a
piątek, 8 stycznia 2016
Perfekcyjnie przygotowana...
Tak się jakoś złożyło, że 22 lata temu, kilka dni po moich 23 urodzinach znalazłam się w szpitalu. Nie, nie z powodu marskości wątroby po świąteczno- noworocznym pijaństwie (urodziłam się drugiego stycznia), ani nadwrażliwości żołądka po obżarstwie- choć postronny obserwator mógłby tak przypuszczać, gdyż brzuch miałam rozdęty do granic możliwości- ale z powodu nagłej (choć niby spodziewanej) akcji porodowej.
Pamiętam, że nad samym ranem obudziło mnie (nie pierwszy zresztą raz tej nocy) parcie na pęcherz. Odsunęłam kołdrę, starając się nie obudzić Jurka. Od jakiegoś czasu spaliśmy pod oddzielną pościelą, bo mój olbrzymi brzuch potrzebował okrycia wielkości co najmniej spadochronu. Podpierając się rękami, usiadłam i stopami wymacałam kapcie. Odepchnęłam się i z gracją mistrza sumo wstałam z łóżka. Poczłapałam do łazienki, za każdym krokiem masując bolący krzyż. To jest wielka niesprawiedliwość. – Utyskiwałam, siadając na toalecie. - Facet strzela sobie z petardy i ma luz, a kobieta przechodzi koszmar…
Sikałam… sikałam… sikałam… Jezus Maria! Nie mogłam przestać… Ulga zamieniła się w przerażenie.
– Juuurek!
Przestałam się martwić o jego spokojny sen, a zaczęłam o siebie. Jerzy wpadł do łazienki i przecierając oczy z resztek snu, spojrzał na mnie pytająco.
– Co się dzieje?
– Nie wiem. Nie mogę przestać sikać. Chyba wody mi odchodzą. – Panika w moim głosie momentalnie udzieliła się przyszłemu tatusiowi.
– Rany boskie!
Spojrzał na mnie, jakbym powiedziała, że za chwilę będzie koniec świata.
– No, co się gapisz! Zrób coś!
Wciąż sikałam.
– Ale co?
– Do cholery, nie wiem co. Dzwoń do lekarza.
Jurek kręcił się we własnej łazience, jakby był tam pierwszy raz w życiu.
– A gdzie telefon? – zapytał w panice.
– Jezus Maria… W lodówce…
Załamałam się doszczętnie, gdy pobiegł galopem do kuchni.
– Nie ma! – rozległ się jego wrzask wraz z odgłosem trzaśnięcia drzwiami lodówki.
Na szczęście wody płodowe odeszły, ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do szpitala. Dwadzieścia dwa lata temu porody rodzinne dopiero wchodziły do mody i Jurek mógł mi towarzyszyć tylko w tak zwanym pokoju wspólnym. Jako młoda pielęgniarka, mająca wiele koleżanek wśród położnych byłam perfekcyjnie przygotowana do porodu. Uczestniczyłam (nieregularnie) w szkole rodzenia, wiedziałam jak oddychać, jak rozluźniać i napinać mięśnie dna miednicy, jakie pozycje i ćwiczenia zadziałają przeciwbólowo... Podczas gdy my siedzieliśmy w pokoju, jakaś biedaczka rodziła, drąc się niemiłosiernie i rzucając wszelkimi inwektywami. Masujący mój (niebolący jeszcze) kręgosłup Jurek spojrzał na mnie ze strachem.
-Ty też będziesz tak krzyczeć?
Uspokoiłam go uśmiechem.
-Skąd! Ta kobieta w ogóle nie umie rodzić.
Z rosnącym niesmakiem słuchałam (bo nie dało się nie słyszeć) wrzasków rodzącej. Co jak co, ale oddychać przeponą i torem górnożebrowym mogła się chyba nauczyć? W końcu nie jest to takie trudne... Boże, to chyba jakaś nizina społeczna, jakie słownictwo...
Po godzinie się zaczęło. Dłonie Jurka, które do tej pory sprawiały mi przyjemność, zaczęły parzyć żywym ogniem. Oddychałam na zmianę przeponą i górnożebrowo, ale g...no to dawało. Przy coraz częstszych skurczach zaczęłam dyszeć niczym zgoniony pies. Nie mogłam znaleźć pozycji, bo w każdej bolało jak cholera. Jurek dalej macał mnie po krzyżu, a mnie zaczynał trafiać szlag. Wszelki tamy utrzymujące na wodzy moją kulturę osobistą runęły w piz...u.
-Zabierz te łapy, do cholery!
-No ale mówiłaś, że ci pomaga...
-Zabieraj, kur...a, albo ci je upierdo...ę przy samych łokciach!
Zaczęłam sunąć po pokoju, trzymając się ścian i jęcząc co chwilę grobowym głosem. Jurek zaczął się denerwować.
-Może wody ci nalać?
-Nie chcę wody. Nic nie chcę. A w ogóle to najlepiej się zamknij! Wszystko przez ciebie ch...ju jeden!
-Oddychaj kochanie, od..
-Zamknij się kur..a. mówię! Ja pierd...lę A co niby robię cały czas?
W końcu trafiłam na porodówkę. Moje wrzaski z akustycznej sali słychać chyba było w całym budynku i bynajmniej nie czułam się tym faktem skrępowana. Wszystko miałam głęboko gdzieś. Personel położnictwa zastanawiał się pewnie, czy nie zatrudnić mnie aby na etacie szpitalnej syreny, bo moje darcie z częstotliwością trzepotu skrzydeł kolibra brzmiało uuuUUUAAAAAAaaa... itd.
O godzinie 14.20, wśród wrzasków, bluzgów z najgorszego rynsztoka i bólu nie do zniesienia urodził się mój syn. 3,60 kg i 57 cm szczęścia. Momentalnie ustały wrzaski, bluzgi zmieniły się w słodkie majaczenia (oj ti, ti... jaki śliczny, jaka rączunia, jaka nózia, jakie włoski) i liczenie paluszków, a ból... Jaki ból?
Dzisiaj Dawid skończył 22 lata. Kawał chłopa, wyższy od ojca, matkę podnosi jedną ręką. Gdy przyjeżdża ze szkoły do domu, patrzę na niego i zachwycam się w myślach... Jaki przystojny, jakie mięśnie, jakie włosy...
I dochodzę do wniosku, że my- matki- nie do końca jednak mamy po kolei w głowach... ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jakbym o sobie czytala! Teorie mialam opanowana do perfekcji, szkola rodzenia odwiedzana z regularnoscia zegarka, pogarda dla z cicha pojekujacej pacjentki obok. A potem rozdarlam ryja i szantazowalam polozne, ze jesli mi nie pomoga, to je pozabijam. Meza przy sobie nie mialam, bo 33 lata temu bylo to niemozliwe.
OdpowiedzUsuńPrzy nastepnych dzieciach juz trzymalam pysk, po pierwsze ze wstydu, a po drugie, bo szlo szybciej jakos i co najmniej wiedzielam, czego sie spodziewac. :)))
Choćbyśmy nie wiem jak się różniły, w pewnych sprawach wszystkie zachowujemy się pewnie podobnie ;)
UsuńSolidarność jajników ;)
I wagin. :)
Usuńa ja się nie dałam! a przestraszona młoda położna z lękiem pytała czy będę. Sprawa się rozwiązała po badaniu okazało się ze ma być cesarza i była!Nie wiem co to bóle porodowe odejście wód pocięte krocze. Ominęło mnie bo drugi raz już jakoś nie złożyło się. Ale obok babki darly japy.
OdpowiedzUsuńa ja się nie dałam! a przestraszona młoda położna z lękiem pytała czy będę. Sprawa się rozwiązała po badaniu okazało się ze ma być cesarza i była!Nie wiem co to bóle porodowe odejście wód pocięte krocze. Ominęło mnie bo drugi raz już jakoś nie złożyło się. Ale obok babki darly japy.
OdpowiedzUsuńTo się ciesz, że Cię ominęło. Choć tak naprawdę człowiek ma pamięć wybiórczą i pamięta tylko to co chce(no, chyba że jakaś trauma prawdziwa). A pewnie cięcie cesarskie i czas po zabiegu też nie był różowiutki ;)
UsuńNie było tak żle:) Po ścianie do kibla, brzuch trzymymając w garści:) Zawzięta byłam, o siebie sie nie martwiłam, bardziej o dziecko, bo wtedy 4 doby były po cesarskim oddzielnie. Jak go mi przynieśli to nie umiałam karmić, on płakał, ja płakałam, miłałam trochę znajomości więc na wizytę męża mi przemycili do dyżurki i mógł syna zobaczyć. No i mleko dostałam w butelkach za kawę i czekoladę. 9 dób tam kwitłam, ale z każdą dobą sobie lepiej radziłam. DZiś jest inaczej dziecko cały czas przy matce.
UsuńJa swoich to nawet nie wspominam, ale cos w stylu wszystkich tutaj wpisow razem pomieszanych :-)
OdpowiedzUsuńA jak patrze na swojego syna to tez mysle: jaki przystojny, jaki wysoki, jakie wlosy, a jak fajnie zbudowany. I do dziewczyny sie z czuloscia odnosi... Tak. My matki nie mamy po kolei w glowach...
Hahaha. Ale to taki pozytywny bzik ;) Dla każdej matki jej dziecko jest najpiękniejsze ;)
Usuń