a

a

czwartek, 30 stycznia 2020

Ewolucja

Dziwię się. 
Podobno ewolucja to proces ciągły i nieodwracalny. Proces zmian zachodzących w czasie. Doskonalenie się i rozwój. Rozwój nie przypadkowy, nie dowolny, lecz dostosowawczy. Samo słowo pochodzi od łacińskiego evolvere- rozwijać, wydawałoby się więc, że z głupich stajemy się mądrzejszymi, z brzydkich piękniejszymi, zyskujemy na atrakcyjności, z łatwością dostosowujemy się do każdych warunków, potrafimy przewidywać, wyciągać wnioski i tak dalej. 
Takie to niby proste i oczywiste! Patrzę jednak dookoła i dziwię się. Wydaje mi się, że ewolucja nagle zmieniła bieg i wpadła w jakieś patologiczne koleiny. Jeszcze trochę, a przestaniemy się ze sobą komunikować- już teraz wracamy do pisma obrazkowego i maksymalnych skrótów. Przestajemy się rozumieć, słuchać wzajemnie, logicznie myśleć- Jezu, przestajemy w ogóle myśleć! Bez Internetu nie potrafimy już funkcjonować. Wszystkie wątpliwości wyjaśnia nam Google, błędy poprawia e-słownik, media społecznościowe mówią nam co oglądać, czego słuchać, czym się interesować. Sama głupieję. Ostatnio musiałam policzyć na kalkulatorze ile właściwie mam lat. Kurde, wyszło mi za dużo...;)

Zabijamy dziki, bo roznoszą choroby, którymi pewnie zaraziły się żerując na naszych śmieciach. Wycinamy drzewa atakowane przez plagę korników, a w ich miejsce sadzimy leśne monokultury. Panikujemy czytając o coronavirusach, po czym jedziemy do Chin, bo kilka miesięcy temu wykupiliśmy przecież wycieczkę, a lepiej odchorować, niżby miało się zmarnować. Jeśli tak będzie dalej, w końcu z powrotem wejdziemy na drzewa, pod warunkiem oczywiście, że jakieś drzewa na naszej biednej planecie jeszcze zostaną.

Z drugiej strony, ewolucja to przystosowanie się do panujących aktualnie warunków. A jakie mamy warunki? Ludzie „myślący inaczej” są szykanowani lub wyśmiewani. Wszechobecne media robią nam z mózgów papkę. Wystarczy przejrzeć program telewizyjny: Głupi i głupszy, Psychol, Mordercza opona, Martwica mózgu... Matko, i to wszystko jednego dnia!!! Jeżeli ktoś pozostanie normalny po obejrzeniu którejś z tych propozycji, to szacun! Serio!



Jeśli z góry i dołu bombardowani jesteśmy głupotą, jeśli z prawa i lewa otacza nas ciemnogród, to naprawdę ewolucja ma trudny orzech do zgryzienia. Więc może zacznijmy przeć w tył? Zatrzymajmy maszyny i cała wstecz! Odwróćmy nieodwracalne prawo natury i cofnijmy się w rozwoju. Zacznijmy samodzielnie myśleć. Rozwiązywać krzyżówki bez pomocy komputera, liczyć bez kalkulatora, czytać, rozmawiać, słuchać, wyciągać wnioski...

Ech, rozmarzyłam się...

piątek, 10 stycznia 2020

Wewnętrzne dylematy

Dopadła mnie jakaś depresja. 
Mam obniżony nastrój pojawiający się już rano i utrzymujący się przez większość dnia. Bez konkretnego powodu jestem smutna i przygnębiona. Denerwują mnie ludzie. Nie rozumieją bliscy. Wszyscy robią mi na złość i nawet cholernik kot, zamiast przymilnie zamruczeć dziabnął mnie pazurem. 
Czyżby miał mi za złe utratę jąder? No, może... 
Ale Chłop? Przecież jeszcze go nie wykastrowałam- choć czasami poważnie się nad tym zastanawiam, a wciąż zrzędzi, marudzi, nie robi tego co trzeba, za to co nie trzeba, robi idealnie! 
Szybko się męczę i jestem wydrenowana z energii. Straciłam zainteresowanie podstawowymi działaniami: sprzątaniem, zmywaniem czy gotowaniem, a co gorsza również tymi, które powinny przynosić mi przyjemność, na przykład spacerami czy pisaniem. Zapadłam na kompletną anhedonię- najchętniej zakopałabym się w pościeli i przespała z tydzień. 
Sama. 
Ewentualnie z kotem.
Jak się ogarnie z tymi pazurami oczywiście.

Wypisz wymaluj- kliniczne objawy depresji. 
Jedynym objawem, który bezczelnie mnie ominął jest brak apetytu i związana z nim utrata wagi, co paradoksalnie sprawia, że popadam w jeszcze większą depresję, bo za chwilę trzeba będzie zmienić zimowe ciuchy na letnie i dopiero wtedy będę miała prawdziwe powody do depresji.

I skąd to dziadostwo się do mnie przypętało? Nie jest to depresja zimowa, bo zimy jak dotąd ani widu, ani słychu. Nie jest to również depresja nastoletnia, choć często ogarnia mnie rozdrażnienie i drażliwość.  Tym bardziej nie poporodowa. No... chyba że złapała mnie z 26-letnim opóźnieniem. Pomimo tego, że często czuję się odrzucona i bywam samotna wśród tłumów, mam nadzieję, że nie jest to również depresja starcza.

Po głębokiej analizie własnego przypadku odrzuciłam też depresję endogenną, reaktywną i lękową. Rozważałam depresję dwubiegunową, bo często zdarza mi się, że w jednej chwili jestem smutna a za moment rżę ze śmiechu. Mam doła, a po chwili podskakuję jak świr w rytm starych rockowych kawałków. Podczas żarcików z koleżankami ni z gruszki, ni z pietruszki zalewam się łzami, bo przypomną mi się makabryczne obrazy popalonych koala i martwych kangurów na tle płonących lasów Australii. 
Czasem czuję wręcz we własnym ciele ten żar. Robi mi się duszno i gorąco. Brak mi tchu i kręci mi się w głowie, jakbym jednym duszkiem wypiła z pół flaszki jakiegoś napoju wyskokowego.

Ciemna dupa! A niech to szlag! Masakra!

Przeglądając sobie Internet doszłam do niewątpliwego i nieprzyjemnego wniosku. Jasna cholera!
To nie dwubiegunówka! Nie zimowa ani poporodowa. Nie starcza nawet, choć ta autodiagnoza była najbliższa prawdy.

Dopadło mnie klimakterium! Cholerna menopauza wyciąga szpony! 



No nie! Teraz to na bank wpadnę w depresję...