a

a

sobota, 11 lipca 2015

Magiczny fotel


Wiklina jest to popularna ogólnie przyjęta nazwa dla krzewiastych form wierzby. Pierwotnie do celów plecionkarskich wykorzystywano dziko rosnące krzewy, stopniowo zaczęto jednak zakładać regularne uprawy. Towarzyszy człowiekowi tak jak drzewa i kamienie, od najdawniejszych czasów. Nie wiadomo, kto i w jakich okolicznościach zainteresował się silnymi i sprężystymi gałęziami wikliny i postanowił je wykorzystać do ułatwienia sobie życia. Być może człowiek zaobserwował poczynania pewnych gatunków ptaków, które splatały gniazda z gałązek i liści, nadając im formę zbliżoną do kosza.
Ponieważ wyroby z wikliny nie wymagają zbyt wielkiego nakładu środków, każdy mający umiejętności manualne i cierpliwość mógł parać się owym rzemiosłem. Aby wyroby z wikliny były piękne i trwałe, wierzby muszą być uprawiane w odpowiednich warunkach. Pierwszym z nich jest klimat drugim gleba, a trzecim odpowiednie nawodnienie pola wiklinowego. Kiedy wiklina osiągnie już odpowiedni wzrost, a pora roku wskazuje na zbiory, rozpoczyna się ścinanie i korowanie gałązek. I tak odpowiednio przygotowana wiklina nadaje się do dalszej obróbki manualnej. Zaczynają powstawać piękne wiklinowe kosze, bujane fotele, parawany, krzesła, kołyski, płoty i jeszcze wiele innych wspaniałych wiklinowych produktów, które nie tylko służą do użytku codziennego, ale i cieszą oko.

Ja również posiadam wiklinowe dzieło. Tak stare, że całkiem prawdopodobne, iż twórca jego żył przed wiekami. Jest to tradycyjny fotel, na dużych biegunach. Nie jakiś oszałamiająco piękny ani nawet super wygodny, ale coś w nim jest. Stoi sobie zazwyczaj na tarasie. Czasem służy jako siedzisko, czasem leży na nim pościel do wietrzenia lub świeżo zebrane ze sznurków pranie. U jego stóp lubi odpoczywać Zaraza. Leży sobie, przeżuwa i patrzy tęsknie w dal. Czasem ni z tego, ni z owego zameczy cichutko, tak jakby komuś odpowiadała. Nie jest to dziwne, bo za życia Franciszki obrazek ten codziennie widziany był przez mieszkających obok sąsiadów. Frania siedziała na bujaku i rozmawiała z kozą godzinami, a Zaraza meczała o swoich problemach i radościach, stojąc lub leżąc obok niej. Dlaczego jednak równie namiętną miłością od pierwszego wejrzenia pokochała bujak Saba? Nie wiem. Od początku układała się do snu w cieniu stojącego fotela. Zdarzało się, że koza leżała z jednej strony, a z drugiej posapywała błogo moja sunia, śniąc coś i przebierając wszystkimi łapami. Jerzy również siadał często na fotelu z filiżanką kawy w dłoni i wówczas wydawał się spokojny i zrelaksowany. Gdy odjechał, bujałam się bezmyślnie ze dwie godziny, a gdy wstałam byłam dziwnie pogodzona z życiem i pełna nadziei na przyszłość.

Czasem, wieczorem, kątem oka widzę przez okno ruch na tarasie. Wiem, że to wiatr porusza starym fotelem, ale gdzieś z głębi serca przychodzi wtedy wspomnienie Cioci Franciszki. Jej pomarszczonej twarzy, spracowanych dłoni i tego niesamowitego ciepła w oczach. I choć nie ma nikogo dookoła mnie, już nie czuję się samotnie...



4 komentarze:

  1. Bo to talizman, nie fotel. I do tego piękny.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... są takie magiczne miejsca , hmm ... i szczęśliwa ta chałupa , która je posiada ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. meble z duszą ..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zauważyłyście, że meble i przedmioty z wikliny, lub drewna, gdy potrzyma sie na nich chwilę rękę, są ciepłe zimą i chłodne latem Tak jakby chciały przynieść ulgę swoim ludziom. Chyba naprawdę są to magiczne talizmany z duszą ;)

    OdpowiedzUsuń