a

a

piątek, 13 lutego 2015

Amnestia- czyli tłustego czwartku ciąg dalszy


Po kilku minutach zebrałam się w sobie, zjadłam pozostawione łaskawie przez Ankę trzy pączki i z wściekłością pojechałam do jednego z licznych supermarketów. Kupiłam trzydzieści pączków po 60 groszy sztuka i ruszyłam do Jagodzic. Panowie powitali mnie z radością. Piotrek rzucił się na papier, a reszta na pączki. Pochłonęli z takim apetytem, jakby były to moje własne, wypieszczone ziemniaczane pączusie. Hmm... pewnie nawet nie zauważyliby różnicy ;)

Po kilku godzinach wróciłam do Choszczna i wyrzucając do śmietnika pudło po pączkach, zerknęłam mimochodem na datę ważności. I wiecie co? Te pyszne, zdrowe pączki były zdatne do spożycia jeszcze przez kolejne trzy miesiące! To chyba jakiś cud! Choćbym nie wiem jak się starała, podejrzewam, że moje po dwóch dniach nie nadawałyby się już do zjedzenia. Mimo wszystko nie zamierzam badać istoty tego cudu, a dokładnie rzecz biorąc zastanawiać się co tam w nich, w środku było, bo nie mogłabym spać w nocy, gnębiona koszmarnymi widokami zatrutych budowlańców i niewykończonego pięterka domu.

Anka wróciła z pracy w skowronkach. Poinformowała mnie ze śmiechem, że wszyscy policjanci, z wielkim apetytem zjedli przyniesione przez nią smakołyki i nadziwić się nie mogli jej (czyli Anki) talentom kulinarnym. Boże! Widzisz i nie grzmisz... ;) Jej opowieści tak mnie jednak rozbawiły, że postanowiłam być łaskawa i odstąpić od wykonania wyroku, czyli rozstrzelania kuzynki jej własnym, służbowym glockiem.

Wieczorem usłyszałam w radio, że aby spalić kalorie z jednego pożartego pączka, należy przez piętnaście minut uprawiać seks, lub pół godziny skakać na skakance. Matko jedyna! Wrąbałam sześć! Wynika z tego, że przez półtora godziny powinnam ostro zabawiać się z Jerzym. Hmm... Mamy problem. Po pierwsze, mój małżonek znajduje się na drugim końcu Polski, a po drugie najdłuższy numerek, jaki pamiętam z ostatnich miesięcy, trwał może z pięć minut. Boże! Do końca życia nie spalę tych cholernych pączków...

Trudno, zadzwonię do Olki i zapytam, czy Hanka ma skakankę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz