Byłam wczoraj u Oli. Zrobiłyśmy sobie babski wieczorek, przy miętowej herbacie i kieliszeczku rumu. Herbata była jak najbardziej przyziemna, podana w swojskim kubku w kolorowe kropki. Rum „Contrabando” natomiast był (przynajmniej dla mnie) egzotyczny. Według etykiety, był to „Rum pochodzący z Dominikany. Jego słodki zapach przenosi każdego smakosza na tropikalne wyspy. Swój bogaty smak zawdzięcza słodkiej wanilii, nutce kokosa oraz świeżych i dojrzewających w słońcu owoców tropikalnych”.
Przy owych, jakże z pozoru niepasujących do siebie trunkach, prowadziłyśmy różne babskie gadki. Olkę wzięło na romantyzm i spontanicznie ułożyła najpiękniejszą definicję miłości. Idealnie połączyła romantyczny rum z codzienną herbatą. Słowa swe kierowała głównie do Anki, która zaparła się jak wół, i nie zważając na szybkim krokiem nadchodzący czwarty krzyżyk, uparcie odgania każde zbyt śmiałe portki. Ale to głównie ja zachwyciłam się tą przemową. Pozwólcie, że zacytuję słowa mojej szwagierki:
„Miłość to chęć dzielenia się wszystkim z drugim, konkretnym człowiekiem.
Miłość jest wtedy, gdy na przeraźliwy odgłos pędzącej karetki pogotowia podskakujesz go góry i dzwonisz w panice, aby usłyszeć jego głos. Lub, gdy spóźnia się pięć minut do domu, patrzysz na stojące, zdawałoby się, w miejscu wskazówki zegara, wyobrażając sobie najczarniejsze scenariusze. Miłość jest wtedy, gdy czujesz, że natychmiast musisz pogadać z nim o właśnie przeczytanej książce albo opowiedzieć o przykrości, która cię spotkała. I masz pewność, że on zawsze cię wysłucha. Wtedy, gdy idziesz z nim na grzyby, choć nienawidzisz pająków i z uśmiechem na twarzy czyścisz później obślizgłe kapelusze, aby zrobić jego ulubioną zupę grzybową. Gdy zbierasz rozwalone po całym domu skarpetki lub wstajesz półprzytomna z samego rana, aby zrobić mu śniadanie do pracy lub tylko dać buziaka w policzek. I wtedy, gdy czujesz w sercu ciepło nie do ogarnięcia, gdy pojawia się w drzwiach, a jego oczy mówią, że nie chciałby widzieć w tym momencie nikogo innego, tylko ciebie, nawet jeśli masz obwisłe cycki i parę kilo nadwagi”.
No, na końcu wyszły Olczyne kompleksy, ale która z nas nie ma własnego odpowiednika obwisłych cycek? Ja mam kilka.
Nie wspomnę, bo to wręcz skandal, że po wysłuchaniu przejmujących słów bratowej, Anka wyżłopała z gwinta resztkę rumu i stwierdziła, że zdecydowanie woli wibrator...
A ja -od dziś- zawsze będę pić herbatę z rumem ;)
Ja się przeraziłam, bo z wiekiem jakby mi kompleksy mniej ciążą...Mam nadzieję, że nie będę przeginać na stare lata. Rumu n i g d y samego nie piłam. Zawsze z herbatnią. Może czas zacząć...?
OdpowiedzUsuńTupaja, rum bez herbary też dobry, tylko rezerwowoać trzeba wolny dzionek, głowka boli:)
OdpowiedzUsuńRum mi się zawsze z piratami kojarzył ;)
UsuńHej laski! Co Wy z tym rumem? A co z miłością? ;)))
OdpowiedzUsuńRum to ja tylko z colą. A miłość... z wibratorem, he he he!!! :-)))
OdpowiedzUsuńIwona!!! ;))) Na pewno nie jest tak źle z tą milością ;)
Usuń