a

a

poniedziałek, 25 września 2017

Słodkie nieróbstwo

Jak ja lubię być sama w domu. 
Nikt nie marudzi, nie zrzędzi, nie pyta gdzie jest masło ani czy wyschły skarpetki. Nikt nie drze się do telewizora: no strzelaj, strzelaj durniu! No patrz Mariolka- ja nie mogę pojąć jak można było spieprzyć takie podanie! 
Z pokoju Dawida nie dobiegają wstrząsające jęki, które on nazywa muzyką. Nawet psy są jakieś takie wyciszone. Bosko.

Mając w perspektywie cały, długi, samotny, spokojny dzień, zaplanowałam sobie nicnierobienie. W końcu raz na ruski rok należy mi się. Kawa z mlekiem, kąpiel z pianą, kanapka na obiad i ewentualnie spacer ze zwierzami.



Chłopaki pojechali zaraz po śniadaniu. Wzruszyli się moją o nich troską [kanapki macie? picie wzięliście?, dokumenty zapakowane?] i patrząc na mnie, stojącą w drzwiach, z lekkim rozbawieniem machali przez okno odjeżdżając samochodem. Tak naprawdę chciałam się tylko upewnić, że niczego nie zapomnieli i nie wrócą nagle, obracając w niwecz moje słodkie plany. Wróciłam do domu, usiadłam na sofie i przez chwilę napawałam się ciszą i wolnością. Po jakiejś minucie znudziło mnie napawanie i postanowiłam zrobić sobie kawkę. Podeszłam do zlewu. Zanim zdołałam nalać wody do czajnika, musiałam umyć ze sto kubków, dziesięć talerzy, kilogram sztućców i patelnię ubabraną resztkami jajecznicy. Aż dziw, że mieszkamy tu tylko we trójkę!
Z gotową, pachnącą cynamonem kawą poszłam do łazienki. Zebrałam rozrzucone mokre ręczniki, wstawiłam pralkę, wytarłam zalaną podłogę i napuściłam wody do wanny. Pławiąc się w rozkosznie ciepłej i pachnącej magnolią wodzie, już miałam sobie zamruczeć z rozkoszy, gdy mój wzrok padł na przeciwległy rant wanny. Boszsz..., kapieli mi się zachciało! Z perspektywy prysznica tego zakamarka w rogu wcale nie widać! Spłukałam włosy, wypuściłam wodę i wyciągnęłam z szafki pod zlewem środek grzybobójczy. Po jakiejś godzince wanna wyglądała jak nowa. Przy okazji wypucowałam zlew i kibel.
Usiadłam sobie z książką, łyknęłam zimnej kawy i właśnie zaczynałam nowy rozdział, gdy zapipkała pralka. Odłożyłam książkę tłumiąc przekleństwo, bo akurat miałam się dowiedzieć, czy ten książę na białym koniu jest faktycznie księciem, czy też może zwykłym żebrakiem. Jasny gwint! Żeby móc powiesić ręczniki, musiałam zebrać i poukładać w szafach pranie od przedwczoraj wiszące na suszarce. Gdy już kończyłam, Saba i Sońka zaczęły drapać w drzwi tarasowe. Spojrzałam na zegarek. O matko! Już ta godzina? Jak na złość psia karma wczoraj się skończyła, trzeba coś ugotować. Nie wytłumaczysz przecież psom, że dzisiaj nie ma żarcia, bo pańcia ma wolne. Wstawiłam ryż i wrzuciłam na wrzątek kilka gnatów. No dobra. Za jednym zamachem upichcę jakąś zupę. Chłopaki wrócą w nocy umęczeni, to coś ciepłego wrzucą na ruszt. Gdy pomidorowa pyrkała na gazie a psy opierdzielały mięsną wkładkę, narzuciłam na plecy polarek i walnęłam się na hamak. Jesień, moi drodzy. Jesień pełną gębą. Bujając się obserwowałam zachmurzone niebo. Klucze żurawi prześcigały się w swej corocznej podróży na południe. Nie licząc specjalnie, odprowadziłam wzrokiem chyba z dziesięć gęgających i klangorujących stad. Aż im pozazdrościłam tej wyprawy do ciepłych krajów. U kresu czeka na nie słonko, ciepło i drinki z palemką, podczas gdy u nas już za chwilę będzie zimno, mokro i w ogóle do dupy. Spojrzałam na wielkiego orzecha rosnącego w rogu posesji. Przez gałęzie prześwitywał horyzont. Sroki kłóciły się o nieliczne orzechy zwisające smętnie z nagich gałęzi. Zaraz, zaraz... Nagie gałęzie? To gdzie liście? Wciąż jeszcze zielona trawa pokryta była  dywanem z liści. I to nie ślicznym, żółtym, jak w zeszłym roku, tylko obrzydliwym, suchym i poskręcanym od nadmiaru wilgoci. Z cierpiętniczym westchnieniem poszłam po grabie... 
Dodam jeszcze na koniec, że gdy wieczorem przyszło do rozpalania kominka, w koszyku na drobne drwa do rozpałki nie było nawet drzazgi.

To już chyba gruba przesada! Chłopy pojechały sobie w świat i pewnie świetnie się bawią w jakimś McDonaldzie albo w innym KFC, a tutaj wszystko na mojej głowie. Chamstwo, skandal i poruta! A miało być tak pięknie...

10 komentarzy:

  1. Ech, tako szansę zmarnowałaś! Mogłaś przecież jeszcze poprasować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kurde, tak mi się właśnie zdawało, że o czymś zapomniałam... ;)

      Usuń
  2. No konsekwencji nie mozna Ci zarzucic. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko- tylko nie konsekwencja i silna wola ;)))

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Przykuć się do kaloryfera i połknąć kluczyk od kajdanek ;)

      Usuń
  4. I ciasta nie upiekłaś...
    :-)))

    OdpowiedzUsuń