a

a

piątek, 16 października 2015

Jesienny odpoczynek???


Wydawałoby się, że październik to czas odpoczynku. Przetwarzać już nie ma co, najwyżej rzucić na blachę kilka grzybów znalezionych na spacerze, które susząc się wypełniają zapachem całą kuchnię. Babcia Robaczkowa zbiera w ogrodzie resztki warzyw. Późne buraki, dynie, ostanie kapusty i marchewki... Chwasty już nie rosną, więc nie trzeba ich wyrywać. Co prawda w moim ogródku rosły tylko chwasty, więc nie miałam warzyw do zbierania, a z chwastami na bieżąco rozprawiały się kozy. Mam za to sad i jemu poświęciłam trochę uwagi. 
Zebrałam już większość jabłek i gruszek, pamiętając aby zrobić to w suchy, słoneczny dzień. Kilkanaście drewnianych skrzynek wypełnionych słomą i owocami Jurek zaniósł na stryszek obory. Podobno owoce najlepiej przechowują się na strychach, w odróżnieniu od warzyw okopowych, które powinno się zimować w piwnicach. Dno skrzynek wyłożyłam podwójną warstwą starych gazet. Również od góry jabłka okryłam tym samym materiałem. Nie wygląda to zbyt pięknie, a nawet całkiem idiotycznie, ale dzięki temu pod górnym przykryciem z gazet gromadzi się dwutlenek węgla, który dodatkowo hamuje proces dojrzewania owoców.

Od sąsiadki dostałam wiadro pigwy. A dokładniej owoców pigwowca, niewielkiego, kolczastego krzewu. Nie mam jeszcze pomysłu, co z nimi zrobić. Znowu nalewkę? ;) Małe, żółciutkie owocki są kwaśne jak cytryna, ale pachną niesamowicie. 
Na rozłupanie i podsuszenie czeka worek orzechów.

Pomiędzy drzewami i krzewami posypałam obornik, którego wielka kupa nazbierała się przez te pół roku. Przynajmniej tak mi się zdawało, dopóki nie zabrakło go po około ¾ terenu. Obornik przekopałam płytko razem z liśćmi. Z drzew zebrałam też i spaliłam sporo „mumii”- czyli zaschniętych, niewykształconych owoców, i liści z objawami grzybowych chorób. Część z pewnością została i czyha na okazję ataku w przyszłym roku, no ale w końcu grzyb też człowiek. Prawdę mówiąc, tak mnie bolały już łapy, że odechciało mi się i sadu, i owoców i porządków ;)
Jerzy przekopał kawał pola na przyszłoroczny warzywniak. Ucząc się od Was i czytając w necie, pokryłam przyszły ogród kartonami. Na wierzchu grubo rozrzuciłam słomę. Wyszły mi trzy grządki długie na 4 m i szerokie na około 80 cm. Trochę się napracowałam, ale to z myślą, aby nie przepracowywać się w przyszłości. Trzeba się cały czas zastanawiać czego jeszcze można nie robić dla osiągnięcia dobrych plonów, a nie popadać w ogrodnicze ADHD szukając co jeszcze można zrobić. Trochę jak w życiu ;)
Przy tarasie posadziłam dwa krzewy róży pnącej. Sadzonki obsypałam kopczykami z ziemi na wysokość około 30 cm. Zamówiłam u Piotrka dwie pergolki i już sobie wyobrażam jak pięknie będą wyglądały przyszłym latem. Uwielbiam konwalie i chciałam zasadzić je pod drzewami, ale w związku z tym, że są trujące, a kozy spędzają w sadzie dużo czasu, zrezygnowałam z tego pomysłu. Posadziłam za to mnóstwo cebul. Cebule czosnków ozdobnych, kosaćców cebulowych, cebulic, szafirków, śniedków, przebiśniegów, tulipanów, lilii i bulwki krokusów. Oraz iksje, które dostałam od Olki, po owym pamiętnym Bożym Ciele ;) klik
Lada dzień będę musiała zrobić porządek z pelargoniami. Usunąć liście, podciąć pędy i przenieść doniczki do piwnicy lub garażu. Może uda się przechować je przez zimę? Kilkuletnia pelargonia ma dużo większy urok. Grube gałązki dodają roślinie przestrzenności i urody. Poza tym szkoda mi jakoś skazywać je na śmierć po jednym zaledwie sezonie ;) Na razie wciąż prezentują się rewelacyjnie, choć rankiem panoszą się już przymrozki, a pelargonie są przecież wybitnie ciepłolubne.
No i ściółkuję, ściółkuję, ściółkuję... Wszędzie i czym się da. Staram się, aby pod każdym drzewem, krzakiem, czy mniejszymi roślinami nie było gołej ziemi. Sypię słomę, wysuszoną, skoszoną trawę, liście, korę, szyszki, co się da ;) Kolejnego dnia robię to samo, bo wszystko wyżrą, albo rozdepczą kozy ;) Jerzy puka się w głowę, twierdząc, że wszyscy kopią i zgrabiają, a ja, jak zwykle odwrotnie. No i dobra, niech się puka ;) W przyszłym roku, gdy wszyscy będą tyrać w pocie czoła, ja będę siedzieć z kawką na tarasie i obserwować jak wszystko samo rośnie ;)
Albo tylko tak mi się wydaje... ;)
A Wy jak przygotowujecie się do zimy? 
Żegnam się ogólnopolskim pozdrowieniem ogrodników. Darz Bór! A nie..., to myśliwi... Więc Darz Ogród! ;)


9 komentarzy:

  1. Na razie kiepsko mi idzie. Nie mam serca do jesiennych prac na gumnie - rezultat jest zbyt odległy. Ale jeśli już, to działam podobnie. Czekam, aż deszcz rozmiękczy ziemię, bo jeszcze nie poutykałam cebulek, a przy tej suszy nie mogłam wbić w ziemię pikownika!
    Nie za wcześnie okryłaś róże? Jeszcze ciepło, a mróz nie chyci tak siarczyście i z nagła. - 2 różom nie zaszkodzi, a ciepło tak.
    Moja Mama kroiła pigwę na cieniutkie plasterki i zalewała syropem z cukru. Nie wiem w jakich proporcjach, ale pewnie znajdziesz w necie. To było niesamowicie aromatyczne i pyszne do herbatki. Cytryna to kundel przy pigwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę chciałam się oburzyć, że Cytryna to żaden kundel. Po rasowym capie i trzy litry mleka dziennie daje! Ale doczytałam, że o owoc Ci przecie chodzi ;)))
      Myślisz, że odkryć jeszcze te róże?Robiłam według wskazań fceta z ogrodniczego. Sama nie mam jeszcze żadnych doświadczeń w tej kwestii.

      Usuń
  2. Ja bym jeszcze odkryła i czujność meteorologiczną zachowała. Na najbliższe dni zapowiadają wręcz ocieplenie. Faceci w ogrodniczym to wiesz... Okrywa się NA ZIMĘ a nie na jesień! Hodowałam kiedyś róże, trochę pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam nic nie okrywam ale u nas zimy łagodne... W zasadzie to nic jeszcze nie ruszyłam bo wszystko jeszcze kwitnie ale tak za tydzień dwa to wylecę z sekatorem, rachu ciachu i po krzakach.
    A tak miałam zapytać, Tego Wiewióra to Ty jeszcze widujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kubła oglądam tylko na milionie fotek i filmikach ;(
      Kilka dni temu byłam pod jego drzewem, ale budka wygląda na pustą.Wierzę jednak, że on się po prostu wyprowadził i że dzieje mu się jak najlepiej!!!

      Usuń
  4. Też wszystkie grządki przykrywam na zimę, czym się da. Ale czekam do lekkiego przemarznięcia gleby. Jak jest za ciepło, to rośliny zamiast zapaść w sen, zaczynają puszczać pąki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak mówicie, to odkopuję te róże. I weź tu kobito słuchaj fachowców ze sklepów...

      Usuń
  5. Ja, podobnie jak Hana czekałam, aż deszcz zmiękczy te kamienne ziemie wkoło domu, żeby cokolwiek zrobić. A jak juz zmiękczył i nie pada (pod 3 dniach opadów), to ja mam wolne (Absorbery z ich ojcem), ale lekki wirus od szefowej więc daję sobie luz. Kakao, nadrabiam czytanie blogów :)
    Też muszę nowe grządki przygotować; kartony są, słoma też, z gleba gorzej. Będę musiała obniżyć teren kurów i taczkami znów wozić...Ech, chłopa czasem brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solidaryzuję się z Tobą w robocie. A do kakao (kakaa? kakała? ;)) dolej procentów. Wypłoszą wirusy. A może nie, ale dobra wymówka ;)
      Zdrówka życzę!

      Usuń