a
sobota, 2 stycznia 2016
Zegar tyka
Rok 2015 pożegnał nas piękną, wiosenną pogodą, a 2016 powitał śnieżkiem i całkiem porządnym mrozem. Patrzę przez okno i zachwycam się krajobrazem za oknem. Gałęzie porzeczkowych krzewów otuliły się delikatną koronką, iglaki założyły białe czapeczki, a trawy stoją na baczność, salutując zimowemu słonku. Wychodzę z domu i... przestaję się zachwycać. Mało brakowało, a wyrżnęłabym orła na oszronionym chodniku chodząc dookoła samochodu i zdrapując grubą warstwę lodu z szyb, a zgrabiałe ręce miały problem z włożeniem kluczyka do stacyjki. Nie odpalił- dziad jeden. Jurek fuka- że nie ma się co dziwić, skoro nie chciało się auta do garażu odstawić... Noż kurna, jakbym wiedziała że rano nie odpali, to bym odstawiła...
Tak więc z podróży do miasta nici. Akumulator z mojego golfa ładuje się w kuchni, a swoje auto Jerzy pożyczył Dawidowi, który pojechał balować gdzieś pod Poznań, później do szkoły i wróci dopiero za dwa tygodnie. Jesteśmy udupieni.
Całe szczęście, że po noworocznym obiedzie, na który znów przyjechała cała famuła, zostały jakieś resztki. Hm... po obadaniu lodówki, stwierdziłam, że całkiem pokaźne resztki- z głodu nie umrzemy ;)
Olka zrobiła wczoraj przepyszne dewolaje z indyka i sałatkę z brokułów. Pokroję mięso na kawałki, dodam do resztki sałatki i będzie całkiem nowa, odlotowa, sałatka z indyka ;)
Cytryna ma już tak wielki brzuch, że gdyby Ajron nie powiedział mi, że przychówku powinnam spodziewać się w pierwszej połowie lutego, przeprowadziłabym się do obory, pewna, że koza urodzi lada moment. Tak samo (mimo moich uspokajających słów) myśli Hania i już profilaktycznie przygotowuje się do ewentualnego „cesarzowego wycięcia”, bo skoro wypadki chodzą po ludziach, to i po kozach też przecież mogą. Nasz domowy wet wciąż baluje gdzieś na Bornholmie i Hanka postanowiła godnie go zastąpić ;)
Mała Miśka dalej przeżywa wideo od Mikołaja, choć nie znaczy to oczywiście, że przestała tłuc się ze starszą siostrą. Tłucze się dalej, mając pewnie nadzieję, że Mikołaj odpoczywa po ciężkiej pracy i nie obserwuje niegrzecznych dzieci zbyt gorliwie. Na szczęście nie tłucze (jeszcze) Natana. Od kilkunastu dni mieszka z nami czteroletni chłopczyk. W ciągu dnia jest już całkiem dobrze, ale nocki na razie wciąż są przerąbane. Kilka razy muszę zmieniać zasikaną przez małego pościel. Trafił do mnie po kilkudniowej odtrutce w szpitalu, w którym to wylądował dzięki swoim rodzicom- nałogowym narkomanom. Na myśl o nich wciąż zgrzytają mi zęby, a dłonie automatycznie zaciskają się w pięści.
No i naturalnie, po kilku głębszych, podjęliśmy noworoczne postanowienia. Olka (jak co roku) będzie się odchudzać, Anka będzie milsza dla ludzi (ha !- czyli zanim walnie pałą, da powąchać marchewkę) a ja obiecałam nie zmarnować ani jednego owocu z sadu. To było bardzo sprytne z mojej strony, bo zawsze mogę się wytłumaczyć ;) Czego nie przerobię, zjedzą kozy lub Boczek, a co spadnie – użyźni ziemię. Nic się nie zmarnuje ;) Ale tak serio, gdy przypomnę sobie te olane w zeszłym roku porzeczki, to jestem wściekła sama na siebie.
Co jeszcze z nowości? Po szalonej sylwestrowej zabawie Anka obudziła się we własnym co prawda łóżku, ale za to u boku nieznanego przystojniaka. Zamiast w budzik palnęła ręką w jakąś buźkę i dobrą chwilę ugniatała męską wargę, zanim zorientowała się, że nie jest to dzyndzel od budzika. Na moje pytanie, czy inne dzyndzle też były w użyciu zaprzeczyła, ale tak jakoś niepewnie ;) Obie z Olką bardzo się cieszymy. W końcu czemu Anka ma mieć lepiej niż my? Tym bardziej że zegar biologiczny bezlitośnie tyka. Dacie wiarę, że dzisiaj ukończyłam czterdzieści pięć lat??? Niemożliwe... ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
45? Śmich na sali! Chyba, że to w powieści.
OdpowiedzUsuńW powieści się odmłodziłam. 45- w realu ;)
UsuńSmarkata jestes! Jaki piekny wiek - najlepszego! ♥
OdpowiedzUsuńOooo dzięki Aniu! Tak dawno nikt nie powiedział o mnie "smarkata". No, chyba że w kontekście cieknącego nosa ;)
UsuńHe, he 45, kiedy to było? Mnie stuknęło bez litości, nad rankiem w Nowy Rok. I tak, co roku w ten Nowy Rok wchodzę od razu z nowym krzyżykiem. Jeśli chodzi o mróz, to mam takie spostrzeżenie, że wrony więcej chyba srają, kiedy mrozi. Autko postawione pod drzewem obsrały totalnie, mróz zamroził. I jak ja teraz będę takim zagównionym autkiem jeździć, bo mimo wszystko odpala.
OdpowiedzUsuńNajlepszego Mnemo ;) Czyli Ty też- tak samo jak ja- miałaś przerąbane, bo zawsze najstarsza w klasie ;)
UsuńZ dwojga złego wolałabym obsrane, ale jeżdżące auto, niż wypucowane, ale udupione w garażu ;)
Mariolka, teraz to się cieszę bom rok młodsza, urodzona 31 grudnia miałabym o rok więcej. W młodości to był jakiś problem. I to, że w ten Nowy Rok to kaca leczyli o urodzinach nie pamiętali...
UsuńHahaha- prawda. U mnie to samo, a teraz urodziny razem z sylwkiem, więc też impreza do tyłu;)
UsuńŻeby było smieszniej imieniny mam dzisiaj...goście bykiem patrza na stół, uwierz mi...
UsuńHahahah! Wygrałaś! ;)
UsuńDziękuję bardzo ;)
OdpowiedzUsuńTo ja się nie odzywam...
OdpowiedzUsuńTy nawet nie smarkata. Osesek normalnie ;)
Usuń