a
czwartek, 11 lutego 2016
Indiańska legenda
Oj, narobiło się! Gdy ja wypoczywałam w Zakopcu, w Jagodzicach różne sceny dantejskie się odbywały. W boksie męczyła się Cytryna, wydając na świat kolejne pokolenie rogatych łobuzów, a na podwórzu, albo na łące Saba nadziała się na jakieś paskudztwo.
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, choć nie obeszło się bez wizyty w gabinecie Ajrona. Psa trzeba było szyć.
Przez dwa dni biedunia leżała jak zwłoki, ale dziś już wdała się w kłótnię z wietnamkiem Boczkiem, więc chyba wraca do siebie.
Koźlaczki natomiast, a szczególnie chłopiec Agrest, spędzają mi sen z powiek. Biała- Malina- dołączy do stada, natomiast jej ciemniejszy braciszek...?
Hania wdała się w ostrą kłótnię i znienawidziła szczerze swego do niedawna ulubionego wujka. Poszło prawie na noże.
Drugi tydzień ferii dziewczynka spędza u mnie, a dokładniej rzecz biorąc w boksie Cytryny, nie mogąc rozstać się z koziołkami ani na chwilę. „Ochrzciła” je wodą z konewki, uroczyście nadała imiona, przytrzymuje kozę gdy małe ssają i w ogóle najchętniej karmiłaby je własną piersią ;) Cytrynie dogadza, wybierając mi z lodówki najlepsze marchewki i najbardziej soczyste jabłka ze stryszku, aby tylko jej mleko było smaczne i pożywne dla koziołków. Kochana jest... ;)
Przy okazji kontrolnej wizyty u psa weterynarz obejrzał też najnowszych ulubieńców Hanki. Nie bacząc na cichutko siedzące w kącie boksu dziecko, rozmawiał głośno z Jurkiem o przyszłej kastracji Agresta i – niestety- o jego garnkowym przeznaczeniu. Hanka się wściekła! A choć jako dziecko, nie zrozumiała trudnego terminu „kastracja”, gest dwoma palcami po szyi pojęła doskonale. Rzuciła się na przerażonego nagle doktorka, krzycząc głośno, że jak tylko zrobi coś Agrestowi, to ma się szykować na śmierć. I to po poprzednim „wysrakowaniu”! Nie wiem czego wujaszek wystraszył się bardziej, czy „wysrakowania” żywcem, czy śmierci w męczarniach, ale zwiał jak zmyty, rozmowę z roztrzęsioną Hanią pozostawiając mnie.
No i mam dylemat. Jak mam przekonać wrażliwe dziecko, że nie mam zamiaru hodować capa? Że pewne gospodarskie zwierzęta niestety czeka taki, a nie inny los? Z jednej strony wybucham śmiechem wyobrażając sobie scenę w koziarni, a z drugiej ryczę na myśl o przeznaczeniu biednego Agresta. Nie umiem sobie wyobrazić jak można zabić i zjeść takiego cudnego czorcika, choć równocześnie wiem, że za kilka miesięcy będzie to duży (i capiący) kozioł? Wkurza mnie własna hipokryzja, bo chętnie kupuję kurę od sąsiadki i zajadam się z apetytem pysznym rosołem, choć kilka dni wcześniej podrzucam temu rosołowi garść zboża, czy resztki z obiadu i patrzę z zachwytem jak przebiera nóżkami w poszukiwaniu co lepszych kąsków. Rany, nie wiedziałam, że życie na wsi prowadzi do takich dylematów. Kupując mięso w sklepie nie zastanawiałam się skąd się ono bierze. Czy ktoś je „chrzcił” i kochał. Czy ktoś podbierał dla niego z lodówki najpyszniejsze smakołyki i drapał czule po gardziołku?
Z drugiej strony przypomina mi się indiańska legenda, opowiadająca o białej lady, która odmówiła wzięcia do ust mięsa zastrzelonego niedźwiedzia. Zdumiony i smutny Indianin zadał jej pytanie „Cóż zrobił ci ten zwierz, że gardzisz jego ciałem, które poświęcił dla ciebie?”
I tak sama sobie tłumaczę, że uczynię wszystko, aby Agrest miał dobre życie, a później podziękuję mu, że to życie dla mnie oddał. Ale nie działa... Ryczę...
Czy ta Cytryna nie mogła urodzić dwóch dziewczynek...?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Daleko odeszliśmy od natury. Z jednej strony, zapominamy, że mieso w sklepie kiedyś żyło, z drugiej strony naszych własnych zwierząt jeść nie chcemy...
OdpowiedzUsuńIndianin miał rację. Ale on miał też prawdziwy szacunek dla niedźwiedzia, który został pokonany w raczej uczciwej walce. ach... za dużo by pisać.
A nie da sie go jakos... sprzedac? Czego oczy nie widza... No i po co go przedtem srakowac, skoro i tak... ten tego?
OdpowiedzUsuńEhhh, nie dla mnie taki hardkor, bardzo Hanusie rozumiem.
Też pytałam o to srakowanie. Przede wszystkim, po osiągnięciu dojrzałości płciowej (co się staje już piątego miesiąca!)koziołek staje się agresywny,ale głównie chodzi o specyficzny zapach, którym przesiaka mięso. Nie mogę sobie tego wyobrazić! Oba maluchy słodko pachną mleczkiem...
UsuńNo to po co go dwukrotnie meczyc, nie lepiej... nie chce mi to przez klawiature przejsc... nie lepiej go przedtem... jako kozlecine?
UsuńŁokropny dylemat, srakowanie a potem szlachtowanie. Capek niestety capi i to na odległość. Z lat dawnych mam na sumieniu kurę i ryby, nie wiem, jak bym się teraz do tego zabrała. Myślę, że mieszkając na wsi potrafiłabym to zrobić, z tym, że nic większego od drobiu.
OdpowiedzUsuńMatko, nieeee!!! Wszystko rozumiem, ale sie nie godzę! Przecież kozioły też są potrzebne! Sprzedaj go, czy coś!
OdpowiedzUsuńNa Allegro go wystaw! Albo Olx!
OdpowiedzUsuńCalkiem rozumiem Twoje dylematy. Moj syn do dzisiaj ma odruch zwrotny jak pomysli o miesie kozim. Jako dziecko widzial bowiem przypadkiem to "mieso" tuz po... (no wiesz, ciach ciach!) a jeszcze przed obrobka. Tez uwazam ze czego oczy nie widza tego sercu mniej zal.
Dzięki dziewczyny, że tak mnie rozumiecie!
OdpowiedzUsuńAle spoko, jeszcze duuużo czasu przed Agreścikiem i wszystko jeszcze może się zdarzyć.