a

a

wtorek, 6 sierpnia 2019

Klęska urodzaju

Ręce mi odpadają, oczy się zamykają i w ogóle zdechła jakaś dziś jestem, pójdę więc na łatwiznę i co się u mnie dzieje pokażę Wam na zdjęciach. 
Jak co roku o tej porze mój czas absorbują dary natury. Wracam z pracy, zbieram opadłe jabłka lub obrywam ogórki, siadam na schodach i strugam, obieram, wycinam zgniłki, myję, przebieram itd. Dzień świstaka normalnie. Grzech narzekać, bo zimą będzie jak znalazł. Nie tylko zresztą zimą, bo i teraz zajadamy się małosolnymi i z rozkoszą pijemy świeżo wyciśnięte soki. No, a samo się nie zrobi. Zresztą szczerze mówiąc,  nawet lubię tę nieskomplikowaną, choć nudnawą, robotę, a zapełniające się w piwnicy półki napawają mnie gospodarską dumą ; )

Nastawiony w połowie czerwca ocet malinowy jest już zdatny do spożycia, choć jeszcze delikutaśny bardzo.






Zaprawiony zeszłoroczną matką octową doszedł idealnie i wytworzył kolejną matkę, która na dniach powędruje do słoja z octem jabłkowym.



Po kompotach czereśniowych i wiśniowych przyszła kolej na ogórki.



Kiszone, korniszony, w zalewie curry [uwielbiamy] i przeciery na zupę.




Sezon ogórkowy jest w tym roku wielce łaskaw, więc zaczyna mi już brakować słoików! 
A tu już straszą pomidory! Dopiero co były zielone niczym szczypiorek na wiosnę,



później zżółkły,



i nagle nabrały soczystych, apetycznych barw.




Jessu, śliwa też ugina się od owoców! 




Zaraz przyjdzie czas na gruszki... 
W międzyczasie jakieś ciacho [buraczkowe],



czy pierogi z borówkami...





A dupsko rośnie!

Tak więc przełom letnich miesięcy obfituje u mnie i w owoce, i w warzywa, i w... jerzyka.
Dzikus Kaszaneczka robi się coraz mniej dzika. Można powiedzieć, że jedną łapeńką już domowa ;)



Hm... może dlatego, że swym czułym nochalem wywąchała kolejnego biedaka, który trafił do mnie na podkurowanie. Szanowne Panie, tamtaradam, przedstawiam Wam Tomaszka.



Zaplątał się nieborak w żyłkę i zranił skrzydło wędkarskim haczykiem. Znalazła go moja siostrzenica o wrażliwym serduszku i w te pędy przyniosła do ciotki ;) Na szczęście wet mówi, że za dwa, trzy dni powinno być okej. Siedzi na razie wystraszony, chlipnął trochę wody, ale jak cztery, wrzucone do klatki muchy leżały, tak leżą nadal. Zobaczymy jak będzie jutro.





 Trzymajcie kciuki!

Edit: Niestety. Po powrocie z pracy ptak już nie żył ;[

20 komentarzy:

  1. Ale to jest jeRZyk, a nie jeZyk, bo nie ma kolcow tylko piorka :)) Oczywiscie bardzo trzymam kciuki i martwi mnie jego brak apetytu, bo powinien dziennie zjadac jakies setki czy inne tysiace owadow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już wiem, jakoś mi się zdawało, że jeRZyk to tylko taki na dwóch nogach i bez piór ;)
      Ale w sumie nie to jest najważniejsze jak napisane, tylko żeby wyzdrowił i przeżył!

      Usuń
    2. Trzymam nieodmiennie, a Ty nadawaj na biezaco.

      Usuń
  2. Biedniusi jerzyk, oby dał radę!
    Koteczka fajniasta i nabiera zaufania:)
    Noooo i imponujące przetwarzanie,same pysznosci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naoglądałam się filmików, naczytałam... Piszą, że trzeba na siłę go nakarmić jak sam nie chce, ale skubaniec tak przywarł szponkami do prętów klatki, że nie mogę go wyjąć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Daj mu odsapnąć,bidula przerażony:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak właśnie zrobię. Tym bardziej że przeczytałam właśnie, że jerzyki mogą nie jeść nawet do 14 dni. Wet mówił, żeby za dwa dni go podrzucić, bo te ptaszki nie potrafią same oderwać się od ziemi. Jak poleci, to będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podrzucaj!!! Mozesz tylko zrobic mu krzywde, jesli z jakiegos powodu nie bedzie mogl latac. Podnies rece wysoko i czekaj, az sam odleci. Jesli tego nie zrobi, to znaczy, ze nie moze latac. Jak go podrzucisz, to spadnie na ziemie i sie zabije albo jeszcze bardziej uszkodzi. Widzialam w tv czy tam w internetach, podrzucanie to zbrodnia.

      Usuń
  6. Trzymam kciuki z całych sił za Tomaszka.
    Matkokochana,jaka Ty gospodarna jesteś och, och, aż mi wstyd, że ja nie umiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, same podstawowe przepisy na przetwory. Moja rodzina to proste chłopy [a ja prosta baba] i nie wydziwiamy ;)

      Usuń
  7. Kiedys nad strychowym oknem zawisł jerzyk zaplątał sie tez w jakis sznurkach , ktore zwizaly z ich gniazda.Udało mi się go bezpiecznie odciąć, przez strycho we okno, wystraszony był bardzo i przekonalam sie jak mocno szponkami zaciska, bo przyczepil sie do mojego swetra, zanim odplatalam go z tych okowów plus ze swetra, troche trwało. Posiedział wystraszony chwilę w pudełku, potem wzielam go w dlonie i wystawilam za okno, od razu wyrwał sie i odleciał szczęśliwy.wtedy to zakochałam się w jerzykach, tak mądrze patrzył, taki cudny i silny. Obserwowałam ich gniazdo caly sezon, bo mialy je w szczelinie drewnianej krokwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna historia.
      Moja niestety nie zakończyła się powodzeniem ;[

      Usuń
    2. Przykro mi bardzo Joasiu,,żal ptaszynki, ale co poradzić:(

      Usuń
  8. Ciasto buraczkowe, mowisz... Dasz przepis?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://beszamel.se.pl/ciasta-i-desery/ciasto-buraczkowe-oryginalny-przepis-na-ciasto-z-burakow,3960/
      Proponuję dać mniejszą temperaturę i piec dłużej, bo moje wciąż było mokre w środku, a brzegi już się podpalały. I zamiast różnych kwaśnych rzeczy dałam tylko sporą łyżkę octu jabłkowego. Faktycznie wyszło świetne i w smaku w ogóle nie buraczkowe ;)Smacznego.
      Aha, i dodałam trochę borówek z własnej inicjatywy ;)

      Usuń
  9. Tak mi przykro, że się nie udało Tomaszkowi, no cóż...też tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doczytałam, że jerzyka bardzo trudno utrzymać przy życiu ;[
      choć na wolności sa bardzo silne i dożywają nawet 20 lat, latając bez przerwy do 3 lat [niedowiary, nie?], to w niewoli szybko gasną ;[
      Trudno. Jestem bogatsza o kolejne doświadczenie, a moja wiedza o tych ptaszkach bardzo się zwiekszyła.

      Usuń
  10. szczęka mi opadła na widok ilości przetworów i roboty z tym związanej! podziwiam niezmiennie :)

    OdpowiedzUsuń