a
piątek, 18 grudnia 2015
Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą
Wszyscy znamy to powiedzenie Javiera Moro z książki „Szkarłatne sari”. Część z nas faktu tego doświadczyła osobiście, część była świadkiem, gdy w przypadku jakiegoś powodzenia tłumy sprawców przekrzykując się i przepychając, nastawiały piersi do przypięcia orderów. Gdy natomiast coś nie wyszło- winny był zawsze system. Sama ostatnio usłyszałam, że pięknie przystroiliśmy dom na święta, szkoda tylko, że stłukłam tę najpiękniejszą bombkę ;)
Miło jest usłyszeć słowa „twój sukces jest moim sukcesem”, ale czy ta sama osoba jest gotowa powiedzieć „twoja klęska jest także moją”? W przypadku najbliższych i w ważnych sprawach pewnie tak, ale w dalszym środowisku już niekoniecznie.
Bardzo często i niewiadomo dlaczego, jeden człowiek umniejsza zasługi drugiego. Pewnie z troski, aby ten nie wpadł w samozachwyt.
Na przykład żona zrobiła wspaniałe pierogi z owocami. Cieszy się, że znikają w paszczach z nadświetlną prędkością, rozpiera ją duma, aż tu nagle mąż mówi- to dzięki temu, że kupiłem te wspaniałe owoce do pierogów.- I już sukces kucharki nie jest wcale taki wspaniały. Albo mąż naprawił cieknący kran, patrzy na żonę z satysfakcją i czuje się jak prawdziwy maczo, a żona mówi- gdybym nie kupiła narzędzi, to do tej pory by ciekło.- I już umiejętności męża straciły na wartości. Po co to robimy? A cholera wie. Taki to już dziwny gatunek jesteśmy.
Zarówno sukces, jak i porażka weryfikuje nasze grono przyjaciół. Z rodziny nie mogą cię wypisać, ale wyłączyć z kółka znajomych jak najbardziej. Jeśli coś się nie powiodło „prawdziwi przyjaciele”, gdy już ponapawają się cudzym nieszczęściem, zapominają numeru twojego telefonu. Sukces działa niczym lep na muchy. Pod warunkiem oczywiście, że jakąś część tego sukcesu będzie można przytulić, bo jeśli nie- to już prawdziwa tragedia. W takim wypadku już szybciej wybaczona zostanie porażka.
Młoda aktorka wygrała kasting i bierze udział w swym pierwszym przedstawieniu w miejscowym teatrze. Cieszy się jak głupia, zaprasza wszystkich znajomych, rozdaje dziesiątki darmowych biletów wstępu. Premiera. Denerwuje się, zerka niespokojnie zza kurtyny, wypatruje przyjaznych twarzy... Widzi tylko dwie. Później idiotyczne tłumaczenia; zaspałam, dziecko nagle zachorowało, babcia źle się poczuła, kosmici na podwórku wylądowali... Jeśli premiera okaże się kitem, będą jej tłumaczyć, że od razu to wiedzieli, niczym ekshibicjoniści, którzy zawsze muszą mieć na wierzchu. Jeśli hitem, zaczną obgadywać i pomniejszać jej osiągnięcia. Czują się gorsi i żeby poprawić sobie humor, kastrują jej sukces z pracy i talentu, twierdząc, że to łut szczęścia, albo kaprys losu.
Bo przecież piękne włosy albo szczupła figura to nie jest efekt ćwiczeń i codziennej dbałości, a jedynie odziedziczonych genów, a ludzkość jest jak plankton — pływa sobie w oceanie i albo będzie mieć szczęście i wystąpi w „Piratach z Karaibów”, albo pecha i trafi do wielorybiego żołądka.
Kończąc te mało świąteczne i niewesołe rozważania o bliźnich, co niektórym proponuję modlitwę:
„Gdy wieczorne zgasną zorze. Zanim głowę do snu złożę. Modlitwę moją zanoszę. Dopierd.olcie sąsiadowi. Dla siebie o nic nie proszę, tylko mu dosrajcie proszę. Kto ja jestem? Frustrat mały. Mały zawistny i podły. Jaki znak mój — krwawe gały. Oto wznoszę moje modły. Zniszczcie tego skur.wysyna. Mego brata sąsiada, tego wroga, tego gada. Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby mu się córka z czarnym, i w ogóle żeby miał marnie. Żeby miał AIDS, zabijaka, oto modlitwa Frustrata.”
z filmu „Dzień Świra”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niedawno na fb przeczytalam madra sentencje, ze wyborca PiS nie spodziewa sie poprawy swojej sytuacji, on ma szczera nadzieje na pogorszenie sytuacji sasiada.
OdpowiedzUsuńCzy to takie typowo polskie? Chyba tak, niestety.
I to jest hm... grzecznie powiedzmy frustrujące.
UsuńMiło Cię widzieć Pantero ;)
:*
UsuńO matko, Mariolko, ktoś Ci do...ł?
OdpowiedzUsuńŻe tak polecę klasykiem- co cię nie zabije, to cię wzmocni ;)
UsuńZnaczy, że do...ł. Zaszczel dziada. W łeb i w ocet.
OdpowiedzUsuńHydrze łba nie odrąbiesz, niestety. Chyba trzeba się przyzwyczaić i olać.
UsuńPowiedziałabym Ci "weż niepierdol" (nie wiem czy widziałas reklamę, ale znikła już z jutba), ale to nie zawsze jest takie proste.Żeby Cię pocieszyć mam podobnie od 4 miesięcy, kopią, bo chyba lubią.
OdpowiedzUsuńMnemo- olewamy i robimy swoje!
UsuńTak jest!!
Usuń