a

a

czwartek, 25 lipca 2019

Miejskie wieści

Moje miasto jest niewielką, powiatową miejscowością. Mieszka tu nie więcej niż 16 tys. głów, z czego niestety, jak w coraz większej ilości polskich miast, większość tychże głów oprószonych jest siwizną. Młodzież wyjechała, wyjeżdża, lub ma wyjazd w planach. Na studia, w poszukiwaniu lepszej pracy [lub w ogóle jakiejś pracy] i ciekawszego życia. Fakt- życie płynie tu leniwie i spokojnie, choć oczywiście różne ekscesy też się czasem zdarzają. Zaciukają bezdomnego za flaszkę wódki, okradną jubilera, pozostawione bez opieki dzieciaki rozpalą grilla w dużym pokoju i zjarają pół dachu czteropiętrowego bloku... Życie.

Jednakże na wakacje miasto me się obudziło. Wyrwało z letargu, otrzepało z kurzu i odziało w kolory. 
Od końca czerwca co weekend oferuje mieszkańcom i przyjezdnym najróżniejsze atrakcje. Może nie jakichś najwyższych lotów, nie za największe pieniądze, lecz w końcu coś się dzieje. W sobótkową noc zajechały food trucki. Spragnieni nowoczesności mieszkańcy rzucili się na wołowe pastrami za trzy dychy, które okazały się zwykłymi kanapkami z mięsem i ogórasem ;) 


Włodarze miasta zaprosili gwiazdy znane z tv. Future Folk z przesympatycznym Stanisławem Karpiel-Bułecką występowało jako support przed... Sławomirem! Serio! I tak jak Stasiu z chłopakami dali z siebie wszystko, tak gwiazdor Sławomir uraczył nas „Kolorowymi kredkami” i „Mydełkiem Fa”! No cóż... jakoś musiał zapełnić tę godzinę, za którą aż boję się pomyśleć ile zainkasował kasiory!


Kolejny weekend poświęcony był najmłodszym. Teatrzyk, pokaz i uczestnictwo w robieniu baniek mydlanych, ciekawe zabawy z animatorami z choszczeńskiego domu kultury. Dzieciaki były zachwycone. Następna atrakcja, która po raz pierwszy zagościła w naszym mieście to Holi- Festiwal Kolorów. Generalnie nie było tu nic specjalnie inteligentnego ani kreatywnego, właściwie było całkiem głupkowate, bo polegało na równoczesnym sypnięciu w górę [na siebie i wszystkich dookoła] kolorowym proszkiem [w skład którego wchodzi mąka ziemniaczana, talk i odrobina barwnika spożywczego], ale możliwość bezkarnego usmarowania się od stóp do głów wywoływała euforię u dzieci i młodzieży i lekko skrępowaną radochę dorosłych. Za magicznym proszkiem w cenie 10 zł za 75 gram. [czyli jak łatwo policzyć najdroższą mąką świata: 133 zł za kilogram], ustawiały się kolejki niczym w sklepach monopolowych w latach 80-tych.


Odbył się również Choszczno Graffiti Jam, na którym ośmiu malarzy na 300-u metrach kwadratowej ściany stworzyło mural przedstawiający historię miasta. I choć moim skromnym, dyletanckim zdaniem woj Choszcz wygląda jakby spadł z kosmosu, jest moc, a ozdobiona malunkami ulica Krótka stała się popularnym miejscem spacerów.


Ostatnia sobota wybrzmiała rytmem miejscowego zespołu rockowego. I choć rytm czasem gdzieś się gubił, młody wokalista zapominał tekst i w międzyczasie wyłączono prąd, na dobrą chwilę uciszając tak gitary jak i mikrofony, publiczność bawiła się znakomicie. Mam tylko szczerą nadzieję, iż słowa które wyartykułował wokalista na melodię „Autobiografii” Perfectu: „W hotelu fan mówi- na taśmie mam to jak w gardłach im rodzi się śmiech” nie będzie złą wróżbą dla zespołu.

Wspomnę jeszcze o rowerowym maratonie dookoła jeziora, zawodach wędkarskich, mistrzostwach w kajak polo, czytelniczych popołudniach w bibliotece i otwartym spotkaniu z Choszcznianinem, który zagrał epizod w słynnej na cały świat produkcji „Gra o tron”.
Fajnie, że coś się dzieje i każdy z łatwością znajdzie coś dla siebie. Mniej fajnie, że i tak znajdą się mieszkańcy, którzy będą zrzędzić i marudzić, narzekać i psioczyć, jęczeć i krytykować. Ale widocznie taka to już jest ta nasza polska, małomiasteczkowa natura, że naprawdę zadowoleni jesteśmy dopiero wtedy, gdy możemy coś i kogoś porządnie skrytykować.

wtorek, 9 lipca 2019

Mistrzowie riposty

Dlaczego coraz częściej komunikujemy się na piśmie- np. poprzez maila, SMS, messengera itp. a coraz rzadziej rozmawiamy twarzą w twarz i okiem w oko? Mało tego- posuwamy się wręcz do pisma obrazkowego. Aby opisać swoje emocje używamy emotikonów, a na pożegnanie wklejamy machającą rączkę. 
Ja również wolę pisać, niż mówić, a jak już muszę się wysłowić, szczególnie publicznie, to lubię wcześniej przygotować sobie na piśmie jakąś „spontaniczną” mowę. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe i zdarza się, że interlokutor zapędzi nas słownie w kozi róg. Po fakcie przerabiamy w myślach daną sytuację, wyobrażając sobie jakby to było gdybyśmy na denerwujący tekst innej osoby zareagowali zupełnie inaczej.  W takich chwilach, gdy już zdążymy ochłonąć i mamy odrobinę czasu na przemyślenie sprawy, nagle do głowy wpadają najlepsze riposty. Dlatego właśnie pisanie jest łatwiejsze. Zawsze można wrócić, przeczytać jeszcze raz, poprawić, coś dopisać lub usunąć. Choć i tu czyhają pułapki. Napisałam kiedyś w SMS-ie, że Jurek stał za drzwiami. Niestety pomyliłam klawisze i odbiorca zdziwił się bardzo, a pewnie nawet lekko zaszokował, czytając, że Jurek srał za drzwiami ; ) Jedna mała literka, a Jerzy miał przerąbane przez dobry miesiąc.

Sztuka ciętej riposty to sztuka bardzo subtelna. Nie polega ona tylko na tym, aby wiedzieć co w danej chwili powiedzieć. Trzeba jeszcze to zrobić w odpowiedni sposób. Niedawno byłam świadkiem rozmowy dwóch młodych ludzi przeciwnej płci.

Ona-Obejrzałabym jakiś dobry horror lub komedię. Polecasz coś?
On-Jak chcesz horroru spojrzyj w lustro.
 Ona- A ty jak chcesz komedii zajrzyj sobie w gacie.

Gościu lekko się oburzył i spojrzał na mnie spod byka, bo nie opanowałam się i parsknęłam śmiechem. Według mnie punkt dla dziewczyny. Być może riposta była trochę chamska, lecz taka sama była odpowiedź chłopaka. Walczysz mieczem- od miecza zginiesz, jak mówi stare, mądre przysłowie. Sytuacja ta przypomniała mi inną rozmowę utrzymaną w podobnym tonie. Nie pamiętam co powiedział całkiem przeciętny facet do babeczki o rozmiarze XXL, ale jej odpowiedź zasługiwała na oklaski i brzmiała: wiesz, ja mogę schudnąć, ale tobie już nie urośnie. 
Spalony- zatopiony. Wiadomo, co dla każdego chłopa jest najczulszym punktem ;) 
I tu dochodzimy do pewnego dylematu. Super, że obie kobiety były asertywne i przynajmniej na zewnątrz nie okazały że komentarze mężczyzn jednak je zraniły, bo z kolei czułym punktem kobiet jest ich wygląd. I choćby nie wiem ile same żartowałyby z siebie, gdy skrytykuje je ktoś inny pozostaje pewien zgrzyt.

Sztuka konwersacji nie polega na obrzucaniu się epitetami. Nie zawsze wygrywa ten, kto ma ostatnie słowo. Słuchałam kiedyś kłótni małolatów:

-Jesteś zakręcona jak słoik po ogórkach.
-A ty jak sanki w maju!
-A ty jak chiński termos!
-Ty jak śledź po sztormie!
-Ty jak gówno w przeręblu!
I tak dalej, i tak dalej...

Czy koniecznie musimy być mistrzami riposty? Za wszelką cenę mieć ostatnie słowo? Nie potrafimy rozmawiać bez ustnych przepychanek? Mam nadzieję, że nie i wszystkim Wam życzę ciekawych, satysfakcjonujących rozmów.



Jednak na wszelki wypadek, na pytanie: hej, co słychać?, nie odpowiadajcie: a, leci pomalutku, bo jakiś złośliwy mistrz riposty może odpowiedzieć: oj, to źle, idź do urologa...