a

a

niedziela, 4 lutego 2018

Pasja czy paranoja?

W niedzielę skoro świt [a skoro świt w niedzielę to tak około godziny dziesiątej] obudziło mnie pełne wyrzutu świergolenie ptaków. Spojrzałam na zegarek- no faktycznie, czas najwyższy na śniadanie. A tu tłuszczowe kule wydziobane, ziarna w karmniku skrupulatnie wyjedzone, te spod karmnika też posprzątane. Skandal panie, skandal! Wstałam więc posłusznie, szeroko ziewając podeszłam do okna, odsłoniłam roletę i zamarłam w zachwycie. 
Niby śnieg zimą to w końcu nic dziwnego, ale ostatnimi czasy nie jest to wcale takie oczywiste, stałam więc dobrą chwilę i napawałam się widokiem. Śnieg otulił peleryną drzewa i krzaki, niczym biały kocur zaległ na dachu altany i grubym, puszystym dywanem nakrył ziemię. Zakrył kiełkujące żonkile, krecie kopce i psie kupy, których wczoraj nie chciało mi się posprzątać. 
Skrząc się w promieniach zimowego słonka kusił do wyjścia z domu. Do odetchnięcia rześkim powietrzem, ulepienia śniegowej kuli i beztroskiego wyrzucenia jej wysoko w niebo. Do zagarnięcia pełnej garści zimnego puchu i patrzenia jak topnieje w zetknięciu z ciepłą dłonią. Przez chwilę przemknęła mi nawet myśl o zrobieniu orła na trawniku pod jabłonką, przypomniawszy sobie jednak wczorajsze zaniedbania postanowiłam zrezygnować z realizacji owego planu. 
Nie zrezygnowałam jednak ze spaceru i po szybkich porannych ablucjach, nakarmieniu głodnych paszcz i dziobów, kilku łykach kawy i wyciągnięciu z zamrażarki porcji rosołowej, wskoczyłam w kurtkę i wyszłam z domu. 
Psy czekały już przy furtce niecierpliwie merdając ogonami, więc bez zbędnego marudzenia ruszyłyśmy do lasu.



Znacie z pewnością to uczucie, gdy ma się wrażenie że cofnął się czas. Że nie liczy się wczoraj, nie mają znaczenia minione błędy, nie bolą zaznane przykrości. Że ważny jest krok, który dopiero uczynimy, a kierunek jaki wybierzemy zaważy nie tylko na naszym życiu. 
Tak właśnie się poczułam stając na skraju lasu. Droga przede mną była dziewicza. Ani śladu ludzkiej bytności, zero zwierzęcych tropów. Jak daleko okiem sięgnąć, aż po horyzont rozciągający się za pustymi polami i łąkami ,niczym nowa karta czekająca na zapis przyszłych wydarzeń, roztaczała się czysta, niepokalana biel. Cóż, psy nie były nastrojone równie filozoficznie. Nie zwracając uwagi na moje wiekopomne przemyślenia wparowały na drogę i pognały do przodu zostawiając za sobą szlak odbitych łap. Zdegustowana brakiem wrażliwości poszłam za nimi, wciąż jednak czułam się niczym Amundsen, Peary, Cook czy jakiś inny Vasco da Gama. Dziewczyny biegały od krzaka do krzaka, a ja myślałam o tych odkrywcach sprzed wieków. Jak się czuli, stojąc w miejscu nietkniętym do tej pory żywą stopą? Jak wiele byli w stanie poświęcić, aby uzyskać swój cel? Jaka siła pchała ich do przodu, wbrew niesprzyjającym wiatrom i przeciw zdrowemu rozsądkowi? Czy było warto, za wszelką cenę? 

Pasja. 
To słowo, w kontekście niedawnych wydarzeń na zboczu Nanga Parbat, zostało odmienione przez wszystkich i wszystko. Przez przypadki, osoby i czasy. Zyskało status poświęcenia i hartu ducha, lecz również egoizmu i głupoty. Jedni podziwiali i gloryfikowali pasjonata, inni płakali nad losem tych, których zostawił. Czy pasja prowadząca do samozagłady jest jeszcze pasją, czy jest to już czysta głupota? Czy wyzwanie, które wiąże się z ryzykiem zranienia innych jest w ogóle warte podjęcia? Z drugiej strony gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie było ludzi z pasją? Ludzi, którzy nie bacząc na nic prą do przodu niczym lodołamacz aby zyskać dla świata nowy biegun. I czy na końcu drogi, po pierwszym momencie euforii, zawsze czeka ich rozczarowanie? Przekonanie, że osiągnięty cel jest jedynie polem podbiegunowym i po chwili odpoczynku coś, jakaś nieubłagalna siła, pcha ich znów na kolejną wyprawę. Czy to jeszcze pasja, czy już paranoja?



Ilu ludzi, tyle osądów. Nie wiem jak odpowiedzieć na własne pytania. Wiem jedno- każdy z nas wspina się czasem na własny Nanga Parbat i sami musimy zdecydować, kiedy przeć do przodu, a kiedy zrezygnować. I właśnie ta decyzja zazwyczaj jest tą najtrudniejszą.

2 komentarze:

  1. Najważniejsze, aby wspinając się na własną górę, nie narażać innych na niebezpieczeństwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszy rzut oka- zgoda. Z drugiej jednak strony, zależy od góry. Jeśli zdobycie szczytu miałoby pomóc milionom, to może nie ma co płakać nad jednostką?

      Usuń