a

a

środa, 23 stycznia 2019

Natura próżni nie lubi

Fatalnie zaczął się dla mnie ten rok. Prawie równie fatalnie, jak zakończył zeszły. Ale to już wiecie. 
Dzień po świętach Saba zakończyła swe życie, a w kolejny wieczór Sonia dała susa przez płot i, pomimo wielkiej pomocy ludzi-znajomych i całkiem obcych, wszelki ślad po niej zaginął. Nie będę pisała o tym co przeżyłam i wciąż przeżywam. Ile łez wylałam i nie przespałam nocy. Każda z Was wie to doskonale i równie doskonale rozumie. Nie dziwicie się więc pewnie wcale, że nie mam chęci ani do pisania, ani czytania, ani w ogóle do niczego. Snuję się jak jakieś zombie, a dni mijają prawie nie różniąc się od siebie. 
Paradoksalnie najgorsze są te dni słoneczne, z rześkim, zimowym powietrzem, bielą i iskrzeniem śniegu, zapraszające do spaceru. Patrzę przez okno i wspominam jak łaziłyśmy sobie po polach, ganiałyśmy po lesie, czy po prostu bawiłyśmy się na własnym podwórku. Patrzę przez okno, a łzy same ciekną mi po policzkach. Jerzy zerka na mnie ze współczuciem, proponuje spacer, czy jakąś wyprawę za miasto, lecz wiem, że to nic nie da. Spróbowałam raz- przez całą drogę wyłam jak syrena. Każde miejsce przypominało mi jakąś sytuację z którymś z psów w roli głównej. Brakowało mi ich zimnych nosów, merdających ogonów, odciśniętych w śniegu łap, wesołego szczekania i w ogóle... Do dupy z takim spacerem. 

Stoję więc w oknie i obserwuję ptaki. Choć zima nie jest u nas jakoś szczególnie śnieżna ani mroźna, ptaki przylatują całymi stadami. W przeważającej ilości sikorki i mazurki. Czasem trafi się kos z żółtym dziobem, zięba błyśnie niebieską czapeczką czy rudzik wypnie pomarańczową pierś. Na pniu starej węgierki kilka razy przysiadł dzięcioł. Regularnie odwiedzają mnie też sroki- ciekawe czy któraś z nich to Klara?[pamiętacie sroczkę "wypadniętą" z gniazda?] Odkąd nie ma psów śmielej siadają na trawie i szukają jakichś smakołyków. Nie raz i nie dwa widzę jak podrywają się do lotu trzymając w dziobach niezauważonego przeze mnie, lub zapomnianego orzecha włoskiego. Amatorów orzechów jest zresztą więcej. Któregoś razu wypatrzyłam szczura, który spokojnie, bezstresowo, z orzechem w pyszczku maszerował do swej kryjówki wśród opałowego drewna. Stałe widoki, przewidywalne dni. A jednak... 

Dzisiejszego poranka odwiedził mnie jeszcze ktoś. Siedzę sobie przy stole, popijam kawę i usiłuję wmówić sobie, że te otręby z jogurtem są naprawdę zajebiste, gdy nagle w karmniku zapanował popłoch. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie ptaki poderwały się równocześnie i zgodnie przeniosły na czubek śliwki.



Zaintrygowana, wyostrzyłam zmysł wzroku. Pod ptasią stołówką zauważyłam jakiś podejrzany ruch. Nie znam się na kotach, moją miłością zawsze były psy, wiem jednak, że trójkąt: pies, kot i ptak, niekoniecznie musi być udany, poderwałam się więc z krzesła, aby w lodówce poszukać czegoś smaczniejszego niż sikorka. Z kawałkiem smażonej piersi z wczorajszego obiadu wyszłam na taras. Szaro-rudy cień śmignął za choinkę. Postałam chwilkę, pomachałam kąskiem, aby smakowita woń rozeszła się po okolicy i próbowałam przywołać gościa zachęcającym: kici- kici. Żadne z moich działań nie przekonały futrzastego gościa do ujawnienia się. Położyłam więc kąsek na podłodze tarasu, wróciłam do domu i, łapiąc po drodze komórkę, zajęłam strategiczne miejsce przy drzwiach balkonowych. Po kilku chwilach kot przycupnął sobie jak gdyby nigdy nic, na podłodze altanki.



Jednak zapach kusił ;



Zachęcony bezruchem przysiadł sobie na tarasie, udając, że ten kawałek kurczaka w ogóle go nie rusza, w każdej chwili gotowy zwiać.



W końcu chapnął smakołyk i popatrzył mi prosto w oczy. 



Chciałam poczęstować go jeszcze jedną porcyjką, wstawałam z podłogi bardzo powoli, ale na mój pierwszy ruch kot zniknął bezszelestnie niczym duch i tylko tłusty ślad po kurczaku świadczył o jego niedawnej obecności. 
Ciekawe czy jeszcze wróci.

Mimochodem, rozmyślając i wybierając  zdjęcia na których cokolwiek widać, naszły mnie dwie wiekopomne i odkrywcze myśli:

Po pierwsze- natura próżni nie lubi. Wystarczyło kilka raptem tygodni i już miejsce psa próbuje zagarnąć kot. 
Po drugie- muszę umyć okno...

11 komentarzy:

  1. Co Ty, okna przeciez myje sie na wielkanoc, a to jeszcze troche. I tak przeciez zaraz sie znowu pobrudza, to taka pora roku.
    Straszne z ta Sonka, tyle czasu, a ona jakby pod ziemie sie zapadla. Jedyne wytlumaczenie, ze ktos ja przygarnal, choc z drugiej strony po tylu apelach i komunikatach...
    Ale poki zycia, nie tracimy nadziei!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Obawiam się, że ta cisza to... wymowne milczenie. Mam przeczucie, że stało się coś złego. Wypadek? I sama nie wiem, czy wolę wiedzieć, czy mieć nadzieję, że gdzieś tam...
      ;[

      Usuń
  2. Piękne kocisko i raczej dobrze wygląda. Na kurczaka wróci na pewno.
    Sonia nie mogła zniknąć bez śladu. Ja mam przeczucie, że gdzieś jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. W pewnym sensie wiem co przezywasz, bo mi Migusia "zgubila sie" juz wiele razy. Co prawda daleko nie byla, tylko schowana gdzies w krzaczorach. Zawsze wyobrazam sobie najgorsze.
    Moze Sonka sie znajdzie. Roznie bywa. Trzymam kciuki. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj koniecznie. Pluję sobie w brodę, że nie dopilnowałam Sońki dostatecznie. Saba przez piętnaście lat miała wyrąbane na huki, petardy i takie tam, dlatego też nie byłam zbytnio wyczulona, nie przewidziałam, że drugi pies zareaguje aż taką paniką- i oto skutek ;[

      Usuń
  4. Czytam i pochlipuję, bo niedawno miałam podobne sytuacje - najpierw umarła nasza ukochana suczka, potem nagle jeden z kotów... Ale tak jak u Ciebie - po dwóch miesiącach przybył nam do domu malutki kotek, po prostu stanął nam na drodze, czekał na nas... Może ten "Twój" kotek też sobie upatrzył właśnie Ciebie...? A Sonka - całkiem możliwe, że się odnajdzie. Znam takie historie, zwierzaki odnajdywały się po wielu miesiącach. Czasem ktoś przygarnie, nieświadom, ze pies czy kot ma inny dom, ale wystarczy też chwila nieuwagi, a zwierzę znajdzie drogę do starego domu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie - jak każdy, twierdzę że nigdy więcej żadnego zwierza. Zbyt dużo łez, cierpienia itp. Do czasu aż znów trafi się jakaś bidna biduńka... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech się odnajdzie, wszak świat zna takie przypadki!

    Kotkiem bym się zamartwiła, czy tez nie jest czyjaś zgubą, ewentualnie czy biedaczysko nie jest bezdomny. Wystaw może jakieś zdatne pudło,w razie gdyby wrócił i chciał się schować przed zimnem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakątków ci u mnie dostatek. Otwarta węglarka, że o pustej budzie nie wspomnę.... Lecz póki co to była jednorazowa wizyta. Przynajmniej do dziś :)

      Usuń