Śmiechu warte, bo las rośnie tuż za płotem ;)
Owszem, kilka prawdziwków i garść podgrzybków wylądowało w garnku, ale stało się to mimochodem. Przy okazji wyprowadzania czy przyprowadzania kóz, zbierania owoców dzikiej róży pod lasem i wyprawie po czarny bez. Na skraju pastwiska wyrosło kilka ładnych kań, które całkiem udanie zastąpiły schabowego, a przy pryzmie obornika Boczek wyniuchał (i zeżarł oczywiście) kilkanaście pieczarek.
Jednak typowej, kilkugodzinnej wyprawy na grzyby, z koszykiem, nożykiem i kanapką zapakowaną w papier śniadaniowy jakoś nie udało się zorganizować. A szkoda, bo zawsze uwielbiałam grzybobranie. Lubię jak leśne runo ugina się pod moimi stopami (hm... pod Anką się nie ugina- tzn. dopóki nie była w ciąży, bo teraz ugina się nawet asfalt ;)), lubię trzaski łamanych pod stopami gałązek (Winnetou zapłakałby rzewnie), lubię wilgotny zapach leśnego powietrza. Trochę mniej lubię pajęczyny oplatające moją twarz i nagłe uczucie konsternacji gdy wyłażę z młodniaka, w którym na czworaka kosiłam malutkie podgrzybki, prostuję się i za cholerę nie wiem gdzie reszta ekipy. Ani którędy do domu ;)
Koniec października też jest dobrym czasem na grzyby. Zdecydowana większość grzybiarzy amatorów zbiera tylko podgrzybki, prawdziwki i kurki. Czasem trafi się koźlarz czy maślak, ale już taki np. rydz, sprawia iż stajemy z miną- „dla mnie, czy dla teściowej?”. Listopad to miesiąc blaszkowych opieniek i zielonek. Jeśli jednak mamy choćby pół procenta wątpliwości, lepiej wyrzucić i zapomnieć, nawet jeśli miałby to być trufel, czy inny superzajebisty smardz.
No właśnie. Nie tylko w lesie rosną grzyby. Nie tylko na łąkach. We własnych ogródkach również możemy znaleźć ciekawe i -co dziwne- jadalne grzyby. Choćby taki właśnie smardz. Wiosną pod jabłoniami i iglakami (szczególnie sosnami), a także pomiędzy kawałkami kory rozsypanej dookoła kwiatów na świat wydobywają się owocniki smardza.
Wyglądają kompletnie niejadalnie, ale są jak najbardziej jadalne i podobno wyjątkowo smaczne.
Te dziko rosnące znajdują się pod ścisłą ochroną, ale kto nam zabroni zerwać je z własnego podwórka? A jeśli komuś wybitnie zasmakują, może wybrać się na smardzobranie do Czech lub Słowacji. Rosną one tam w dużej ilości i można je zbierać bez wyrzutów sumienia i strachu o ewentualny mandat.
Latem na naszych trawnikach pojawia się twardzioszek przydrożny.
Kapelusiki twardzioszka przydrożnego dorastają do 6 cm średnicy. Lubi wyrastać wzdłuż polnych dróg. Można je spotkać na łąkach, trawnikach, pastwiskach, trawiastych polanach. Rośnie od maja do listopada. Zwykle wyrasta masowo w tzw. czarcich kręgach, czyli owocniki znajdują się na obrysie mniejszego lub większego koła.
To bardzo smaczne grzyby jadalne chociaż ze względu na swoje niewielkie wymiary niezbyt wydajne. Zbiera się same kapelusze, bo trzony są łykowate. Traktujemy je tak samo jak znane nam grzyby. Do smażenia, suszenia, w marynaty... Jak kto lubi.
Wychodząc jesienią na obchód gumna możemy natknąć się na przeróżne grzybki. Zazwyczaj niejadalne i niezbyt zachęcajaco wyglądające, można wszak trafić również na takiego gagatka:
Też nie wygląda zjadliwie, jest to jednak jadalny czernidłak kołpakowaty.
Fajna nazwa, nie?
I tego właśnie grzyba wypatrzyłam na moich włościach.
Wysokość kapelusza wynosi zwykle 6-14 cm. Trzon jest biały, gładki, o długości 5-12 cm i średnicy 1-1,5 cm. Czernidłak ma kruchy i bardzo smaczny miąższ. Spożywać można grzyby młode, białe, bez różowego przebarwienia u dołu kapelusza. Szukając w necie informacji o tym dziwolągu z trawnika natknęłam się nawet na oferty sprzedaży grzybni czernidłaka do ogrodowej hodowli. Proszę, a u mnie same sobie rosną ;).
Ze względu na swój charakterystyczny wygląd i smak, w Niemczech nazywany jest grzybem „szparagowym” i jest chętnie spożywany.
Tego dużego już nie ruszę, bo może za stary i kto wie co na niego sikało...
A co ciekawego rośnie u Was?
Niektórych szczęściarzy odwiedza taki oto piękniś ;)
Słodki... hrehrehre.