a

a

sobota, 16 marca 2019

Zwykły weekend

Znacie pewnie stare, chińskie życzenie: obyś żył w ciekawych czasach. I bynajmniej nie jest to życzenie wszystkiego najlepszego, lecz czegoś dokładnie odwrotnego. 
Na dworze jeszcze ni to zima, ni to wiosna. Chwilami przyświeci słonko, częściej pada, a wicher duje jak głupi jakiś. Zdmuchnął mi karmnik- czy to znak, że koniec z dokarmianiem sikor? 
W domu jakoś obywa się bez większych spięć, może dlatego, że Jerzy zaniemógł, leży bidok z termometrem pod pachą i sprawdza o ile kresk podniosła się ciepłota jego ciała w porównaniu do poprzedniego kwadransa. Nieee... wredna jestem, chłop naprawdę się przeziębił ;[ 
Wena twórcza chwilowo [mam nadzieję] ustąpiła miejsca lenistwu. Jednym słowem nuda. 
Zapraszam więc Was dzisiaj na nudnawy post ilustrowany zwyczajnymi zdjęciami ;)

Rączki świerzbią mnie już wiosennie, więc parapet zapełnia się sadzonkami.



W ziołowym korytku na tarasie zieleni się już szczypiorek siedmiolatka,




posadziłam cebulę na szczypior.

W trumnie też zaczyna się dziać. Czosnek ma już całkiem niezłe łodyżki, puszcza się zeszłoroczna pietruszka.



Posiałam rzodkiewkę, szpinak i groszek cukrowy. Jednak większość warzywnych skrzyń wygląda jeszcze mało atrakcyjnie ;]



Codziennie spędzam kilka chwil na poszukiwaniu wiosny w ogrodzie. Uwielbiam obserwować jak zielone pędy wychodzą z ziemi, zawiązują pąki, kwitną i przekwitają, robiąc miejsce kolejnym sezonowym roślinom.









Jak umiałam, tak opitoliłam winogron- mam nadzieję, że go nie zabiłam...?



No i żeby weekend był całkowicie [tzn. jak dalece się da] bezstresowy, po czterech dniach nieobecności wrócił kotto- Kaszotto, kocurek przychodzący do nas podjeść, pogrzać się i pokokosić. Choć nie mogę uzurpować sobie do niego żadnych praw, chłopak ma już swoją miskę i ulubioną podusię, a w lodówce zawsze czeka saszetka, puszka czy inny przysmak. Zjawił się dziś rano, poobijany, nastroszony, z poranionymi uszami, obdartym noskiem i dwoma kleszczami [!!!], ale chyba nic poważnego mu nie dolega, bo wrąbał saszetę, wymusił parówkę, korzystając z chwili nieuwagi zlizał pasztet z mojej kanapki, po czym walnął się na sofę i śpi już chyba czwartą godzinę.




No, musiał być facet na niezłej imprezie! 
I tak sobie siedzę, stukam w klawisze i mam nadzieję że ciekawe czasy nadejdą jak najpóźniej, bo że nadejdą to niestety jest pewne. W garnku pyrka i pachnie rosół, na sofie pryka i smrodzi Kaszo...



Taki zwykły weekend... ;)

wtorek, 5 marca 2019

Propozycja-akwizycja


My- Polacy, jako naród, mamy najróżniejsze opinie w świecie. Niemcy żartują nieśmiesznie, że przyjeżdżają do nas na wakacje pociągami, bo ich auta już tu są. Czesi nabijają się, że upijamy się częściej od nich, choć statystycznie na jednego Polaka przypada o wiele mniej napojów wyskokowych rocznie, niż na Czecha. Ale cóż- kto próbował czeskiego piwa i porównał jego moc z naszym, ten wcale się temu nie dziwi. Włosi uważają, że jesteśmy bardzo pobożnym narodem- pewnie za przyczyną nieodżałowanego Jana Pawła Drugiego, a dla odmiany Anglicy krytykują Polaków za rasizm i nietolerancję. Wszyscy jednak zgadzają się, że nasza gościnność nie ma sobie równych.

Natchniona wolnym popołudniem i piękną, prawie wiosenną pogodą postanowiłam zrobić porządki. Oprócz pogody natchnął mnie również fakt, że ponad godzinę szukałam w szufladach jakiegoś dokumentu. Nie mogłam go znaleźć, więc mamrocząc pod nosem przekleństwa wyrzuciłam ze złością wszystkie papiery na środek pokojuChcąc nie chcąc, musiałam je posegregować, a przy okazji powstał wielki stos papierzysk do wyrzucenia. Oprócz starych faktur i rachunków, w stosie tym znalazła się cała fura zapomnianych zaproszeń, które przeglądałam z coraz większym zdumieniem i rozbawieniem.
Było tam zaproszenie na pokaz niesamowitych garnków w niewiarygodnie niskiej cenie- 3000 nowych złotych polskich. Za sztukę. Chyba były to garnki- samowarki ;) Na degustację żywności przechowywanej w tajemniczych pojemnikach, które to wydłużały trzykrotnie świeżość włożonych weń produktów. Na prezentację cudownej pościeli, która leczy ciało i duszę podczas snu. Najciekawsze było zaproszenie od firmy medycznej, która namawiała do kupna fotela masującego, bezzwłocznie usuwającego wszelkie bóle kręgosłupa, zapobiegającego osteoporozie i leczącego bezsenność. Każdy uczestnik pokazu miał otrzymać w prezencie pieluchomajtki w odpowiednim rozmiarze- od S do XXL. Domyślam się, że fotel ten tak doskonale relaksował, że masowany osobnik ignorował nawet fizjologiczne potrzeby. Do kosza na śmieci trafiły też zaproszenia na degustację pieczywa bezglutenowego upieczonego w maszynie do robienia chleba i sałatek owocowo-warzywnych z produktów krojonych specjalnym, niezabijającym witamin nożem. Nie skorzystałam również- o głupia ja!- z kosmetyków na bazie naturalnego kollagenu. A szkoda, bo przy kupnie towaru za minimum 500 złotych, dostałabym w prezencie piękny, plastikowy grzebień do włosów. Nie rozumiem, jak mogłam przegapić taką okazję!
Siłą rzeczy, podczas przeglądania tony makulatury, pomyślałam o zaproszeniach i ofertach składanych telefonicznie. Zaproszeniach do banku, gdzie specjalnie dla mnie przygotowano umowę kredytową. Propozycjach pomocy przy uzyskaniu odszkodowania. Za co? A nieważne- za coś się zawsze znajdzie ;) Ofertach ubezpieczenia od wszelkich wypadków- najbardziej inspirująca była polisa na wypadek pogryzienia przez wściekłego psa! Najkorzystniejszych ofertach pakietów internetowo-komórkowo-tabletowo-smartphonowo-palmtopowo-icotamjeszcze
Dziś  jestem konkretna - dziękuję i się rozłączam, ale zanim się nauczyłam, każdy telefon, dzwoniący zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie, był zmorą. Kilka minut upływało, zanim przepraszając i tłumacząc, czekając aż akwizytor zrobi przerwę na wzięcie oddechu, udało mi się wejść w słowo elokwentnego rozmówcy, by z lekkim wyrzutem sumienia stwierdzić, że nie jestem zainteresowana nabyciem saturatora ze źródlaną wodą. I nie, naprawdę nie chcę pieniędzy, które mi proponuje.
Swoją drogą współczuję pracownikom tych akwizytorskich firm- ciężki kawałek chleba. Kilka razy na minutę ktoś posyła ich do diabła, nie raz i nie dwa słyszą pewnie rynsztokowe bluzgi.



Białe nie zawsze jest białym, a czarne czarnym.
Gościnność i hojność. Cechy kojarzące się jak najbardziej pozytywnie, a jednak umiejące utrudnić życie a nawet doprowadzić do szewskiej pasji. Kultura osobista- wypada ją mieć, okazuje się jednak, że czasem przeszkadza. Z kolei odrobina egoizmu, a nawet chamstwa, wychodzi niekiedy człowiekowi na dobre.