a

a

sobota, 18 kwietnia 2015

Nowy pomocnik


W „Rapsodii” znowu gwar i rozgardiasz. Po podwórku panoszy się czwórka chłopa a piąty szwenda się po piętrze domu. Pukają, stukają, kręci się betoniarka... Biedna Zaraza nie mogła sobie znaleźć miejsca. Przyzwyczajona do ciszy i spokoju, stresowała się widząc tylu ludzi, gromko wykrzykujących nie zawsze poprawne politycznie słowa. Kilka razy prawie wlazła do kuchni, bo spod bujaka wiecznie ją ktoś wypłaszał. Przez jeden dzień przetrzymałam ją w oborze, ale na dłuższą metę nie było to dobrym rozwiązaniem. Na szczęście mam Piotrka i jego łąkę. Kiedy ekipa skakała po dachu stodoły i montowała płoty, szefuńcio założył kalosze i poszedł na łąkę organizować pastwisko. Wydzielił dziesięć arów ziemi, ogrodził grubymi palami a pomiędzy nimi zamontował elektrycznego pastucha. Przytachał skądś olbrzymi akumulator i podłączył drut pod prąd. Miałam trochę wątpliwości co do humanitaryzmu i brutalności owego urządzenia, ale gdy Zaraza po raz kolejny wlazła do kuchni i zwaliła ze stołu gar ziemniaków moje wątpliwości czarodziejsko się rozwiały.

Nieco niepewnie wyprowadziłam ją pierwszy raz na nowe pastwisko. Trawa już całkiem spora, krzaki zielone, ale przestrzeń dużo większa, niż sad czy warzywniak. Nie wiedziałam, czy będzie chciała zostać, czy nie porani się pastuchem, nie wymknie jakimś cudem... Zaraza nie miała wątpliwości. Nie raczyła nawet na mnie zerknąć, tylko pognała przed siebie, niczym młoda kózka. Popatrzyłam chwilę, poinstruowana przez Piotrka włączyłam pastucha, który złowrogo, acz cichutko zagwizdał i wróciłam do domu szykować ogromne porcje jedzenia dla budowlańców (wiadra kawy stoją gotowe od samego rana ;)).

Podczas obierania ziemniaków zerknęłam w dal. Moja koza wydawała się taka malutka I samotna na wielkim pastwisku. Stała z opuszczoną głową i wyglądała na smutną. Może dokupię jej jakieś towarzystwo? W końcu kozy to zwierzęta stadne a ja mam już, jako- takie, pojęcie o ich zwyczajach i potrzebach. Muszę to przemyśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz