Uwielbiam przedświąteczny czas!
Lubię zapach choinki, pieczonych pierników i obieranych mandarynek. No... może lekko marszczę nos gdy smażę ryby.
Nie przeszkadzają mi tłumy w marketach ani korki na ulicach. Stojąc w kilometrowej kolejce do kasy obserwuję ludzi i dziwi mnie, że tak się miotają, denerwują, przeklinają i krzywią. Skoro tak bardzo się męczą, dlaczego nie zrobili zakupów wcześniej? Nie zamówili online? W dzisiejszych czasach mamy mnóstwo możliwości. Słucham opowieści jak to jedna rąk nie czuje od lepienia pierogów, druga ma już dość i najchętniej przespałaby całe te święta, a trzecia jęczy, że brakuje jej jeszcze pięciu prezentów. Jezu! Po cholerę aż tak bardzo utrudniamy sobie życie?
Nasza rodzina już dawno ogarnęła świąteczny temat i nie przejmujemy się faktem, że choć święta jeszcze się nawet nie zaczęły, w słoju z piernikami już widać dno.
Gospodarz domu zmienia się co roku. Żarciowo dzielimy się po równo a losowanie prezentów robimy na wspólnym obiedzie, na którym, też tradycyjnie, spotykamy się zawsze pierwszego listopada po wizycie na cmentarzu. I tak już od wielu lat. Bez spinki, zarabiania się i stresu.
Spotykamy się godzinkę wcześniej, dziewczyny szykują jedzenie, panowie rozkładają stół, dzieci nakrywają do uroczystej kolacji, psy kręcą się pod nogami czyhając na okazję. Skłamałabym twierdząc że wszystko idzie jak z płatka. Nie ma aż tak dobrze. Dwa razy posolona woda, spalone naleśniki, przewrócona choinka czy stłuczony talerz zdarza się prawie zawsze. Wrzaski na dzieci, gromy na mężów, czasem nawet jakaś łza spływająca po policzku... Wszystko jednak przestaje być istotne gdy zasiadamy przy stole. Dzieląc się opłatkiem zapominamy o krzywdach i wzajemnie życzymy sobie wszystkiego najlepszego. Po kolacji najmłodsze z dzieci- czyli u nas Michalinka, nurkuje pod choinkę i każdemu wręcza prezent od Mikołaja. Choć w zdecydowanej większości wiemy co znajdziemy w ozdobnym pudełku, ochoczo bierzemy udział w corocznej pantomimie. Zachwycona mina, okrzyk radości i gorące podziękowania dla hojnego świętego. Jest wesoło i gwarno. Na białym obrusie rośnie plama po czerwonym barszczu, w wodzie rozpada się zapomniany pieróg, dzieci wycierają umorusane czekoladą buźki w świeżo wyprane kuchenne ścierki, panowie rozsiadają się wygodne w sofach i włączają telewizor a panie nadrabiają zaległości w plotkach. No, po prostu zwyczajne święta ; )
W miarę możliwości od razu korzystamy z prezentów. Przelewamy herbatę do kubka z reniferem, zakładamy kapcie z kolorowymi pomponami, do przegródki nowego portfela wrzucamy łuskę z grzbietu świątecznego karpia. Otwarcie okazujemy radość z prezentu i cieszymy się patrząc na zadowoloną minę obdarowanego przez nas.
Bo nie rozumiem pojęcia; nietrafiony prezent. Co z tego, że nie potrzebny nam kolejny wyciskacz do czosnku? Że mamy całą szufladę skarpetek i krawatów? Nie nosimy plastikowej biżuterii ani nie lubimy perfum Calvina Kleina? Przecież to wcale nie o to chodzi! Nie chodzi o zwiększenie stanu posiadania, o porównanie co, kto i za ile, o domysły i domniemania. Chodzi o sam fakt, że ktoś zechciał nas czymś obdarować. Że istnieje ktoś, kto chciał nam zrobić przyjemność. Kto poświęcił chwilę, zastanowił się, zadał sobie trud, miał chęć i ją zrealizował. Bo smutną rzeczą jest uświadomienie sobie, że nie ma nikogo kto zechciałby wręczyć nam tę przysłowiową parę skarpet, ale jeszcze smutniejsze gdy sami nie mamy komu tych skarpet podarować.
Wesołych, rodzinno- przyjacielskich Świąt Bożego Narodzenia, kochani! Obyśmy zawsze mieli z kim świętować!
Słusznie prawisz Mariollo/Joasiu! :)
OdpowiedzUsuńNajlepsza nasza rodzinna świąteczna historyja, to jak moje około dwuletnie wtenczas bratanice, ślizgały się w kuchni na makaronie ;)
Rodzinka zajęła się biesiadowaniem, a małe zemknęły do kuchni i w pewnej chwili zaczęły dochodzić stamtąd odgłosy szampańskiej zabawy, idę zobaczyć i co widzę?????!!!!!!
Podłoga w kuchni usłana gotowanym makaronem, a diablęta ślizgają się na nim i tak rozkosznie się tym radują ;)
tak, takie przygody, choć wkurzające w danym momencie, najfajniej się wspomina ;)
UsuńMam nadzieję że równie wesoło będę za rok wspominać fakt, iż dziecię me położyło na leżakującym w kanciapie orzechowcu, zapasowe koło od swojego auta...
Tak letko sobie tom przygodę wspominam, bo to nie ja sprzątałam ten makaron, tylko moje bratowe, na co patrzyła ze satysfakcją ;)
UsuńOrzechowca oczywiście szkoda, ale przecież historyja do jakieś Twojej książki jak znalazł ;)
Na szczęście tylko kawałek uległ zagładzie, bo koło oparło się felgą na brzegu blachy ;)
UsuńA jeśli chodzi o książki, to jakbyś zgadła Mario! Prawie wszystkie humorystyczne zdarzenia z moich książek to fakty z życia realnego. Co niektórych historii Bareja by nie wymyślił, a co dopiero ja!
Mariollo, nareszcie jakiś zdrowy stosunek (za przeproszeniem Państwa) do świąt!
OdpowiedzUsuńMoże nie ma czym się chwalić, lecz hołduję zasadzie- przewróciło się, niech leży. Podniosę przy okazji, jak będę przechodziła :)))
UsuńJa nazywam to zdrowym podejściem- inni lenistwem... hrehrehre!
U mnie w domu też coraz spokojniej przed świętami. Już nie stresuję się wszelkimi wpadkami. My też losujemy, komu robimy prezent, ale każdy wcześniej przygotowuje listę, co chciałby dostać od Mikołaja :)
OdpowiedzUsuńMiłego świętowania :)
Losowanie jest naprawdę świetnym pomysłem.
UsuńWesołych Świąt!
U nas też losowanie od kilku lat. Skończył się prezentowy horror, bo trochę nas jest.
OdpowiedzUsuńMy w tym roku poszliśmy na całkowitą łatwiznę i postanowiliśmy wręczyć sobie po... książce.
UsuńTak... maksymalnie 0,7l.
Mariolka, wszystkie ... książki już przeczytane? ;)))
UsuńNo dzie! Jesteśmy na pierwszym rozdziale, ale ciekawie sie zapowiada ;)
Usuńbardzo mi się Wasze święta podobają :) takich świąt brakuje mojej córce, właśnie wspominała gwarne rodzinne gdy jej ojciec, babcie i dziadek żyli :( teraz mało nas, codziennie do kogoś innego zajeżdżamy żeby chociaż z moim rodzeństwem, a jej wujkami i ciotkami jakiś kontakt mieć, takie życie ...
OdpowiedzUsuńdziękuję za życzenia i wzajemnie - obyśmy zawsze mieli z kim świętować :)
Masz rację- różnie to w życiu bywa. Zawsze jednak jakość jest ważniejsza niż ilość. Czasem lepiej świętować w mniejszym lecz szczerym gronie.
UsuńU mnie dawniej bywało po 18 osób na Wigilii, teraz coraz mniej i co roku zapowiadamy, że bez prezentów, ale i tak połowa się wyłamuje... Losowanie to dobry pomysł, muszę to wdrożyć u nas!
OdpowiedzUsuń