Cuda wianki, czeski film i w ogóle świat zwariował!
Przyjechała do mnie Olka z dziewczynkami. Miśka kulturalnie przyszła i dała buziaka na powitanie, a Hanka machnęła tylko ręką i poleciała na łąkę, krzycząc coś o mieczu sprawiedliwości i trawiastym Virizonie, który podobno świetnie walczy. Stojąc jak wryta i wpatrując się w Hanię, która latała zygzakiem pomiędzy kozami trzymając przed sobą swojego smartfona, musiałam mieć wybitnie durną minę, bo Aleksandra spojrzała na mnie z politowaniem.
-No, Virizona i Keldeo jeszcze do kolekcji potrzebuje.
Zamyśliła się na chwilę.
-Po Keldeo nad Drawę pewnie poleci, bo to wodny. Dobrze, że ciuchy na zmianę wzięłam...
Zdurniałam jeszcze bardziej i ze zdziwienia otworzyłam paszczę.
-A ty co? Wujek Down dał w prezencie dodatkowy chromosom?
Po czym nie zwracając już więcej na mnie uwagi poszła do kuchni. Jeszcze raz spojrzałam za Hanią. Wydarła się głośno- nie wiem czy ze złości, czy z radości że złapała tego całego Vira, bo kozy zsolidaryzowały się z nią i darły japę równie głośno. Może wkurzyły się, że gówniara najlepszą trawę depcze. Zaraza nawet ruszyła groźnie na dziewczynkę, ale Hanka już gnała w kierunku lasu, wymachując swoją komórką niczym jakimś wykrywaczem min.
Dorwałam Miśkę.
-Skarbie, gdzie pobiegła Hania?
-Na polowanie.
-Na polowanie? A na co?
Miśka zmierzyła mnie wzrokiem, który z pewnością odziedziczyła po matce. Głupio mi się zrobiło. Żeby smarkata tak patrzyła na starą ciotkę...
-Ciociu! Na pokemony przecież! Hanka obiecała, że da mi Pikachu!
Pochwaliła się dumnym głosem.
-A ty nie polujesz? Nie możesz sobie sama złapać tego pikacza?
-No co ty, przecież nie mam jeszcze komórki.
Zasmęciła się czterolatka.
-A do tego jest potrzebny telefon?
Zdziwiłam się niepomiernie. Michalina nie zaszczyciła mnie odpowiedzią, znów powtórzyła swe piorunujące spojrzenie i zdegustowana moją niewiedzą wróciła do zabaw z Boczkiem. A ja znowu się rozdziawiłam.
Przypomniałam sobie, że lata temu mały Dawid oglądał bajki o pokemonach, zbierał jakieś naklejki, czy żetony i urządzali z kolegami jakieś dziwne bitwy. Idiotyczna była ta bajka jak cholera. Ale przecież nie widziałam u Hanki żadnych gadżetów!?
Po wyjeździe dziewczyn kliknęłam temat w necie. I okazało się, że jestem naprawdę durna. Świat cały się zachwyca, gra połowa ludzkiej populacji w różnym wieku, a ja pierwszy raz w życiu usłyszałam o tej dziwacznej zabawie.
W skrócie chodzi o to, żeby nałapać jak najwięcej owych pokemonów, trenować ich ( je?) i wystawiać do walki na specjalnych wirtualnych arenach.
Pokémon Go to aplikacja wykorzystująca tzw. rzeczywistość rozszerzoną – używa obrazu z kamery telefonu lub tabletu, nakładając nań generowaną w czasie rzeczywistym grafikę 3D.
Wodne stwory znajdują się w pobliżu jakichś akwenów, leśne w lesie i tak dalej. Pal licho, jeśli jest to łono natury, ale pokemony zamieszkują również kościoły, cmentarze, muzea. Potrafią znienacka pokazać się w czyimś prywatnym domu lub na środku skrzyżowania. I te matoły ze srajfonami lecą przed siebie, aby złapać jakiegoś Pikacza czy inne dziadostwo nie patrząc na samochody, światła, czy innych ludzi.
Nie wiem czy chciałabym aby w środku nocy ktoś wpakował się do mnie, bo akurat znalazł jednego z nich pod moją pierzyną. Nooo, chyba że byłoby to naprawdę niezłe ciasteczko, a Jurek akurat by wyjechał... ;)Tzn., ten szukający, nie pokemon...
Wyczytałam nawet, że w sieci pojawiają się anonsy od "zawodowych" łapaczy pokemonów, którzy za niezłą (realną) kwotę, łapią wirtualne stworki, nabijając kolejne levele leniwym, bądź pechowym graczom.
Z jednej strony bzdura kompletna, bo mnie osobiście dużo bardziej cieszy odnalezienie gdzieś w krzaczorach rzeczywistego jajka (bo przecież po co kury mają nieść się w gniazdach do tego przeznaczonych?), niż nieprawdziwego pokemona, a z drugiej jestem pod wrażeniem dzisiejszej technologi, czyjegoś pomysłu i tego że tak bardzo świat realny miesza się z fantazją. A może to nie jest fantazja? Może tak naprawdę żyjemy w Matrixie...
Którą tabletkę wybieracie?
Ja chyba wezmę aspirynę...
...własnie skończyłam czytać "Dysonanse i Harmonie"! super sie to czyta...Pozdrawiam z daleka!!.
OdpowiedzUsuńa odnośnie polowania na Pokemony - mam dziecko w domu wiec jestem w temacie...całkowity szal i amok! jedna zaleta - dziecko "oderwane" od siedzenia przy kompie!!
Witaj Mileno ;)
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobało i zapraszam do lektury nastepnej książki "Rozum kontra serce". To o tej wariatce Ance- mojej szalonej kuzynce ;)))
Pozdrawiam!
wyprzedziłam Ciebie - jestem w połowie książki!..tez mi sie podoba!!
UsuńAnka jest szalona to fakt....gratuluje obu pozycji! Pozdrawiam :))
;)))
Usuńczy jest może III cześć?...mieszkam w drugim końcu Europy wiec niezbyt jestem na bieżąco z wydawnictwami w Kraju :)) świetnie się to czyta, szkoda ze tak szybko się kończą! Pozdrawiam ciepło ! :))
UsuńPisze się ;)
UsuńJeśli vena nie opuści autorki to książka pojawi się w połowie 2017 roku. Będzie to zakończenie trylogii o mnie, Ance i... a, to na razie tajemnica!!!
Pozdrawiam serdecznie ;)))
super! wiedziałam, ze nie możesz tego przerwać w takim momencie!!życzę by wena była z Toba zawsze!! pozdrawiam :))
UsuńMoje dzieci juz poza domem i w wieku, kiedy nawet wirtualne pokemony przestaly byc interesujace. Tez dlugo nie bylam w temacie, ale przekaziory caly czas o tym trabia, co najmniej w kontekscie, ile osob zakonczylo zywot pod kolami samochodow, a ile zaklocilo uroczystosci pogrzebowe, skaczac za stworkiem do grobu. Mnie jakos jednak zadne gry nie pociagaja, wiec i przed pokemonami jestem zabezpieczona. ;)
OdpowiedzUsuńPrawie w ogóle nie ogldam tv, a w necie tylko to co mnie interesuje, więc jakoś ominęło mnie to trąbienie ;)
UsuńBratanice mnie uświadomiły ;0
Jak dla mnie, zidiocenie powoli sięga dna. I dorabia się do tego ideologię, że super, bo ludzie CHODZĄ!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się.CHODZĄ nie patrząc na innych.Spróbował by ktoś złapać onego przy mojej Pandzie.Bawią się w Matrixa a nie potrafią być po prostu Człowiekiem.
UsuńTeż mnie to rozwaliło!
UsuńBrawo ludzkość! CHODZĄ!
Do każdej durnoty da się ideologię dorobić.
Są różne opinie o tej grze. Na pewno plusem jest wyciągnięcie młodzieży z domów. Po nastawieniu telefonu na wibracje nie trzeba ciągle wpatrywać się w ekran, więc te opinie o wchodzeniu młodych ludzi w innych chyba są przesadzone ( ja się z tym jeszcze nie spotkałam). Mnie chwilowe zauroczenie moich dzieci pomogło na wakacjach w odnalezieniu najmniejszej uliczki w Polsce w Karpaczu ( Skrzatów Karkonoskich) :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie nazwy!!!
UsuńChciłabym mieszkać przy ulicy np... Sezamkowej ;)
U mnie na wsi też łapio, nawet w chałupie sąsiadów złapali. Nie wiem, o co chodzi, ale słyszałam. Dla moich małych szwagrowskich to dobra gra, bo ślepi od ekranu nie odklejajo leżąc na wakacjach w wyrkach, a tak to do lasu łapać te pokemony nawet wyszli...
OdpowiedzUsuńMyślałam, że jeden w lodówce mi siedzi i kiełbasę po kryjomu wyżera, okazało się jednak, że to Jurek... ;)))
OdpowiedzUsuńTotalne zidiocenie. Cieszę się więc każdą chwilą z-jeszcze normalnymi- Absorberami...:)
OdpowiedzUsuńI tak trzymaj ;0
Usuń