Karty kalendarza zmieniają się w mgnieniu oka, wiosny zamieniają się w zimy, a zimy w kolejne lata na karku. Przybywa zmarszczek i kilogramów, ubywa za to sprawności. Czasem zdarza się, że do głowy wpadają świetne, wydawałoby się, pomysły, ich realizacja jednak skłania do nieciekawych przemyśleń i wyciągnięcia interesujących wniosków.
Jako że wakacje w pełni na kilka nocek przyjechały do mnie siostrzenice. Aby atrakcji było co niemiara, rozłożyłam w ogrodzie namiot, jadłyśmy śniadania wprost z trawnika, obserwowałyśmy gwiazdy w środku nocy i robiłyśmy kupę fajnych rzeczy, których rodzice zazwyczaj zabraniają.
Gdy dziewczynki pojechały, wpadłam na genialną myśl- tę noc spędzę w namiocie jak za starych dobrych czasów!
Z nostalgią i łezką w oku wspomniałam sobie nasze biwaki, spontaniczne wyjazdy nad jezioro, zapach spalonych kiełbasek i opowieści snute przy ognisku- im więcej gadającej wody, tym ciekawszych i bardziej niesamowitych ;)
Dodatkowym plusem tego pomysłu był fakt, że nie musiałam od razu składać namiotu i sprzątać pobojowiska ;)
Oczami wyobraźni widziałam jak przez okienko w dachu namiotu mrugają do mnie gwiazdy a świerszcze śpiewają kołysanki. Maciejka słodkim zapachem otula mnie do snu, a śpiew ptaków budzi o świcie. Noo... o świcie to przesada- o ósmej gdzieś tak.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Do betów w namiocie dorzuciłam ulubionego jaśka i gdy przyszła pora wtarabaniłam się do środka. Ułożyłam się wygodnie i spojrzałam w niebo. Gwiazdy mrugały, świerszcze śpiewały, maciejka otulała... Coś kłuło w tyłek i gniotło pod łopatką... Zmieniłam pozycję. Usłyszałam niuchanie i drapanie w ściankę namiotu. Sońka. Wpuściłam psinę do środka. Ułożyła się grzecznie w nogach i pochrapywała leciutko. Słuchając jej oddechu, cykania świerszczy i cichych odgłosów nocy czułam jak Morfeusz zaczyna kołysać mnie w swych szerokich ramionach. Już miałam oddać się w całości bogu snu, gdy tuż przy moim uchu odezwało się upierdliwe bzzzzz, bzzzzzzz... O żesz! Gdy wpuszczałam Sonię nie zaciągnęłam do końca zamka w drzwiach i cholerny komar wprosił się na nockę. Na wyżerkę właściwie. Wymacałam latarkę i po kilku chwilach ubiłam dziada. No, znów błoga cisza. Korzystając z zamieszania Sonia podpełzła do góry i wpakowała łeb na mojego jaśka. Nawet byłabym skłonna podzielić się z nią poduszką, gdyby nie to, że z upału ziajała całą paszczą prosto w moją twarz. Jezu! Wywaliłam bydlę z namiotu. Obrażona poszła do swojej budy, przylazła za to babka Saba. Udałam że mnie nie ma. Po kilku minutach też się chyba obraziła, bo poszła na swoje legowisko, wysikawszy się najpierw tuż obok mojej głowy. Mało brakowało bym wydarła się na maksa, gdy coś obrzydliwego przelazło mi po lewym policzku. Świerszcze darły się jak opętane, jakiś walnięty kundel wył do księżyca, na ogródkach działkowych nieopodal domu ruda tańczyła jak szalona, a Sławomir imprezował w Zakopanem. Rany! Na domiar złego znów coś wlazło na moje czoło, a pod tyłkiem zmaterializowała się jakaś szyszka.
O nie! Za jakie grzechy mam tak cierpieć? Zabrałam kołdrę, wpakowałam pod pachę jaśka i wróciłam do wygodnego łóżeczka. Zasłoniłam roletę, żeby gwiazdy razem ze swoim łysym kumplem w pełni nie dawały mi po oczach, zamknęłam okno, aby odgrodzić się od hałasów i ,w końcu szczęśliwa, usnęłam w jednej sekundzie.
Jaki z tego wniosek, moi mili?
Co pasuje smrodom- nie zawsze na dobre wyjdzie wojewodom!
Tia...z pewnych rzeczy się wyrasta ;)
OdpowiedzUsuńJa do takiego namiotu może bym i wlazła, ale czy bym dała radę wyjść? ;)
Otóż to Mario, otóż to! ;)
UsuńFakt- z wyjściem było gorzej, hrehehre!
Nie no, ja bym sie przez te jedna noc poswiecila i przespala ja w namiocie albo chociaz probowala przespac. :)))
OdpowiedzUsuńPróbowałam! Ze trzy godziny! ;)))
UsuńHrehrehre, dlatego tylko raz w życiu dałam się namówić na wakacje pod namiotem. Było to daaawno temu. Namiot na górce, więc co chwilę nogi wyjeżdżały z namiotu, na które to nogi czekały tabuny komarów, a potem deszcz i upiorna, wszechobecna wilgoć wszędzie. Fuj!
OdpowiedzUsuńA ja za młodego całkiem często. Póżniej przyczepa kempingowa, teraz domek lub kwatera- koniecznie z kiblem i prysznicem. Od tego zależy wygoda-jaka dupa młoda! ;)))
UsuńMozna i wypasnie w namiocie, z supwr wyfodnym materacem, poduchhami itp. Byleby te komary i inne robactwo sie nie wtarabanilo do srodka. Niestety w takiej wersji de lux nie spalam, tylko na twardych matach, dodarkowo bez spiwora, na noc ubieralo sie wszystkie ciuchy, bo tak bylo zimno i jakas wilgoc nieprzujemna, lus spanie na sledIka, bo tyle osob . Ale bylo sie mlodym i jakos dawalo rade.
OdpowiedzUsuńZa młodu nic nie przeszkadzało- za wyjątkiem braku kasy;)))
UsuńNo i właśnie dlatego namiot dzieciom zawsze rozkładałam w domu :)
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że dzieci nie narzekały. Nie przeszkadzały im ani nierówności, ani psy, ani nic ;)
UsuńNO, brawa dla dory za literówki, no ale jak sie pisze ze srajfonka i to w nocy,to tak to wyglada, przepraszam:)))))
OdpowiedzUsuńHe he, calkiem fajnie wyszlo :-)))
UsuńLiterówki są cudne! Kiedyś chciałam napisać w sms "Jurek stał za drzwiami" a wysłałam "Jurek srał za drzwiami"
UsuńMała literka, a do dziś mamy ubaw! ;)))
Hahahahhaha
UsuńTo juz 3 lata jak sie samotnie wybralam pod namiot do Kornwalii. Owszem, fajnie bylo, ale chyba tylko dlatego ze komarow u nas nie ma. Zreszta, po calodziennych ekscesach padalam jak kawka, ale noce nie byly takie romantyczne, szczegolnie jak sie musialo do kibelka wstawac...
OdpowiedzUsuńSamotnie?!? Iwona- hardkor z Ciebie! Podziwiam!
UsuńOj jeździło się z Bezowym w Bieszczady z namiotem i wiktem na wszystkie dni pobytu, bo w sklepach nic nie było (lata 90-te). Mój plecak 35 kg, jego 50 i podróż pociągiem, autobusem, piechotą ech, to były czasy. Dziś nikt mnie nie namówi na noc namiotową...
OdpowiedzUsuńChyba że w magicznym namiocie Harrego Pottera ;)
UsuńPodczytuję Twojego bloga od jakiegoś czasu ale ten post mnie zmusił do ujawnienia się.Pozwolisz że będę zaglądać?
OdpowiedzUsuńNo, baaa. Zapraszam sedecznie ;)
UsuńA dlaczego ten właśnie post, tak z ciekawości? Też jesteś harcerka inaczej? ;)))
Dlatego, że jest dowcipny, lekko napisany, wciągnął mnie po prostu.A harcerką nigdy nie byłam, co nie znaczy że pod namiotem i na wsi w stodole nie sypiałam.Pozdrawiam 😊
Usuńw lipcu byłam i czytałam ale widzę, że nie pomachałam na dzień dobry ;) wiesz, że lubię to jak i co piszesz
OdpowiedzUsuńNo, jak mogłaś nie pomachać! ;)))
UsuńBo nocą wcale nie jest cicho... w namiocie nie będziesz podziwać gwiazd chyba że masz jakiś wypasiony z przezroczystą folią u góry :P
OdpowiedzUsuńpozdrowienia zostawiam, wpadłam sprawdzić jak się masz :)
Wystarczy wysunąć głowę i masz gwiazdy na "wyciągnięcie ręki", nie rzeba wypasionych namiotów ;)
UsuńPozdrawiam Cię również!