a

a

wtorek, 20 sierpnia 2019

Koń by się uśmiał

Wiemy wszyscy, że przepisy prawne bywają dziwne. Że regulaminy spółek, towarzystw, czy innych organizacji bywają tak skomplikowane, że czasem sam twórca nie do końca je rozumie. Wiadomo też powszechnie, że grabie grabią do siebie i tak jak chętnie przyjmowane są wszelkie ubezpieczeniowe składki, tak wypłacanie należności to już droga przez mękę, wybrukowana dodatkowo cierniami i gwoździami. Co dziwniejsze, wszelkie czynności mające na celu wydojenie klienta odbywają się w majestacie prawa. Gdy człowiek spóźni się z opłatą jeden dzień otrzymuje natychmiastowe ponaglenia, często okraszone miłą wzmianką o komornikach i innych windykatorach. Na wypłatę świadczeń czeka się za to często miesiącami. 
No, ale po co ja to w ogóle piszę- toż to czysty banał i oczywista oczywistość. Niby tak- lecz gdy sprawa zaczyna dotyczyć osobiście, banał i oczywistość stają się zmorą i człowiek tylko coraz szerzej otwiera oczy, z niedowierzaniem czytając kolejne maile od towarzystwa ubezpieczeniowego, które to jeszcze nie tak dawno temu obiecywało jasność, przejrzystość, uczciwość i inne gwiazdki z nieba.
Miałam stłuczkę. Klient jednego z marketów zapatrzył się nie tam gdzie trzeba i przyłożył mi zderzakiem w zderzak. Poszła lampa, nieco wgniotek i zarysowań, sporo nerwów, ale nic poważnego ani mnie, ani jemu się nie stało. Przyjechała policja, wydmuchali, wlepili klientowi mandacik, spisali protokół- standardowa kolizja drogowa i zwyczajowe postępowanie. Wysłałam do towarzystwa ubezpieczeniowego odpowiednie dokumenty, sympatyczny pan przyjechał i ocenił szkody, dostałam nawet auto zastępcze, bo z powodu zbitej lampy dowód rejestracyjny auta został zatrzymany. No i okej. 
Okej do czasu, aż dostałam odpowiedź. I tu zagwozdka- sympatyczny pan wycenił koszty naprawy na 5 tysięcy, a ubezpieczalnia proponuje mi... cały 1 tysiąc i pół! No więc ja się pytam: o co chodzi?! Jakim cudem mam naprawić auto? Skąd mam wyszarpać te pozostałe 3,5 tysiąca? Oburzona wystosowałam kolejne pismo, na które uzyskałam następną dziwną odpowiedź. Po kilkukrotnym przeczytaniu domyśliłam się, że zaoferowano kwotę za którą mogę kupić używane lub zastępcze części i nimi mam naprawić samochód. Cóż, odpisałam ponownie, że nie chcę podróbek, tylko oryginały, bo takie właśnie zostały uszkodzone podczas kolizji. W odpowiedzi dowiedziałam się że to jest standardowa procedura. No chwila! Jeśli to jest standard, to dlaczego konfiskuje się pirackie płyty i książki? Skąd te naloty na handlarzy podrabianymi ciuchami? Jakim prawem zwijają gości za fajki czy alkohol bez akcyzy? Przecież takimi niefirmowymi też można się nieźle najarać i ubzdryngolić!
Zmęczona idiotyczną wymianą maili osobiście pofatygowałam się do siedziby ubezpieczalni. Jezu! Tam dopiero usłyszałam opowieści, przy których moje ukochane fantasy wydają się całkiem realistycznymi i prawdopodobnymi historiami. Podobni do mnie pechowcy chętnie dzielili się swoimi doświadczeniami. Jeden z nich walczy w sądzie już dwa lata, drugi zaczął się leczyć u psychiatry, trzeci stwierdził że chyba jest jakimś medium przemieszczającym się pomiędzy światami równoległymi, bo ubezpieczalnia stwierdziła, że żadnego wypadku nie miał, gdyż uszkodzenia biorących udział w stłuczce aut nie są ze sobą kompatybilne. Rany! Jednak proszę- jacy kreatywni ludzie pracują w ubezpieczalniach- a ja, naiwniara, myślałam że to zwykli urzędnicy!
Summa summarum, podpowiedziano mi, żebym sprzedała wierzytelności którejś z wielu instytucji, zajmujących się zawodowo odzyskiwaniem od firm ubezpieczeniowych należnych klientowi pieniędzy. Swoją drogą jakie to polskie niestety, że powstają legalne firmy zajmujące się legalnym wydzieraniem kasy innym legalnym firmom. Sorry- nie pojmuję tego swoim małym rozumkiem! 
Cóż, ten nie ma stłuczek, który nie jeździ, jednak nie chciałabym ponownie wędrować tą cierniową drogą. Życzę Wam- wszystkim kierowcom, szerokich dróg, rozsądnych współuczestników ruchu i życzliwych policjantów, bo na uczciwe ubezpieczalnie nie macie co liczyć!

I źle nam było kiedyś? Gdy człek konno przestrzenie nieśpiesznie przemierzał?
I przyjemniej, i zdrowiej, taniej, smrodu mniej, że o nerwach nie wspomnę. A jak jeden drugiemu w zad wjechał, to worek owsa i butelka gorzałki załatwiały sprawę. I co ważniejsze- bez wnerwiających pośredników. Baa... Chciało nam się postępu- to mamy! ;)
Koń by się uśmiał!


12 komentarzy:

  1. Szkoda, ze nie piszesz jasno i wyraznie, ktora to ubezpieczalnia, potencjalni jej klienci powinni wiedziec o jej zlodziejskich trikach.
    W takich przypadkach po raz kolejny odmawiam dziekczynne nowenny, jakem ateistka, ze zyje w normalnym kraju. Bo nie tylko sprawe gownianej stluczki mam zalatwiona szybko i kompetentnie na telefon, zastepcze auto albo w pieniadzach, jesli z niego zrezygnuje, nie tylko szybka i sprawna wyplata, bez dyskusji o podrabianych czesciach zamiennych, to w razie jakiesj obsuwy mam adwokata, ktory ubezpieczalnie moze postraszyc (na ogol natychmiast pomaga) lub sad, ktory im to w krotkim czasie nakazuje. A tam, jak zawsze i jak wszystko, pod gorke, z poslizgami i machlojskimi kombinacjami.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja mam tak samo jak Pantera. Opisywalam swoja kolizje w styczniu. Jedyne co musialam zrobic to zadzwonic do ubezpieczalni zglosic zdarzenie, a potem pofatygowac sie do miejsca gdzie odholowano moj pojazd w celu zbrania z niego rzeczy. W ciagu czterech dni mialam wyplacone pieniazki za calkowicie skasowany samochod, po tak zwanej gornej cenie rynkowej. Jedynie z czym czekalam dosc dlugo to tzw. excess, czyli mala kwota ktora sie zawsze placi w razie jakiegokolwiek zdarzenia (u mnie £100), a ktora pozniej zwracaja w przypadku gdy wypadek nie byl z Twojej winy. No ale to juz byla rozgrywka pomiedzy ubezpieczalniami, bo i kolizja byla wielopojadowa wiec kazdy chcial jak najlepiej dla swojego klienta.
    Ale w przypadku obdsuwy, tak jak u Pantery, jest prawnik. Aha, i wszystko zalatwia sie na telefon.

    OdpowiedzUsuń
  3. I w takich właśnie przypadkach widać jak bardzo nasze państwo kochane dba o obywateli. I sądy i służba zdrowia i wszystkie państwowe instytucje są nastawione na zysk, a nie na troskę o zwykłych szaraczków. Oczywiście inne kraje mają inne bolączki jak chociażby problem imigracji, brexity, zawirowania gospodarcze i polityczne, lecz jeśli chodzi o zwykłą uczciwość to jesteśmy wciąż w głębokiej komunie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz sie, za komuny takiego burdelu i bezprawia jednak nie bylo.

      Usuń
    2. Aniu, było, tylko inne i zawoalowane, a zwykli ludzie zyli w nieswiadomosci i oderwaniu od wiadomosci ze swiata, wiec to tez ksztaltowalo i rzutowalo na opinię, ze jest ok.

      Usuń
    3. Też myślę tak jak Dora. Co prawda w latach osiemdziesiątych byłam dzieckiem i guupią nastolatką, ale takie filmy jak np. "Alternatywy 4", "Zmiennicy", ze o "Misiu" nie wspomnę, choć przesadzone i prześmiewcze powstały na bazie rzeczywistości.

      Usuń
  4. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń