Jakoś tak się utarło, że czterdzieste urodziny są przełomem w życiu kobiety. A przynajmniej tak odbiera to moja szalona kuzynka Anka, która właśnie zaczęła dźwigać na grzbiecie swój czwarty krzyżyk. Aleksandra- dobra dusza- wymyśliła dla niej przyjęcie- niespodziankę, a mnie zapędziła do pomocy w jego realizacji. Choć przebiegła Anka domyśliła się podstępu swojej bratowej, do końca udawała zaskoczenie i Ola była w pełni usatysfakcjonowana ;) Fakt- impreza była świetna, ale nie o niej chciałam napisać, a o jednym z gości szanownej jubilatki.
Poznali się w Noc Sylwestrową i od tej pory nic już nie miało być tak samo. Niestety...
Jacek skończył 26 lat i pracuje jako trener choszczeńskiej drużyny kajak polo w kategorii młodzików. No i wciąż mieszka z mamusią. Jest prawdziwym niewolnikiem własnego ciała. Dzień zaczyna i kończy gimnastyką. Przed podniesieniem łyżki do ust liczy kalorie i sprawdza indeks glikemiczny pokarmu na niej zawartego. Każdy mięsień, przeciętnym ludziom służący do poruszania się, jest jego przyjacielem i ma swoje imię. I każdemu poświęca odpowiednią liczbę minut na indywidualny trening. Okazał się całkiem sympatycznym młodzieńcem. No, może nie zabija intelektem, ale wiedział, że bitwa pod Grunwaldem była w 1410 roku. Nie był tylko pewien, kto wygrał…
Jego znajomość z Anką jest doprawdy skomplikowana. Wydaje mi się, że trzyma go ona przy sobie jako remedium na konflikt serca i rozumu, jaki ostatnio nieustannie toczy jej ciało i duszę ;) Ewentualnie chce być poprawna politycznie i akceptuje w pełni genderowatość młodziana. Skąd gender u takiego macho? Cóż, przytoczę Wam dialog bohaterów tegoż wpisu i oceńcie sami ;) Działo się to na początku ich znajomości, gdy Anka zachorowała, a Jacuś postanowił ją porozpieszczać. Natrudził się chłopak, uszykował wzmacniający przecier z selera naciowego i załatwił najnowszą komedię rodem z Hollywood. ;)
– Chcesz trochę? – zapytał Jacek, wychodząc z kuchni z dzbankiem shrekopodobnej mikstury.
Anna energicznie zaprzeczyła.
– To przecier z selera. Jest doskonały na potencję.
– Nie, dziękuję. Nie mam jeszcze problemów z potencją – odpowiedziała żartobliwie Anka.
– A prostatę badałam w zeszłym miesiącu.
Jacek z aprobatą pokiwał głową.
– To dobrze. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Matko jedyna…
– Masz całkowitą rację. A ty systematycznie wykonujesz mammografię? – Anka badała dalej intelektualne możliwości Jacka.
– Oczywiście.
– Cytologię też?
Napakowany hermafrodyta skinął potakująco głową, podszedł do DVD i włączył płytę.
– Oglądamy?
Załamana Anna bez słowa skinęła głową.
Nie wiem, dlaczego się załamała. W końcu naprawdę lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda? Miał chłopak rację ;)))
Osobiście poznałam go jednak dopiero na owej imprezie.
Jedzenia naszykowałyśmy masę, bo Ola zaprosiła wszystkich z otoczenia Anki, których znała. Goście zajadali się przysmakami przez nas przygotowanych. Na stole stało wszystko, co tylko można było sobie wyobrazić: sałatki, mięsiwa we wszystkich postaciach, miliony przystawek na ciepło i zimno. Wszyscy jedli, jakby co najmniej przez tydzień nie mieli nic w ustach, z wyjątkiem oczywiście Jacka. Na pytanie Ajrona, dlaczego odmawia sobie tych pyszności, chłopak udzielił wyczerpującego wykładu na temat prawidłowego żywienia.
– Ale przecież trzeba korzystać z życia! Dieta dietą, rygoru trochę też się przyda, lecz drobne przyjemności są równie ważne – tłumaczył sportowcowi Ajron. – Carpe diem, mój młody przyjacielu.
Przerośnięty chłopiec spojrzał na dziwnie mówiącego weterynarza.
– No… karpia zjem… Ryby są zdrowe i mają dużo białka, choć ta akurat trochę mułem zaciąga… – powiedział, po czym spojrzał zdziwiony na twarze ryczących ze śmiechu gości.
Rany! To był hit imprezy! Wielcy filozofowie mają to do siebie, że ich słowa można interpretować w rozmaity sposób, ale takiej interpretacji Horacego jeszcze nie słyszałam ;)))
Nie był to koniec spektakularnych występów chłopaka Anki. Przy wydatnej pomocy Jurka powstał edukacyjny filmik o dorastaniu. Zaczął się on czołówką ze znanej komedii „I kto to mówi II”. Gdy plemniki dostały się w końcu do komórki jajowej i mała dziewusia stwierdziła, że ma dwie pary warg, na ekranie pojawiło się zdjęcie Anki w ramionach rodziców. Slajd za slajdem ukazywał małą Andzię. Ze smoczkiem w buzi, w zabawnych kapelusikach, na spacerach… Wszyscy z zachwytem obserwowali, jak z małego bąka wyrasta kilkuletnia panienka. Pierwsze świadectwo, szczerbaty uśmiech, na kilku zdjęciach z „Rapsodii”, w tle machała do nich ciocia Frania. W pewnym momencie Ajron musiał zastopować film, gdyż znów wszyscy, jak jeden mąż, buchnęli śmiechem, pokładając się na podłodze. Z ekranu telewizora wdzięczyła się do nich mała Ania w wielkim słomianym kapeluszu, machając radośnie rączką i obejmując nogami kłapouchego osiołka, na którym siedziała.
– Rany, Anka! Kto na tobie siedzi? – zawył Tomek, kolega z pracy, skręcając się ze śmiechu.
Wszyscy, włącznie z jubilatką, zarechotali. Najgłośniej śmiał się Jacek. Pozostali goście siedzieli już spokojnie, a on dalej zwijał się na podłodze. Po dłuższej chwili opanował się w końcu i spojrzał z uznaniem na Tomka.
– Dobre to było. – Wyszczerzył zęby. – Ale przecież nikt na niej nie siedzi. To kapelusz! – Jacek nów zaczął wesoło rechotać.
Agnieszka- żona komendanta policji, znana w mundurowych kręgach jako prawdziwa śmieszka, prychnęła niepohamowanie. A że właśnie popijała kolorowego drinka, z jej ust wystrzeliła rozproszona struga pomarańczowego płynu i osiadła na klapach marynarki, pechowo siedzącego naprzeciw niej, chłopaka Beaty. Zamarła, ze strachem wpatrując się w oplutego solidnie marynarza. Ten wytarł z twarzy sok pomarańczowy i uśmiechnął się do Agnieszki.
– Trafiony – zatopiony. – Po czym dodał z powagą: – I jaki celny, symetryczny strzał.
Uwierzcie mi, na takiej imprezce jeszcze nie byłam! I, mimo że w głowie Jacka hula wiatr, jest on naprawdę przemiły. Takie duże dziecko. Szczery, uczynny i poczciwy. W końcu nie jego wina, że kolejka po rozum była taka długa... Z drugiej strony nie wiem, jakim cudem Anka z nim wytrzymuje, choć ktoś, kiedyś może być z nim szczęśliwy. Ktoś nieoczekujący rozmowy po...
\Oesssu, Mariollo, nie wierzę! Wymyśliłaś to?!
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że tylko po części... ;)))
UsuńJasne, ze wymyslila:)))) Ale naprawde takie egzemplarze zyja na tym swiecie - wierzci mi na slowo. Mam kolezanke, wypisz wymaluj kolega Anki.
OdpowiedzUsuńSpotkanie z nia dziala dobrze na miesnie brzucha, bo ubaw jest po pachy, jednak na dluzsza mete nie do wytrzymania.
No właśnie hahaha. Postaci z powieści są przerysowaną nieco sumą autentycznych ludzi. I nie wiem czy się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie...
UsuńFakt, też znam tako jedno. Zapytała, czy akwaforta to tytuł obrazu.
OdpowiedzUsuńHm... a nie jest? ;)))
UsuńChyba sobie przylepię na ścianie "Karpia zjem".
OdpowiedzUsuńNie ma to jak mądra maksyma.
A ja- "Ślepota przychodzi z czasem, z głupotą trzeba się urodzić" ;)
UsuńNo niestety, kto stał w kolejce po ciało ten się spóźnił w kolejce po rozum. I odwrotnie.
OdpowiedzUsuńAle mnie ubawiłaś :-)))))
Śmiech to zdrowie- kolejna maksyma ;)
UsuńWymyśliłaś, no kurczę wymyśliłaś te postaci:) Bym chyba nie mogła z 26 latkiem...szczególnie takim, co karpie je, bo ja nie lubię...szlamem jedzie:)
OdpowiedzUsuńJa tam bym mogła z 26-latkiem... ;)))
UsuńNo może gdyby bardzo chciał...:)
UsuńJa ostatnio paduam, gdy pewna Norweżka - nieco młodsza niż 26 lat, bo 22-latka - zapytała mnie na widok zespołu zamkowego z lotu ptaka: "A dlaczego tam jest ta woda wokół tego budynku" - i wierzcie mi, nie chodziło o problemy językowe, bo angielski posiadała znakomity;)))) Reszta parsknęła, ja wymiękłam:-)
OdpowiedzUsuńHrehrehre. Prawdziwy współczesny rycerz w spódnicy. Porządnie zakuty ;)
UsuńCześć Krecie ;)
Cze;)
Usuń