a

a

środa, 1 lipca 2015

W końcu razem...


Trzy dni temu snułam się na luzie po „Rapsodii”. Leniwie piłam kawę a na obiad jadłam kanapkę. Równie leniwie doiłam Cytrynę, czochrałam Kubła i zrywałam truskawki z krzaczków. Dwa dni temu wrzuciłam piąty bieg. Zasuwałam po pokojach ze szmatą i odkurzaczem, a o obiedzie całkiem zapomniałam. Zwierzęta patrzyły ze zdziwieniem, bo ich pańcia w końcu wzięła się za wyrywanie chwastów, latała jak wariatka z konewką i lała wodę gdzie się dało, przewieszała doniczki z kwiatami w te i wewte i hałasowała straszecznie kosząc trawę na podwórku (kosiarką sąsiadów). Jednym słowem miotałam się niczym ryba na haczyku, dopinając wszystko na ostatni guzik, aby Jurek i Dawid zakochali się w mojej wiejskiej samotni od pierwszego wejrzenia. 
Wczorajsze przedpołudnie zeszło mi na gotowaniu hurtowej ilości jedzenia (gar pomidorowej na żołądkach, a na drugie ziemniaki, mielone i buraki), bo już na czternastą zapowiedzieli się moi panowie. Dawid pomyślnie zdał wszystkie egzaminy, Jurek równie pomyślnie pozdawał wszystkie projekty i w końcu miały zacząć się upragnione WAKACJE. Ręce drżały mi z podniecenia, gdy wyciągałam z kuchennego kredensu nowe, nieużywane jeszcze talerze. Uroniłam ze wzruszenia kilka łez komponując z polnych kwiatów i zielonych gałązek bukiet do wazonu, mający ozdobić stół, przy którym do obiadu zasiądzie wreszcie cała moja rodzina. Prasując odświętny obrus, popatrzyłam spod byka na hasającego po tarasie wiewióra, przypominając sobie moje świętej pamięci hafciarskie arcydzieło... Od trzynastej godziny, niczym mała, podekscytowana dziewczynka, co rusz wybiegałam do furtki i wzrokiem tęskniącym za rozumem wpatrywałam się w drogę prowadzącą do Choszczna, którą mieli przyjechać moi mężczyźni...

A dziś? Dzisiaj czuję się jakby ktoś niespodziewanie walnął mnie od tyłu jakąś zardzewiałą łopatą. Patrzę na mojego męża, który siedzi ze wzrokiem wlepionym w telewizor i nie wiem o co chodzi. Dlaczego nie zachwycił się tak jak ja? Czemu nie czuje takiej samej ekscytacji? Nie widzi piękna dookoła, nie słyszy muzyki a za to czepia się bzdur? Że nie ma gazu, Internet powolny niczym dwustuletni żółw, że pięć domów zaledwie w sąsiedztwie, że brukowana droga... Pięć razy sprawdzał, czy drzwi do garażu są dobrze zamknięte, z obawy że któraś z kóz lakier na samochodzie zadrapie. Zgonił Kubła z kolan, bo pazurkami zaciągał jego nowe spodnie, kręcił z niesmakiem nosem na kozie mleko do porannej kawy...
Dawid po śniadaniu złapał wędkę i poleciał nad Drawę, razem z namiętnie obwąchującą wszystko Sabą, ale Jurek jest wyraźnie nieswój i nawet jakby trochę obrażony. Rozumiem, że nie każdy ma naturę romantyka. Nie każdy zachwyca się zapachem świeżo skoszonej trawy, czy smakiem kompotu z rabarbaru. Mój mąż jest dobrym człowiekiem, ale straszny z niego konserwatysta. Jest typem mieszczucha. Nienawidzi zmian i boi się wsi. O jego charakterze i niezrozumiałej dla mnie niechęci do "Rapsodii" napisałam tu klik, tu klik, i tu klik
Mam jednak gorącą nadzieję, że po pierwszym szoku odnajdzie się i niebawem poczuje w „Rapsodii” jak we własnym domu. Na weekend zapowiada się wielki rodzinny spęd i grill świętujący rozpoczęcie lata. Po kilku browarkach i wesołej zabawie będzie dobrze. Musi być.

10 komentarzy:

  1. Oby się chłopina nawrócił, bo jak ma Ci tak gderać... Moc piwo ma. No i może zaskoczy na dobry tor ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję. Może kupię skrzynkę najmocniejszego portera?

      Usuń
    2. No, niegłupie. Zgłuszyć trzeba.

      Usuń
  2. O kurde i ocieflorek. Długie te wakacje? Czy to już forever?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuba hasa po tarasie luzem? I nie nawiewa? Jak można się w nim nie zakochać? I wogle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle nie jest zainteresowany nawiewaniem ;) Lata po tarasie, wypuszcza sie na podwórko, choć co chwila zwiewa z jakiegoś powodu do swojej budki.

      Usuń
  4. To może Kubasek tak będzie funkcjonował? Ale Ty umarniesz ze strachu...

    OdpowiedzUsuń
  5. yyyyy... :/ .... Zachowam milczenie w temacie :P

    Zajrzałam dowiedzieć się co u Wiewióra słychać :))))

    OdpowiedzUsuń