Remedium na smutki i stresy mogą być różne rzeczy. Sen, książka, film, porządne trzaśnięcie garami, albo stłuczenie kilku talerzy.
Dla mnie najlepszym lekiem są moje psy. Gdy mam doła wystarczy trochę przytulasów, liźnięcie czy dwa po dłoni i już mi lepiej. Gdy krew gotuje się w moich żyłach i w myślach układam epitafium na nagrobku Jurka, które zazwyczaj kończy się słowami- „uduszony przez własną żonę”, biorę smycz i idę na długi spacer do lasu. Po drodze wyżalę się, wybluzgam czasami, wygadam od serca i, co najlepsze, nie muszę wysłuchiwać żadnych dobrych rad czy krytyki własnego zachowania. Choć kiedy jedna albo druga spojrzy na mnie z wyrzutem, to zaczynam się zastanawiać, czy czasem one nie rozumieją aby zbyt dużo...?
Babcia Saba jest z nami już czternaście lat i nie raz i nie dwa ryczałam w jej futro. Sońka jest od marca i już nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej z nami nie być.
A przecież to był czysty przypadek. Mogłam jej nie zauważyć, mogła być na spacerze z którymś z wolontariuszy, mogłoby być jeszcze wiele innych przeszkód. O naszym spotkaniu możecie poczytać tutaj.
Przez pierwsze kilka dni była zastraszoną, zabiedzoną kupką nieszczęścia.
Ileż cierpliwości wykazała, gdy wyczesywałam jej skołtunione od nie wiadomo ilu lat kudły. Grzebieniem, szczotą, nożyczkami... Nigdy nawet nie warknęła, choć ja na jej miejscu sama siebie z pewnością bym pogryzła. Raz tylko napędziła mi niezłego stracha, gdy zniknęła. Z jakiegoś powodu przeskoczyła przez płot. Gdy załamana i pełna wyrzutów sumienia wróciłam z bezowocnych poszukiwań, siedziała pod furtką i na mój widok lekko machnęła ogonem. Gdy tylko wytuliłam ją z wielką ulgą, chciałam dać jej wychowawczą reprymendę, ale na mój podniesiony głos i zamarkowane klapnięcie w tyłek tak się skuliła, tak wielkie przerażenie i smutek pojawiły się w jej oczach, tak panicznie stuliła uszy i przypadła do ziemi, że tylko się rozryczałam i zabrałam za głaskanie i przepraszanie. Nie wiem, jakie były jej losy, ale z pewnością poznała co to jest krzyk i ból. Co znaczy uniesiona ręka albo noga. Pewnie dlatego nie lubi aportować, a zamach ręką nie kojarzy jej się z zabawą. Zabiłabym gnoja, który zrobił jej krzywdę!
Przez pierwsze dni Saba oprowadzała nową koleżankę po włościach.
Już wyobrażam sobie ich rozmowy:
-Tu pod tą sosną niby jest kibel, ale gdy pańcia nie widzi, to sram wszędzie... ;)
Dziewczyny jakoś nie zaprzyjaźniły się specjalnie. Ich wzajemne stosunki nazwałabym nieagresywną akceptacją. Sikają w te same miejsca i obwąchują te same krzaczki, ale ani jednej, ani drugiej nie ciągnie do wspólnej zabawy. Sądzę, że to z powodu wieku. Schroniskowy weterynarz ocenił Sonię na dwa lata, ale wg mnie ma ich co najmniej pięć. Oczywiście nie ma to najmniejszego znaczenia.
Sońka jest taka jak ja. No... trochę bardziej owłosiona. Obie uwielbiamy żonkile
i nie tolerujemy suchej karmy. Gdy widzę jak Jurek albo Dawid zalewają chińską zupkę, a potem siorbią ze smakiem... Brrr.
Mogłoby się wydawać, że Sońka, jako pies schroniskowy będzie nienażarta i niewybredna. Nic bardziej błędnego. Suchej nie ruszy, mokrą tak sobie, drób zje jak jest bardzo głodna. Taka hrabianka mi się trafiła ;)
Tak jak ja, nie lubi burzy. Podejrzewam, że cichaczem podgląda przez okno telewizję i jak widzi w prognozie zapowiedź burzy układa się pod tarasowymi drzwiami. Ma jakiś siódmy zmysł, bo nigdy się nie pomyliła- jak Sońka leży pod drzwiami to na bank w nocy będzie grzmiało i lało. Zabieram więc z dworu co wrażliwsze kwiaty, chowam hamak, dobrze zamykam drzwi od pomieszczeń gospodarczych, a gdy Jurek idzie spać [udając, że nic nie wie] wpuszczam moją pogodynkę do domu. Kładzie się grzecznie na starym kocu i kima spokojnie całą noc.
Choć raptem minęły zaledwie trzy miesiące Sonia już jest innym psem.
Wciąż wycofana i ostrożna, ale jej pysk się śmieje, a w oczach ma spokój. Nie wywija szaleńczo ogonem, gdy wracamy z miasta, ale podchodzi bez strachu i swoim zwyczajem wtula głowę pod pachę albo przytula się ufnie do kolan. Nie jest chętna do wygłupów ani nie umie sztuczek, ale każdym swym gestem pokazuje, że kocha mnie bezgranicznie.
Schroniska na całym świecie pełne są takich pięknych dusz. Skrzywdzonych, zagubionych, czekających aby obdarować kogoś swoją miłością i wiernością.
Nie kupuj- przygarnij.
Przyszło lato, ludzie wyjeżdżają i zamiast znaleźć opiekuna do psa, potrafią wyrzucić go z samochodu przejeżdżając przez wieś. Tak to przynajmniej wygląda u nas co roku...
OdpowiedzUsuńBo to człowiek właśnie. Żadnego innego gatunku nie stać na taką podłość ;[
UsuńJest śliczna. I bezpieczna.
OdpowiedzUsuń