a

a

sobota, 16 lipca 2016

Bzykanie

O piątej rano obudziła mnie mucha. Co za uparta cholera! Co przymknę oko czuję przy uchu wredne: bzzzzz i obrzydliwie łaskoczący dotyk małych nóżek łażących po moim ramieniu. Albo nosie. Jurek śpi obok, a ta menda tylko na mnie się uwzięła. Wstałam aby przynieść z kuchni łapkę na muchy. Wróciłam do sypialni żeby dokonać mordu, ale cwany bzykacz gdzieś się schował. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zdzielić łapką Jurka, żeby nie wyszło że poddaję się bez walki, ale postanowiłam dać chłopu jeszcze kilka minut snu. 

W międzyczasie rozbudziłam się już całkowicie, poszłam więc do sadu aby powiesić nowiuśki, zakupiony dzień wcześniej hamak. Po wkręceniu haków przymierzyłam się do niego. Delikatnie, ostrożnie, nie ufając do końca ani własnym umiejętnościom technicznym, ani- co tu kryć-swojej wadze, choć niby na instrukcji obsługi było że spoko do 120 kilogramów, wypróbowałam nowy sprzęt. Kładę się. Leżę. Bosko. Tyle że zimno strasznie, więc po kilku bujnięciach zlazłam z obietnicą, że wrócę tu jak najszybciej. 

Zbierając opadnięte papierówki zastanawiałam się, jak uda mi się spełnić obietnicę daną hamakowi, bo wiecie jak to jest. Człowiek zryty, cały dzień na nogach, dom, posiłki, ogród, zwierzaki... Rano otworzyć kurnik, wydoić kozy, nakarmić wszystkie czworonogi i wypuścić je na sady czy pastwiska. Nalać mleka Bolkowi i Sabie, resztę jakoś spożytkować, czyli najczęściej machnąć jakieś sery. Zrobić śniadanie chłopakom, ogarnąć syfek jaki zostawili i heja do przodu. Wiśnie na soki i kompoty, ogóry do słoików, porzeczki do zamrażarki. Jurek jęczy o grilla na obiad, Natan sapie o ciasto, Boczek kwiczy o cokolwiek. Latam więc jak poparzona i wzdycham sama do siebie, kątem oka widząc zarypiasty hamak w kolorowe pasy, wiszący pomiędzy jabłonką i czereśnią. Ano wisi sobie tak bez sensu, bo nie mam ani chwili żeby się na niego walnąć i pokontemplować. A przecież obiecałam...
Na obiad grillowane udka, młode ziemniaki i sałata z ogródka. Po obiedzie kawka i drożdżowiec z porzeczkami. Cholerne gary nie chcą się jakoś same zmyć, a chłopy wtopiły się gdzieś w krajobraz. Myję, bo kto? Zostawię, to jutro obudzi mnie z pięć much ;(

W końcu chwila luzu.
Już, już mam się ułożyć w hamaczku. Poobserwować obłoki na niebie, posłuchać szumu liści, pokołysać się niczym dziecię boże w kołysce. Słoneczko przygrzewa, bryza chłodzi... Ameryka normalnie. Kładę się. Leżę. Bosko. Coś mnie dźga w tyłek. Jasna cholera! Otwieram oko i tuż przy swojej twarzy widzę ryj Boczka. Udaję że nie widzę. Kwiczy. Nie da się niestety udać, że się nie słyszy... Patrzy na mnie z wyrzutem swoim kaprawym oczęciem. Niektórym ludziom w źrenicach odbija się symbol dolara, w Boczkowym oku wyraźnie widzę kształt cukinii. Jasna cholera- znowu głodny...

Jurek przypędza kozy z pastwiska. Tęsknym okiem zerkam na hamak. Dojenie, obrządek, kolacja i tak dalej do samego wieczora. W końcu spokój. Natan śpi, zwierzęta zamknięte, Jurek ogląda telewizor, ja biorę pod pachę koc i lecę do hamaczka. Nie poobserwuję już obłoków, bo słońce prawie zaszło, ale szumu i pokołysania choć trochę zaznam. Kładę się. Leżę. Bosko. Bzzzzzz. Jasna cholera! Jedną bestię ubiłam na własnym policzku, drugi krwiopijca dziabnął mnie w kolano. Jeszcze próbuję. BZZZZZZZZ.....
No nie da się! Jutro wykopię z szafy starą firankę i zrobię sobie baldachim. Jak niepyszna złażę z hamaka i wracam do domu. Przez cały dzień porelaksowałam się z dziesięć minut. A miało być tak pięknie!


Na domiar złego, tuż przed samym snem Jurkowi też zachciało się... no wiecie. Bzyknąć, cholera!

16 komentarzy:

  1. Bzyknac mu sie zachcialo na hamaczku ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty!
      Na hamaku z Jurkiem, muchami, komarami itp. to by była prawdziwa orgia hrehrehre!

      Usuń
  2. Mnie w tym roku jeszcze nie udało się powiesić hamaka, ale jak wrócę z gór, to obiecuję sobie, że już nigdzie nie będę się śpieszyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zewszad bzykacze i nie kazdego da sie zalatwic packa!
    Zorganizuj choc jeden dzien w tygodniu, w ktorym wszystkie prace ktos bedzie wykonywal za Ciebie, bedziesz sobie mogla bujac sie na hamaku pod moskitiera z firanki i myslec o niebieskich migdalach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, te dwunożne się nie zmienią, nawet jakby łapką między... oczy dostały ;)
      Jeden dzień... dziewczyno, ze dwie godziny chociaż...

      Usuń
    2. Trzeba se umiec zorganizowac.
      Te dwie godziny chociaz. ;)

      Usuń
    3. Tak też będzie. Howgh!

      Usuń
  4. Lotny tytuł :PPP
    A nawet zbereźny :)
    A poza tym marzę o hamaczku !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bzykanie- to brzmi...hm... zależy gdzie się leży ;)))

      Usuń
  5. Dlatego nie mam hamaka, bo tak czuję, ze w ogóle nie miałabym na niego czasu :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziś sie wybyczyłam.
      Kilka sznurków, kawałek materiału a jaka radocha! ;)))

      Usuń
  6. Eee tam, nie wiesz, jak rozegrać. Ja Ci powiem, rano otwórz oczęta i sapnij Jurkowi w ucho, że fajnie byłoby się bzyknąć, ale nie tak jak zwykle tylko inaczej, na początek...chciałbyś kawusi do łożeczka, potem ze 2 godzinki chciałbyś poleżeć w hamaczku, a jak on już wydoi, nakarmi te wszystkie ryje i ryjki, pozmywa gary z wczoraj to będziesz na niego czekała wypachniona w sypialni, albo w hamaczku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz?
      Hm...ja wypachniona, on prosto z obory...Niezłe ;)))

      Usuń
  7. Mój hamak wisi, a ja może nie codziennie, ale bywa, że wiszę i się dyndam, a nawet podsypiam, ale ja to jestem na urlopie...

    OdpowiedzUsuń