a

a

niedziela, 21 czerwca 2015

Choszczeńska Sobótka


Leje. Kozy kursują pomiędzy sadem i oborą. Na widok pierwszych kropli deszczu Zaraza wstrząsa się z obrzydzeniem i galopuje pod dach, a tuż za nią pozostałe. Kładą się na słomie i przeżuwają to, co zdążyły zjeść. Przywódczyni małego stada, jakimś szóstym zmysłem wyczuwa kiedy zamierza spaść ostatnia kropla, bo czai się w drzwiach koziarni i dokładnie w momencie ustania deszczu wybiega z powrotem do sadu. Lepsza i czulsza niż barometr ;) Tej niechęci do opadów nabawiły się chyba wczoraj. Całe popołudnie były na łące, podczas gdy pańcia odchamiała się w mieście. Pogoda była wyjątkowo kapryśna. Raz świeciło piękne słońce, a za chwilę lało jak z cebra. Piotrek dopracował ogrodzenie, dokładając drugą taśmę i puszczając ją na wysokości kilkunastu centymetrów nad ziemią. Pilnowane przez podwójnego pastucha kozy, nie miały szansy zwiać z pastwiska. Sąsiad zaproponował mi pal i łańcuch, ale szybciej założyłabym łańcuch na własną szyję, niż któremuś z moich zwierząt!

W Choszcznie odbywała się „Choszczeńska Sobótka”, coroczna impreza, na której prezentują się okoliczne wioski i miejscowi artyści.



Ot, taki małomiasteczkowy festyn. Okazja do wyjścia z domu, spotkania się ze znajomymi, wypicia piwka pod chmurką... Ku wielkiej uciesze dzieci i trochę mniejszej ich rodziców nie zabrakło również dmuchańców, trampolin i innych tego typu atrakcji. Podczas gdy ja i Anka siedziałyśmy w piwnym ogródku (Anka- która wyjątkowo miała wolne przy piwie, a ja- jako kierowca, niestety przy soczku;)), Olka ganiała niczym mały samochodzik z dwiema przyczepkami, od karuzeli do stoiska z watą cukrową i z powrotem ;) Na zadaszonej scenie śpiewały na zmianę ludowe zespoły, kilkuletni piosenkarze i miejscowe kapele rockowe. Na wieczór zapowiadali fajerwerki i „wielką gwiazdę”, o której nigdy w życiu do tej pory nie słyszałam ;) Hania tańczy w jednym z licznych choszczeńskich zespołów tanecznych. O osiemnastej miał być ich występ, więc wstałyśmy od stołu i poszłyśmy pod scenę. Zabawne to było. Odbyła się swoista wędrówka ludów. Rodziny dzieci które właśnie zakończyły swój występ, zmierzały do stołów, wyłączając kamery i chowając aparaty fotograficzne, od stołów natomiast wstawały rodziny, których dzieci występ zaczynały, włączając kamery i wyciągając aparaty ;) Występ Hanki był cudny. Olka klaskała jak szalona a Ania nagrywała aparatem komórkowym. To, że każde dziecko tańczyło w trochę innym rytmie, Hanka pomyliła kierunek i obróciła się w przeciwną, niż reszta dzieci stronę, a jedna z dziewczynek (czymś widocznie wkurzona) zeszła ze sceny w połowie występu naprawdę nie miało znaczenia. Tak było, jest i będzie, że dla każdej matki jej dziecko śpiewa najpiękniej (choć inni modlą się o koniec pieśni), tańczy najwspanialej (taniec współczesny może mieć przecież najdziwniejszą choreografię) i jest najmądrzejsze (choć innym słuchającym włosy czasem na głowie się jeżą ;))
 Mądra matka zna jednak również wady swego dziecka i choć skoczy do gardła każdemu kto je publicznie wytknie, w zaciszu własnego domu pracuje nad nimi i stara się je wyeliminować.

To był miły dzień. Wróciłam do domu, wypuściłam z klatki Kubę, oporządziłam i zamknęłam kozy i zrobiłam dwa słoiczki dżemu truskawkowo- rabarbarowego. W poniedziałek wybieram się na meblowe zakupy. Czas przenieść się na górę. Do tej pory spałam w salonie na rozkładanej sofie a na górę wchodziłam tylko popodziwiać robotę Piotrka i jego ekipy lub wykąpać się w dużej wannie. Remont jest już całkowicie zakończony. Jeśli ktoś z Was ma ochotę pospacerować po „Rapsodiowym” domu zapraszam tutaj Klik. Podwórze, sad i najbliższe otoczenie opisałam tutaj Klik, a trochę dalszą okolicę tutaj Klik
Piękne pokoje czekają już tylko na meble. I na mieszkańców. Jeszcze tydzień. Siedem dni i cała rodzina będzie w końcu razem. Pisałam już, że nie mogę się doczekać? No więc piszę. NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ ! ;)

4 komentarze:

  1. Sama myślę właśnie nad pastuchem i zastanawiałam się jaki musiałby byc aby nie wychodziły. Dzięki za podpowiedź. Może coś się uda wymyślić na drugim polu. Na razie niestety są na srebrnym łańcuszku i kołku... ech...też mnie to nie cieszy. Pozdrawiam :) Fajny dzień mieliście :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sama doskonale wiesz, kozy sa niezwykle sprytne i cwane ;) Pojedynczy pastuch nie wystarczył. Podwójny mam od kilku dni i jak na razie działa doskonale. Jedna taśma z prądem biegnie na wys 1,2 m, a druga 15 cm od ziemi. A oprócz tego ogrodzenie z drewnianych palików połączonych żerdziami. Drewniane elementy musza być wcześniej zaimpregnowane. Musisz tylko zwrócić uwagę, aby impregnat nie był trujący dla zwierząt (mimo pastucha, znajdą zawsze jakieś bezpieczne miejsce i ogryzają słupki)

      Usuń
    2. Dzięki za info. Muszę wczytać się w temat, może coś z tego wyjdzie. Chociaż zaczynają się w mnie budzić wątpliwości co do hodowania kóz... Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. U nas też był festyn, ale one już mnie nie ciągną. Co roku to samo. Nuuudy...

    OdpowiedzUsuń