Rozpoczęły się pierwsze prace przetwórcze. Wiosna ma się ku końcowi, zaraz śmignie lato i jesień, a zimą z przyjemnością sięgniemy po zapachy i smaki zamknięte w słoikach i ukryte w piwnicy. Truskawki się kończą, czereśnie już gotowe do zbiorów, dojrzewają wiśnie i porzeczki. Truskawek nie miałam w tym roku za wiele. Rozsadzone jesienią krzaczki pięknie kwitły, ale owoców zawiązały mało. Kilka razy zrobiłam pierogi, ciasto z galaretką, trochę pojedliśmy prosto z krzaczka. Kupiłam dwa kilogramy z myślą o włożeniu w słoiki, ale nie zdążyłam, Jurek zalał je spirytusem, więc zamiast w słoiki pójdą do butelek ;)
Ścięłam i zamroziłam grządkę zielonego koperku. Zapach, jaki roznosił się w kuchni, zmusił mnie niezwłocznie do zrobienia pierwszych ogórków małosolnych. Ogórki z bazarku, ale reszta igrendencji z ogródka- z dumą wydziabałam spod płotu trochę chrzanu, z krzewów czarnej porzeczki oberwałam kilka pachnących listków, a spomiędzy truskawek wyrwałam trzy niewielkie czosnki. Zapakowałam do słoja, zalałam solanką i już buzują wesoło, ciesząc oczy i nosy. Kozy zjadły resztę sałaty, bo poszła w pędy kwiatowe, ale następna porcja rośnie i lada dzień będzie nowa zielenina.
Zamroziłam kilka woreczków szpinaku. Cztery słoiki zasypanego solą szczawiu i kilka z mniszkowym miodem już od maja stoją w piwnicy. Wkrótce dołączą do nich wiśnie i porzeczki, później ogórki i pomidory, jabłka, gruszki, śliwki... I tak do późnej jesieni.
O matko!!!
Ufff, tyle roboty mnie omija. Na szczescie. :)))
OdpowiedzUsuńDużo roboty, ale potem jaka przyjemność jedzenia :)
OdpowiedzUsuńTo prawda ;) Najbardziej lubię robić soki. Szybko, bez bałaganu i zimą wypije się wszystko do ostatniej kropelki ;)
OdpowiedzUsuńA jak konserwujesz soki?
OdpowiedzUsuńTradycyjnie- gotuję butelki. Próbowałam raz zalać spirytem i podplić, żeby tlen usunąć ( wg przepisu jakiegoś Okrasy czy też Makłowicza- nie pamiętam), ale guzik mi wyszło. Zamiast pływać po wierzchu zmieszał się z sokiem i wyszła nalewka hrehrehre.
Usuń