a

a

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Noworoczne postanowienia

Różne daty obligują do różnych czynności. 
W tłusty czwartek bez wyrzutów sumienia obżeramy się ponad normę, pierwszego kwietnia bez drgnienia powieki oszukujemy bliskich i kłamiemy jak z nut, w ostatni dzień października przenosimy się mentalnie do średniowiecza i odczytujemy przyszłość ze stearynowych kleksów, a w noc łączącą stary i nowy rok podejmujemy postanowienia. 
Przemyślane lub spontaniczne, ale z założenia twarde i nieodwołalne. 
Czy jest lepszy czas, by odrzucić złe nawyki i w końcu wkroczyć na drogę cnoty, niż początek roku? Ano nie ma. Dlatego też lista moich noworocznych postanowień zrobiła się całkiem obszerna. Nie to, żebym tak całkiem z tej cnotliwej ścieżki życia zboczyła, ale te parę kilo i kilka centymetrów zawsze przyda się zgubić.


Pierwszego stycznia z pełnym zapałem i sporą dozą optymizmu zdecydowałam, że będzie to 10 kilo i po 5 cm w strategicznych miejscach. Aby osiągnąć cel, trzeba opracować taktykę. Bieganie cztery razy w tygodniu powinno być okej. Dam radę. Z prostego rachunku wychodzi, że aż trzy dni będą wolne i tego się
trzymajmy ;) Hm... a jak będzie lało? A jak kolano znowu się odezwie? No dobra-będę biegać raz w tygodniu. W końcu najważniejsze są wytrwałość i systematyczność. Może trochę dłużej potrwa to całe odchudzanie, ale za to będzie mniej stresujące i nie tak masakrycznie wyczerpujące 
No i dieta. Samo katowanie się bieganiem nic nie da, niestety. Punkt numer dwa- nie jeść po osiemnastej. W końcu człowiek nie żyje po to żeby jeść, tylko je żeby żyć, prawda? Więc to niejedzenie nie będzie aż takim wielkim wyrzeczeniem, dam radę! I zero alkoholu. Nie dość, że same puste kalorie, to jeszcze dodatkowo wzmaga apetyt! O nie, dziękuję. Obejdę się! Bezproblemowo! Ale zaraz... A jak przyjaciółki przyjdą, jak to mają w niezdrowym zwyczaju, wieczorem? Będę tylko patrzeć i mlaskać? A jak dopadnie mnie jakiś emocjonalny dołek? Albo mąż zaplanuje romantyczny wieczór? No wiem, wiem, przez kilka ostatnich lat nie wpadł na taki pomysł, ale kto mi zagwarantuje, że nie wpadnie akurat w tym roku? I co? Mam chłopu przykrość robić? Nieee, bez przesady. Wystarczy nie jeść po osiemnastej słodkiego i po prostu pić mniej alkoholu. Tak, to będzie obiektywne. W końcu od kilku kieliszków wina czy butelki zimnego piwa nikt się jeszcze nie utuczył, nie dajmy się zwariować! Zresztą nie jestem aż taka gruba. 5 kilogramów i po 2 centymetry powinno wystarczyć. 
A jak już dojdzie do skutku ten romantyczny wieczór, to mus na wakacje jeszcze jakieś pojechać. Do Hiszpanii. W końcu nigdy jeszcze za granicą nie byliśmy. Aż wstyd, normalnie! Taki Madryt zwiedzić. Albo Wyspy Kanaryjskie, czy Baleary. Słońce i plaża, czyż nie brzmi to wspaniale? Hm...i kasa. A tu trzeba wiatrołap przemalować, bo cały sufit zalało, komputer ledwie dycha, lodówka warczy jak wściekły pies... W sumie Bałtyk też piękny. Pojedzie się na dzień czy dwa. Raczej dzień... 
Właśnie- komputer. To zachłanne ustrojstwo pochłania tyle czasu, że aż strach! Maile, surfowanie, internetowe zakupy, media społecznościowe, blogi. Koniecznie trzeba ustalić w tygodniu dzień bez komputera. Kiedyś go nie było i ludzie żyli. A ile rzeczy pożytecznych można w tym czasie zrobić. Iść na spacer, poczytać, uciąć drzemkę, pobawić się z dziećmi, poplotkować z teściową. 
Rany! Teściową też zaniedbałam. Obowiązkowo muszę częściej się z nią spotykać. Raz w tygodniu będzie w sam raz. W końcu kobiecina się starzeje, a wszyscy wiemy, że należy śpieszyć się z miłością i troską, bo tak szybko odchodzą i tak dalej. Popołudniami może. A jak przeszkodzę w poobiedniej drzemce? Przecież nie mogę wymagać od starszej pani, żeby swój plan dnia zmieniała, bo ja jakieś durne postanowienia sobie zrobiłam. Raz w miesiącu wystarczy. A jeśli akurat jakiś wyjazd do lekarza będzie miała albo co, to przecież nie będę przeszkadzać, esemesa wyślę. Albo maila. No i kurczę, znów problem! Jak znam życie, to pewnie będzie to akurat ten dzień, w którym zaplanowałam nieużywanie komputera, los jest złośliwy! No dobra, to powiedzmy raz w tygodniu godzina bez komputera. Tak, to będzie zdecydowanie rozsądniejsze. A ten czas który wygospodaruję, przeznaczę na czytanie, tyle mam zaległych lektur! Dwie książki w miesiącu to będzie dobry plan. Jedyny problem to fakt, że ja gustuję w fantasy, a to nie są zazwyczaj nowelki. Raczej opasłe tomiska. Kiedy ja na nie znajdę czas? Bieganie, zagraniczne wojaże, bogate życie towarzyskie i rodzinne, domowe obowiązki... A tam, spokojna głowa. Jestem pewna, że do końca roku uda mi się przerobić tę trylogię. Phi, z palcem w nosie.

Jak postanowiłam, tak też zrobię. Dotrzymam swych postanowień, choćby wymagało to ode mnie olbrzymiego wysiłku. A jak się nie uda? Trudno. Już za rok przyjdzie świetny czas na kolejne, tradycyjne, postanowienia noworoczne ;)