmiałam się ; ) Piotrek i Dawid podrzucali na stryszek obory kostki siana, a Anka odbierała i próbowała jakoś sensownie upakować je na niewielkiej przestrzeni. Obrazek żywcem wzięty z „Samych Swoich” Tak też pewnie skojarzył się chłopakom, bo zaczęły się okrzyki. –Anka, pomóc ci?- Nie- No to ci pomogę... ;) Na widok kota sąsiadów, Dawid zaczął parodiować nieocenionego Pawlaka- Wicia wierzchem jedzie- Nie może być? Na kocie? I tak sypali cytatami wśród wybuchów śmiechu. Anka straszyła, że sąd sądem a sprawiedliwość musi być po jej stronie, a na stryszku rosła góra zimowych zapasów dla kóz. A Wy macie jakieś ulubione cytaty z filmów lub książek, które na dobre weszły do Waszego codziennego życia?
Z kuchni dobiegały odgłosy...hm... kuchenne ;) W piekarniku dochodził placek z truskawkami (Mika, nie zrobię jednak Twojego dżemu, wyżarli mi resztkę truskawek... ;)) a Ola podśpiewywała pod nosem i żonglowała patelniami smażąc naleśniki na obiad. W sadzie dziewczynki zbierały owoce do naleśników. Maliny i poziomki pięknie obrodziły.
Winogrona, posadzone dwa lata temu też wyglądają obiecująco.
Hania tłumaczyła Michalinie zasady funkcjonowania łańcucha pokarmowego.- Kura je robaki, później znosi jajko a człowiek zjada jajko. Kurę też. Więc człowiek jest najważniejszy, rozumiesz? Miśka nie zgodziła się ze starszą siostrą. – A komar je człowieka, więc to komar jest najważniejszy... ;)
I tak sobie płynął dzionek spokojnie. Do szesnastej. Po obiedzie i kawce Dawid z dziewczynkami poszli na łąkę przyprowadzić kozy. Wrócili z wielką orkiestrą. Mandarynka kulała i meczała, Hanka i Miśka ryczały wniebogłosy, a Dawid starał się uspokoić wszystkie kobiety. Okazało się, że najmłodsza kózka zaplątała się w drut kolczasty. Nie pozwalała się uwolnić, szarpała i miotała się ze strachu i Dawid miał niemały problem z odplątaniem cholerstwa z jej nogi. Dość mocno zraniła sobie tylną pęcinę. Opłukałam ranę wodą utlenioną i zrobiłam prowizoryczny opatrunek, ale jutro musowo trzeba będzie wołać weterynarza. Cytryna była nieczuła, ale nawet Zaraza patrzyła z niepokojem.
Skąd do cholery, wziął się drut na mojej łące??? Zanim wypuszczę kozy, będę musiała porządnie przeczesać łąkę ze śmieci. A przy okazji brzeg lasu z puszek po piwie, plastikowych butelek i innych syfów pozostawionych przez miłujących naturę ludzi. Szlag!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Biedna kozucha, mam nadzieję, że to nic groźnego.
OdpowiedzUsuńCytaty z "Samych swoich" musowo i mnóstwo innych, trudno przypomnieć sobie tak ad hoc. Kiedyś w Kurniku miałyśmy post na ten temat. Poszukam, który to był i prześlę Ci. Ubawiłyśmy się po pachi.
Zakładam, że gdybyś miała cynk od Kubola, napisałabyś:)
Kubła widziałam ;) Napisałam w komentarzu do posta o jego wyprowadzce.
UsuńO matko! Lecę!
UsuńDopisz tutaj! Nie przyszło mi do głowy zaglądać tam!
O, mam, tutaj: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2015/04/literatura-zycie.html
OdpowiedzUsuńI chyba poprzedzający post, albo następny, bo w jednym nie zmieściły nam sie komentarze:)
Ha ha ha. Super posty i jeszcze lepsze komentarze ;)Cholera, nie wiedziałam nawet, że ja klasyków cytuję ;)
UsuńPodeślę Ci jeszcze link do zabawy, jaką urządziłyśmy coś rok temu. Posikasz się.
OdpowiedzUsuńTu bawiłyśmy się przysłowiami - ciągnęło się coś przez trzy posty!
OdpowiedzUsuńZostaw sobie na długie, zimowe wieczory:)
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/09/przysowiowa-nowa-jakosc.html
To byla super zabawa ☺
UsuńPiękna ta koza ☺Komary bywają najważniejsze; )
Nie dałam rady wytrzymać do zimy. Boszszsz... sikam po nogach ;)))
Usuńznaczy suchych gaci potrzebujesz...to np w Kurniku jest obowiazkowe....
UsuńKoza wyzdrowiala od tego drutu?
Jutro zamówię wizytę domową wet. Noga wygląda nieciekawie. I może jakiś tężec, albo inna zaraza się przypęta. Wolę na zimne dmuchać.
UsuńAlbo to: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/04/a-gdyby-tak.html
OdpowiedzUsuńi jeszcze ze trzy posty w tył. To była jazda!
Biduraszka kozucha...
OdpowiedzUsuńA z tym łańcuchem pokarmowym to trafne spostrzeżenia :D
Tak, komary pokazują nam kto tu rządzi. Szczególnie jak chcesz usiąść z drinkiem na tarasie w ciepły wieczór ;)
OdpowiedzUsuńjak to mówiła babcia Pawlakowa: ...czas było przywyknąć...
OdpowiedzUsuńWitaj Jarku wu ;) Hm... Z Przemyśla?
Usuń