Może nie co do dnia, nie co do miesiąca nawet, lecz wiadomo, że po zimnych dniach przyjdą ciepłe, po burzy wyjdzie słońce, zielone liście poczerwienieją, zszarzeją i opadną, lecz wiosną powrócą jako wyczekiwane pączki na nagich, zmarzniętych po zimie gałęziach. Miedze i pobocza ścieżek zażółciły się nawłociami. Ogród zakwitł rozchodnikami i zimowitami.
Zamiast wodą z lodem i listkiem mięty coraz częściej raczymy się ciepłą herbatą. Niby mamy jeszcze lato, lecz ustrojona koralami z jarzębiny, głogu i owoców dzikich róż jesień stoi u bram. Mało tego, ona już wali w te bramy zaciśniętymi kułakami, rzuca pociskami z kasztanów, żołędzi i orzechów. Smaga po twarzach babim latem i śpiewa klangorem odlatujących żurawi przeplatanym klekotem spóźnionych bocianów.
Do domów ciągną z pól i lasów jej szpiedzy. Tarantule o metrowych odnóżach przebiegają bezczelnie przez środek pokoju. Tak zapierdzielają na tych długaśnych girach, że prawie słychać stukot ich stóp i nie wiadomo: zwiewać, wołać o pomoc, lecieć za dziadem z klapką, czy po prostu zaakceptować fakt, że idzie jesień i wznosić modły, aby jesienny gość nie wlazł nam nocą do otwartej paszczy.
Idzie jesień, a wraz z nią pająki i biedronkopodobne harlekiny. Nie śpiewajmy im jednak żeby leciały do nieba i nie oczekujmy, że przyniosą kawałek chleba. Jeśli już to ugryzą i nasmrodzą przed śmiercią.
Częstymi jesiennymi gośćmi są też myszy i nornice. Z nimi zazwyczaj robi porządek moja kociczka. Kaszanka ma zwyczaj przynosić na taras różne swoje krwawe łupy. A to mysz z przegryzionym gardłem, a to jaszczurkę, zdarzyła się nawet biedna jaskółeczka. Cóż- prawo natury. Gdy więc zobaczyłam leżącą na progu zdechłą mysz, nie zdziwiłam się zbytnio, pchnęłam ją czubkiem buta, aby nie wypadła do pokoju i chciałam iść po szufelkę, aby usunąć tę wątpliwą dekorację. Zdążyłam zrobić pół obrotu, gdy mysz ożyła! Z ponadświetlną prędkością wpadła do domu i zakitrała się za komodą. Jeeezu! Zamiast szufelki złapałam za miotłę na długim kiju i próbowałam wypłoszyć intruza. Po kilku próbach niechciany gość wybiegł na szczęście na taras, choć „szczęście" nie jest w tym wypadku trafionym słowem, bo tam czekała już Kaszanka z gościnnie rozwartymi pazurami i kłami.
Pewnie nie ostatnia to mysz i nie ostatnie pająki w tym roku. Jesienne migracje dopiero się zaczęły. Lecz choć pożyteczna biedronka może okazać się drapieżnym harlekinem, a martwa nornica żywą myszą jedno jest pewne- jesień idzie...
He he he! Przynajmniej masz atrakcje zwiazane z jesienia. U nas nudy, myszy na dalekich polach i jakos zadna nie spieszy sie, zeby wlazic mi do domu, moze czuja koty? Cmy w kazdym razie dlugo u nas nie zyja, jesli uda im sie wpasc do mieszkania. Normalnie zwasnione koty zwieraja szyki i bardzo zgodnie poluja na intruza. Zwyciezca ma dodatkowa przekaske.
OdpowiedzUsuńPal licho myszy, ale te pająki są paaaskudne!
UsuńPatrz, jak to wspólny wróg jednoczy zwaśnione narody- koty znaczy się ;)
Ja w miescie, przy glownej ulicy a pająki od tej właśnie strony wiecznie zwisają i pchają się do okien, brrr.
OdpowiedzUsuńMoże jeżdżą na stopa...? ;)))
UsuńTo ty nie nie znasz przysłowia, że szczęśliwy dom gdzie pająki są? ;)
OdpowiedzUsuńPająki w mym domu są wysmukłe i nieowłosione, a także nie jadowite, więc bytują sobie bez zagrożeń z mojej strony :)
A jesień idzie i nie ma na to rady, a potem przyjdzie zima, jakoś trzeba będzie to przeżyć ;)
Generalnie mnie też pająki nie przeszkadzają zbytnio, ale te "normalne", domowe. A niech se łapią muchy ;)
UsuńLecz te polne są paskudne. Wielkie i długo-grubonoge. I owłosione. Brrrr...
Ja to bymte pajonki wszystkie klapkiem i do kibla, ale wiesz, Chlop wrazliwy jest to cierpliwie wynosi. A potem mnozy sie toto i z jednego wylazi tysiac. Bleeeee...
OdpowiedzUsuńHrehrehre- właśnie. Kto by pomyślał, że te chłopy takie wrażliwce! Mój wstaje i pierwsza rzecz, jeszcze przed siku, to sprawdza czy koty są i rzuca im parówki, które miałam zjeść na śniadanie!;)))
Usuń