a

a

poniedziałek, 9 września 2019

Przejażdżka rowerowa

Ludzie są coraz dziwniejsi. 
Mój dorosły syn zapodał focha, bo nie usmażyłam mu naleśników, a chłop obraził się na śmierć, bo wezwałam elektryka do ciemnej piwnicy, a przecież chłop obiecał dwa tygodnie temu, że naprawi awarię!

Ludzie są dziwni albo to ja jestem jakaś dziwna i ograniczona do tego, bo nie nadążam za tymi ewolucyjnymi wręcz zmianami. 
To, że jesteśmy egoistami, kombinatorami, leniami a czasem zwykłymi głupkami to wiadomo od dawna, ale że aż tak bardzo zmieniają się zasady i normy człowieczeństwa, to nie wiedziałam. Bo jeśli dziesięciu patrzy a jeden robi, to znaczy że normą jest nierobienie. Jeśli stu syfiarzy wywozi śmieci do lasów, a dziesięciu zbiera i segreguje, znaczy ta dziesiątka nie jest do końca normalna. Jeśli 90% pasażerów autobusu wgapia się w komórki, a tylko kilkoro czyta książkę to...no wiecie już o co mi chodzi. 
Ale do rzeczy. Mówią wszem wobec, że jazda na rowerze to samo zdrowie, relaks i w ogóle, wybrałam się więc na przejażdżkę. Pogoda w miarę, ja na urlopiku, zdrowie i humor dopisują, koła napompowane, bidon z wodą gotowy, kask na łeb, kamizelka na grzbiet i ahoj przygodo! 
Najpierw przez miasto. Jadę ostrożnie omijając dziury w jezdni i wystające studzienki. Ruch spory, jak to w mieście, więc co rusz wymijają mnie samochody dmuchając spalinami w nos. Co bardziej niecierpliwi trąbią i pchają się na trzeciego, doprowadzając me serce do palpitacji. Zjeżdżam więc na chodnik. W miarę możliwości trzymam się jednej strony, jadę powoli, bo nie wiadomo kto, co ani skąd wleci mi pod koła. Wleciał ogryzek jabłka, kilka petów, i jeden bachor.  Aby ominąć dzieciaka musiałam gwałtownie skręcić i rozjechałam przednim kołem okazałe psie gówno leżące na środku chodnika. Bosko! Garścią trawy i nawilżoną chusteczką usiłowałam zmyć śmierdzącą maź z opony i wmawiając sobie, że wciąż jest fajnie wyjechałam za miasto. Skręcając w lewo na mało uczęszczaną drogę omal nie straciłam roweru i życia, gdy jakiś idiota, nie zważając na moją wyciągniętą rękę, wyminął mnie z lewej strony. Dobra, odetchnęłam głęboko, łyknęłam z bidonu i dziękując wszystkim mocom, że wciąż żyję postanowiłam relaksować się dalej. Pięknie. Wiaterek szumi, słonko zagląda zza chmur, na ścierniskach przyuważyłam stado saren, gdzieś zaśpiewał skowronek, kicnął zając... Sama rozkosz.



Po jakiejś godzince zachciało mi się siku, więc zatrzymałam się na przydrożnej stacji benzynowej. Kupiłam białkowego batonika, żeby czasem nie schudnąć za dużo i poszłam tam, gdzie nawet król piechotą chodzi, a nie bicyklem, niczym karocą zajeżdża. I znów zadziwił mnie gatunek ludzki. Nie sądziłam, że ludzie mogą być tacy namolni i nie uszanować najbardziej nawet intymnej sfery życia. Ustawiam ja się w pozycji narciarza, obowiązkowo napinam kilka razy mięśnie Kegla, już, już mam się rozluźnić, gdy z sąsiedniej kabiny słyszę głos:
-Cześć.
-Cześć- odpowiadam nieco zdziwiona.
-Co słychać?
-W porządku.
Leciutko popuściłam, jednak muszę mocniej ćwiczyć swoje Kegle.
-Co robisz?
No, cholera jasna, chyba słychać, co robię!
-Chyba to samo co ty- silę się na nędzny dowcip.
Głos zza ściany zirytował się:
-Dlaczego mnie olewasz?!
Jezu! W panice zerknęłam. No sorry! Ta irytacja jest zupełnie nie na miejscu, olewam tylko to, co służy do olewania. Wkurzyłam się i też podniosłam głos.
-Nie zmyślaj! Wcale cię nie olewam!
Zapadła pełna konsternacji cisza. Po dobrej chwili głos rozległ się ponownie.
-Wiesz co, zadzwonię do ciebie później, bo jakaś kretynka z sąsiedniego kibla odpowiada na każde moje pytanie!
Boże! Jaka siara! Stałam w tym kiblu i stałam, aż upewniłam się na sto procent, że moja rozmówczyni mimo woli opuściła nie tylko kibel, ale i stację. Jezu!

Wróciłam do domu i schowałam rower w najciemniejszym kącie kanciapy, bo ten odpoczynek tak mnie zestresował, że do tej pory mnie telepie na samo jego wspomnienie. Wezmę się chyba za jakieś gary czy sprzątanie, to choć trochę się zrelaksuję po tym relaksie...

11 komentarzy:

  1. Hehehehe komórkowcy są wszędzie ;)
    Kiedyś weszłam do toalety w galerii handlowej, a tam na takim podwieszonym koszu na odpadki leży sobie srajfon ;)
    Jednakoż po moim wyjściu z kabiny pod drzwiami już warowała zgubicielka ;) Wszak o najlepszym przyjacielu można zapomnieć tylko na moment ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś spotkałam rzewnie płaczącą nastolatkę. Szkoda mi się dziewczyny zrobiło, pomyślałam, że pewnie jakiś zawód miłosny albo co... Gdy już się uspokoiła, wyjaśniła, że stało się straszne nieszczęście- srajfon wpadł jej do sedesu i się zamoczył... ;)))))

      Usuń
  2. Srajfomania:))
    Ale przygode mialas niezłą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo prawdziwy ten rowerowy relaks tylko
    gadania na kibelku jeszcze nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja mam jednak lepiej, bo nie dosc, ze rowerzysci maja tutaj status swietych krow i praktycznie wszedzie pierwszenstwo, to wszedzie sa wypasione drogi rowerowe i do polnych drozek tez mam blizej niz przez cale miasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może za jakieś 10,20 lat też będziemy narodem cywilizowanym...?

      Usuń
    2. Usuń przecinek spomiędzy cyferek, wtedy będziesz miała realistyczną prognozę. Przydołowałaś mnie rozważaniami o normalnych.

      Usuń
    3. Agniecha sorki, to niechcący... ale masz rację, ten post jest słodko-gorzki.
      Pocieszmy się, że my Polacy zawsze wyłamujemy się z norm i zasad ;)

      Usuń
  5. dlatego nie wsiadam na rower ;) relaksuję się bezkołowo, na własnych nogach spacery odbywając, tak 2 - 3 godz i relaks gotowy :)

    OdpowiedzUsuń