a

a

niedziela, 2 października 2016

Ptasie móżdżki

Nie będę pisać. 
Nie będę, bo po co mam siebie i Was denerwować!?
Nie będę pisać o kurduplach zakazujących badań prenatalnych. O facetach w czerni, których nie kręci spowiedź z in vitro. O idiotkach, które wołają głośno, że urodzenie chorego dziecka to dla matki wielki dar od Boga. Nie będę- bo po co? Podobno temat ustawy antyaborcyjnej jest tylko przykrywką i zasłoną dymną dla jeszcze podlejszych sztuczek- więc tym bardziej nie będę!

Będę natomiast musiała iść na czarny marsz. Według Anki podobno jestem, podobno myślę, podobno decyduję. No to ostatnie to już w ogóle fantasy! Pisałam już kiedyś tutaj, że podobne imprezy jakoś mnie nie podniecają, ale po rozmowie ze wzburzoną Anką nie mam wyjścia. Muszę iść albo zostanę wrzucona do jednego worka z moherami, społecznymi egoistami i pisuarami ;) Czyli- z tego wynika- zasłona dymna spełnia swą funkcję doskonale. 
Anka pół dnia truła mi o feminizmie i wyłącznym prawie do własnej macicy, musiałam więc ulec i chcąc nie chcąc jutro ubieram się w czerń i jadę do Choszczna. Wśród setek protestujących kobiet znajdzie się dziewczyna z dwójką dzieci, marząca o trzecim (Olka), dziewczyna w zaawansowanej ciąży (Anka. Pisałam już, że będą bliźniaki? ;))) Jeden to na pewno chłopiec, a drugie nie wiadomo, bo ściśle przytulone do braciszka pokazuje przy usg. tylko cztery litery;0) i dziewczyna, która najchętniej wyrzuciłaby do śmieci telewizor i radio i w ogóle nie udzielała się politycznie. Taki apolityczny laik- czyli ja. Niestety, nie da się! Polityka tak przeniknęła do naszych świadomości albo i nawet podświadomości, że pomimo iż wcale nie miałam takiego planu, pół posta poświęciłam właśnie jej. A niech to szlag!

Więc koniec na ten temat. W Rapsodii jesień. Po śniadaniu siadam sobie z kawką na tarasie i przez pół godziny nie ma mnie dla nikogo.


Sączę boski napój i obserwuję sikorkę, siedzącą na samym czubku wielkiego orzecha. Swoją drogą, gdzie sikorki podziewają się latem? No więc siedzi sobie i dziubie w wiszącego, ukrytego w poczerniałej skorupce orzeszka. Dziubie, dziubie, dziubie... W końcu siłą rzeczy (i upartego ptasiego dzioba) orzech spada. Zdziwiona sikorka odprowadza go wzrokiem, przez chwilę kręci z degustacją łebkiem w czarnym berecie, po czym robi mały skok i obrabia następnego. I dochodzę do wniosku, że określenie „ptasi móżdżek” ma jednak sens ;) Orzechów co niemiara. Każdego ranka zbieram dobre kilo jesiennych skarbów. Leszczyna dla odmiany nieudana w tym roku. Orzechów mało, co druga skorupka pusta, chyba trzeba będzie ją jakąś chemią jednak potraktować. Buraczki już w słoikach, jabłka w większości też, przyszła pora na gruszki. Kilka słoików gruch w miodowo- goździkowej zalewie czeka na wyniesienie do piwnicy, część na pasteryzację, a część na obranie. Chyba zrobię nalewkę.




Co wieczór palę w kominku. Bynajmniej, nie dlatego że jest zimno (choć czasami rzeczywiście jest;)) Spalam jedno, dwa drewka, a późnej w żar rzucam ziemniaki. I wciągamy na kolację z masłem i solą. Mniam...



A później zdziwko- znów spodnie w praniu się skurczyły...?

Poranki mgliste. Tajemnicze welony snują się nad polami. Tajemnicze pajęczaki atakują twarze, włosy i ręce gdy tylko wejdę do lasu. Wypuszczając kozy na łąkę, zachwycam się misterną koronką, w jaką przystroiły się przydrożne krzaki. Na ścianie koziarni zaczyna się czerwienić bluszcz. Jeszcze trochę i zacznę zbiory czarnego bzu. 
Jesień...

10 komentarzy:

  1. Mariolka, ja też idę, nie dlatego, że mnie namawiają, a dlatego, że chcę i dlatego, że jeśli nawet nic to nie da, to chcę pokazać, że jestem, że myślę, że czuję i że się nie zgadzam na to, co mi/ nam chcą zafundować faceci i pojebane fanatyczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idę, lecz nie wierzę, że ktoś się tym przejmie. Idę, ale szlag mnie trafia, że tylko to mogę zrobić. Idę, ale bez nadziei że to coś da. I dlatego jest to tak dołujące!

      Usuń
  2. Jak ja nie znosze jesieni! Juz daje mi sie we znaki deficyt swiatla, juz odpalilam kaloryfer i zaczelam nosic skarpetki. Wpadam powoli w wisielczy nastroj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wisielcze humory spowodowane jesienią najlepszy kieliszek nalewki. A jeszcze lepiej dwa, popite zimnym piwkiem ;)))
      Pociesz się Pantero, że już niedługo wiosna będzie. Ani się nie obejrzymy ;)

      Usuń
  3. Ja też pójdę, jeśli pozwoli mi kręgosłup, bo mnie pokręciło od prac gumiennych. Po raz pierwszy od długiego czasu mam wrażenie, że coś jednak drgnęło i może jest jakaś nadzieja? Te szumowiny w swoim zadufaniu, arogancji, głupocie i bezmyślności chyba ciut się przeliczyły i nie wzięły pod uwagę, że jak baby się wściekną, to wióry polecą. Sama jestem tak napalona, że gdybym dorwała któregoś bałwana, co macza w tym swoje brudne, tłuste paluchy, to urwałabym mu tego... tego... ten bezwolny kawałek miękkiej skóry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam na tym marszu. Obok stała grupa frajerów i wytykała nas paluchami, mamrocząc pod nosem bluzgi. Jedna z prowadzących zapytała się grupy macho gdzieznikajątajemniczo tatusiowie, gdy rodzi się chore dziecko. Jaka była odpowiedź?- "TO BABY RODZĄ. FACET SWOJE ZROBIŁ!!!
      To już nie średniowiecze. To epoka kamienia!!!

      Usuń
  4. Sikorki całe lato u mnie świrgoliły i dziobały coś między igłami. Już mam naszykowane czarne łachy i srogą minę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się świetnie kamuflują. Całe lato ani jednej, a zimą stada całe się u mnie stołują ;)))

      Usuń
  5. Niestety tak jak piszesz polityka zatruwa nasze życie...uprzedzenia, nacjonalizm...to wszystko cofa nas do średniowiecza :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po dzisiejszym marszu i wypowiedziach co niektórych, to zdecydownie dalej!!!

      Usuń