a

a

poniedziałek, 30 listopada 2020

Myślenie nie boli

 Małe zawsze jest słodkie. Nieważne na ilu nogach się porusza, jaka powłoka otacza jego ciało i jakim sposobem usiłuje się porozumieć. Czy to malutki psiak, papużka, żółw, rybka, chomik, czy jeszcze inne stworzenie boże. 

I to szczęście w oczach dziecka… Ciepło w sercu, gdy patrzymy jak wyciąga spod choinki podskakujący pakunek, przytula nowego członka rodziny, całuje, głaska, pod malutki nosek podsuwa smakołyki i rzuca nam się na szyję mówiąc, że kocha najbardziej na świecie i że jesteśmy najlepszymi rodzicami pod słońcem. Wszystkie pieniądze świata nie są wtedy ważne. Taa…

Rok później zapełniają się schroniska. Podrośnięte szczeniaki płaczą za kratami boksów, nie rozumiejąc dlaczego ciepły kąt nagle zmienił się w zimny, betonowy schron. Wyrzucone na ulice koty giną pod kołami aut. Ciałka zadziobanych papużek i kanarków walają się pod drzewami, a słodkie wodne żółwiki stają się karmą dla szczupaków. Taa…

Wszyscy wiemy, że żywe stworzenie nie jest zabawką. Że maluch podrośnie, będzie robił kupę i niszczył kapcie. Będzie wymagał zainteresowania i poświęcenia odrobiny czasu. Że trzeba czyścić akwarium, wymieniać trociny, myć kuwetę, odwiedzać weterynarza…

Wiemy, lecz co z tego wynika? W każde Święta Bożego Narodzenia pod choinkę trafiają żywe zwierzęta, które niestety zbyt często marnie kończą. A przecież są inne formy uszczęśliwienia dzieci małym zwierzaczkiem. Można kupić mięciutką maskotkę lub elektronicznego pupila. Zainstalować „hodowlaną” aplikację  na telefonie. Pójść na spacer ze schroniskowym bezdomniakiem. Wystawić miskę z kocim jedzeniem, pokarmić wiewiórki w parku, sypnąć ziaren kaczkom i łabędziom, zamontować na parapecie karmnik dla mazurków i sikorek. Uczymy dziecko odpowiedzialności, fundujemy mu radość z obcowania z naturą i uszczęśliwiamy wspólnym spędzeniem czasu. W tej materii ogranicza nas jedynie własna wyobraźnia, bo i możliwości i potrzeb jest przecież mnóstwo.

Taa… I jak to ja, znów strzeliłam sobie w kolano. Miałam zamiar napisać coś całkiem innego. Miał to być post reklamujący mojego podrzutka. Miałam napisać jaka jest słodka i pocieszna. Jak mruży oczka zasypiając w zgięciu mojego łokcia, mrucząc niby stary trabant. Jak sunąc brzuszkiem po podłodze czai się wyczuwając smakowite zapachy dolatujące z miski. Jeszcze w głębi gardziołka rodzi się syk,  ale nie ucieka już od moich rąk i pozwala się drapać za szylkretowymi uszkami. 


Jeśli jednak miałaby posłużyć jako chwilowa zabawka i skończyć na ulicy, wolę żeby została u mnie. Oczywiście mam wciąż nadzieję, że zadzwoni jakiś dobry człowiek, który otoczy maleństwo opieką i czułością.

Kocur Kaszotto obraził się na mnie śmiertelnie, a Kaszanka jeży grzbiet i fuka, sądzę jednak, że dogadają się pomiędzy sobą szybciej, niż potrafią zrobić to ludzie.

Maleńka Metka, podobnie jak Kaszo i Kaszanka trafiły do mnie z tej samej, ulokowanej w bliskim sąsiedztwie „hodowli”. Najpierw przyszedł chudy, zmarnowany kocur.




Gdy trochę się podtuczył przyprowadził kotkę. 

A w niedawny, mroźny listopadowy wieczór szylkretowa kotka z rudymi brwiami podrzuciła na moje podwórko swoje maleństwo. 

Co będzie jutro?

Za pośrednictwem mojego bloga, FB i mam nadzieję choszczeńskiej gazety apeluję do wszystkich- sterylizujcie swoje koty! Nie skazujcie kotek na wyniszczenie, kociąt na śmierć i kocurów na brutalne walki. 

Panie M, dokarmia Pan wolnożyjące koty, mają ciepłą budkę, to się bardzo chwali, lecz proszę najpiękniej jak potrafię - niech Pan je wysterylizuje. Zapewniam z autopsji, że nie będą mniej łowne! 

A moje „okno życia”  już się zapełniło! 


 

środa, 11 listopada 2020

Tytuł jeszcze nieznany ;)


 Kochani moi Czytelnicy!

Teraz wszystko w rękach Wydawcy, lecz z samozachwytem oświadczam, że w końcu się sprężyłam i skończyłam ;)

Mam nadzieję, iż teraz znajdę czas na kontynuację bloga.

Z poniższego fragmentu niczego się nie dowiecie, niczego nie domyślicie, niczym Was nie zaskoczę i w ogóle.

Mimo to zapraszam na fragmencik mojej nowej powieści ;) 

Wyobraźmy sobie, że wybucha pandemia. Miesiąc, dwa i cały świat byłby zarażony!

- Sztuczne wyhodowanie jakiegoś wirusa, to dziś dla naukowców pikuś. A gdyby taki wirus zwiał z próbówki? Wyobrażacie to sobie?

- E, szybciej sami by wypuścili. Żeby zdziesiątkować ludzką populację, pozbyć się starych i słabych egzemplarzy. Albo zaszantażować jakiś wrogi rząd.

- Poprzez zakazy i nakazy władze będą kontrolować obywateli.

- A później, pod pretekstem szczepionki wstrzykną im nanoroboty.

- Gdy zaszczepiony będzie niepożądany, nanorobot eksploduje i po problemie.

- Dobre! W jakimś filmie to widziałam!

- Następuje ogólna destabilizacja gospodarki. Pełen lockdown. Zamknięte biura i szkoły.

- Ooo, to też jest dobre! – Przyklasnęła Zuźka.

- Nie ciesz się. – Zgasiła ją Kaja. – Na pewno zrobiliby naukę online.

- Usługi, gastronomia, turystyka leżą. – Jasiek się nakręcał.

- W marketach wykupują mąkę, drożdże i olej.

- I papier toaletowy…

- I prezerwatywy. Bo osoby podejrzane o kontakt z zarażonym  muszą zostać na domowych kwarantannach, a przecież czymś trzeba się zająć.

- Ludzie w końcu zaczynają dbać o higienę. Wykupują z marketów mydła i środki dezynfekujące.

- Eee, to raczej mało prawdopodobne…

- Które kilkukrotnie drożeją, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto chce zrobić biznes na czyjejś krzywdzie. – Jasiek nie dał zbić się z tropu.

- Na ulicach wszyscy w maskach i kombinezonach…

- Wprowadzają godzinę policyjną, a policja wali mandaty za byle co.

- Tłumy sceptyków wychodzą na ulice…

- A policja dalej wali mandaty!

- Stadiony i hale targowe przerobione na szpitale polowe.

- Ludzkie zwłoki wywożone ciężarówkami i palone na popiół.

- Przestańcie! – Opamiętała się w końcu Zuzanna. - Jesteśmy powaleni. Owszem, ludzie są debilami, ale przecież nie aż takimi! Nie pozwolą, żeby coś takiego się zdarzyło!

- A jeśli powiedzieliśmy to wszystko w złą godzinę i naprawdę się sprawdzi?- Spoważniała Kaja.

Niespodziewany niepokój objął całą trójkę roześmianych jeszcze przed chwilą nastolatków.

- Jezu…

- Na wszelki wypadek odpukajmy wszystko w puste i niemalowane.

Wszyscy zgodnie popukali się w głowy.